Выбрать главу

— A teraz powiedz mi, proszę —nie wytrzymałem w końcu —skąd to wszystko wiedziałeś?

— Mój poczciwy Adso —odparł mistrz. —W ciągu całej podróży uczę cię rozpoznawać znaki, przez które świat do nas przemawia niby wielka księga. Alanus ab Insulis powiada, że

omnis mundi creatura quasi liber et pictura nobis est in speculum[13]

mając na myśli niewyczerpane zasoby symboli, którymi Bóg mówi nam poprzez swoje dzieło stworzenia o życiu wiecznym. Ale świat jest jeszcze bardziej wymowny, niż myślał Alanus, i nie tylko mówi o rzeczach ostatecznych (w którym to przypadku wyraża się zawsze w sposób niejasny), ale również o tym wszystkim, co nas otacza, i wtedy wyraża się całkowicie jasno. Prawie wstydzę się, że muszę powtarzać ci to, o czym winieneś wiedzieć. Na skrzyżowaniu dróg, w świeżym jeszcze śniegu, wyraźnie rysowały się odciski kopyt końskich biegnące w kierunku ścieżki po naszej lewej ręce. Te odciski, rozmieszczone w sporej i jednakowej odległości jedne od drugich, były małe i okrągłe i wskazywały na bardzo regularny galop —stąd mogłem wywnioskować o charakterze konia i o tym, że nie pędził byle gdzie, jak to czyni zwierzę spłoszone. W miejscu, gdzie sosny tworzą jakby naturalny okap, niektóre gałązki były świeżo ułamane dokładnie na wysokości pięciu stóp. Na jednym z tych krzaków morwy, tam gdzie zwierzę musiało zawrócić, żeby ruszyć dalej ścieżką po swojej prawej stronie, powiewając przy tym pysznym ogonem, utkwiło między igiełkami długie czarne włosie… Nie powiesz mi, na koniec, że nie wiesz, iż ta ścieżka prowadzi do miejsca, gdzie wyrzuca się ściółkę, pokonując bowiem dolny zakręt widzieliśmy pianę nieczystości spływających stromo u stóp baszty południowej i brukających śnieg; a przy takim położeniu rozstajów ścieżka mogła prowadzić jedynie w tamtym właśnie kierunku.

— Tak —powiedziałem —ale drobny łeb, spiczaste uszy, wielkie ślepia…

— Nie wiem, czy ma to wszystko, ale z pewnością mnisi święcie w owe przymioty wierzą. Izydor z Sewilli powiedział, że piękno konia wymaga „ut sit exiguum caput et siccum prope pelle ossibus adhaerente, aures breves et argutae, oculi magni, nares patulae, erecta cervix, coma densa et cauda, ungularum soliditate fixa rotunditas”[14]. Gdyby koń, o którym wydedukowałem, iż tędy przegalopował, nie był naprawdę najlepszym koniem w stajni, czemu w pogoń za nim ruszyć by mieli nie tylko stajenni, czemu trudził się sam klucznik. A mnich, który uważa konia za doskonałość przewyższającą formy naturalne, musi widzieć zwierzę takim, jakim auctoritates mu je opisały, szczególnie jeśli —i w tym miejscu obdarzył mnie kąśliwym uśmiechem —jest uczonym benedyktynem.

— No dobrze —powiedziałem —ale czemu Brunellus?

— Oby Duch Święty wlał ci więcej oleju do głowy, niż masz w tej chwili, mój synu! —wykrzyknął mistrz. —Jakież inne imię dałbyś mu, skoro nawet wielki Buridan, który ma zostać rektorem w Paryżu, kiedy przychodzi mu mówić o pięknym koniu, nie znajduje imienia bardziej stosownego?

Taki był mój mistrz. Nie tylko potrafił czytać w wielkiej księdze natury, lecz również pojąć, w jaki sposób mnisi czytają zwykłe księgi i jak za ich pośrednictwem myślą. Dar ten, jak zobaczymy, miał być mu bardzo użyteczny w dniach, które nastąpiły. Ale na razie jego wyjaśnienie wydało mi się tak oczywiste, że choć czułem upokorzenie, gdyż sam nie wpadłem na nie, górę wzięła duma, bo teraz już uczestniczyłem w nim, i prawie winszowałem sobie przenikliwości. Albowiem siła prawdy jest taka, że, podobnie jak dobro, rozprzestrzenia się dokoła. I niech pochwalone będzie święte imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa za to, że zostałem tak pięknie oświecony.

Lecz wróć do swego wątku, o moja opowieści, gdyż zgrzybiały mnich zbytnio zapóźnia się przy marginaliach. Mów raczej o tym, że dotarliśmy do wielkiej bramy opactwa i że na progu stał opat, któremu dwaj nowicjusze trzymali złotą misę napełnioną wodą. A kiedy zsiedliśmy z naszych wierzchowców, opat umył dłonie Wilhelmowi, potem objął go, całując w usta i dając mu swoje święte błogosławieństwo, w tym czasie zaś klucznik zajmował się moją osobą.

— Dziękuję, magnificencjo —rzekł Wilhelm. —Dla mnie to wielka radość postawić stopę w klasztorze, którego sława przekroczyła te góry. Przybywam jako pielgrzym w imię Naszego Pana i jako takiemu oddałeś mi honory. Lecz przybywam również w imieniu naszego pana na tej ziemi, jak wyjaśni to list, który ci wręczam, i w jego imieniu też dziękuję za życzliwe powitanie.

Opat wziął list z cesarskimi pieczęciami i oznajmił, że tak czy owak przybycie Wilhelma poprzedzone było innymi listami od konfratrów (albowiem —powiedziałem sobie z pewną dumą —trudno jest zaskoczyć benedyktyńskiego opata), potem poprosił klucznika, by ten zaprowadził nas do kwater, gdy tymczasem stajenni zajęli się naszymi biegusami. Opat obiecał, że odwiedzi nas później, kiedy już posilimy się, i weszliśmy na wielki dziedziniec, gdzie budynki opactwa rozrzucone były po całym łagodnym płaskowyżu zaokrąglającym w delikatną konchę —lub łąkową halę —szczyt góry.

O rozkładzie opactwa będę miał okazję wspomnieć nieraz i znacznie dokładniej. Za bramą (która była jedynym dostępem w obręb murów) otwierała się wysadzana drzewami aleja prowadząca do kościoła klasztornego. Po lewej stronie, dokoła dwóch budynków, łaźni i szpitala oraz herboristerium, które wzniesiono wzdłuż zakrzywienia murów, rozciągała się rozległa przestrzeń warzywników i, jak się później dowiedziałem, ogród botaniczny. W głębi, po lewej stronie, dźwigał się w górę Gmach, oddzielony od kościoła placem, na którym znajdowały się groby. Północne drzwi kościoła wychodziły na południową basztę Gmachu, który od frontu prezentował oczom zwiedzającego basztę zachodnią, po lewej stronie wrastającą w mur i opadającą prosto w przepaść, a nad przepaścią sterczała widoczna z ukosa wieża północna. Na prawo od kościoła kilka budynków przylegających doń i rozłożonych wokół krużganków, pewnie dormitorium, dom opata i dom pielgrzymów, w którego stronę szliśmy przez piękny ogród. Po prawej, za rozległym placem, wzdłuż murów południowych i dalej na wschód na tyłach kościoła szereg zagród należących do kolonów, zabudowania gospodarcze, młyny, wytłaczarnie, spichrze i piwnice oraz budynek, który wydawał mi się przeznaczony dla nowicjuszy. Regularny, ledwie trochę falisty teren pozwolił dawnym budowniczym tego świętego miejsca uszanować nakazy orientacji lepiej, niż mogliby wymagać Honoriusz Augustodunensis lub Wilhelm Durand. Z położenia słońca o tej porze dnia domyśliłem się, że brama wychodzi dokładnie na zachód, więc ołtarz i chór zwrócone są w kierunku wschodnim; słońce od wczesnego rana budziło mnichów w dormitorium i zwierzęta w oborach. Nigdy nie widziałem opactwa piękniejszego i cudowniej zgodnego ze stronami świata, chociaż później poznałem Sankt Gallen, Cluny, Fontenay i inne, większe może, lecz nie tak doskonałe w proporcjach. Wyróżniało się natomiast wyraźnie ogromną bryłą Gmachu. Nie miałem wiedzy mistrza budowniczego, ale od razu zdałem sobie sprawę, że jest o wiele starszy od otaczających go budynków, że być może służyć miał innym celom i że całość opactwa dobudowana została w czasach późniejszych, ale w ten sposób, iż orientacja wielkiej budowli pasowała do orientacji kościoła lub na odwrót. Albowiem architektura jest tą sztuką, która najśmielej stara się odtworzyć swoim rytmem porządek wszechświata, przez starożytnych nazwanego kosmosem, to jest ozdobionym, jeśli przyrównać go można do wielkiego zwierzęcia opromienionego doskonałością i proporcją wszystkich swoich członków. I niechaj pochwalony będzie Nasz Stwórca, który jak powiada Augustyn, ustanowił wszystkie rzeczy względem liczby, ciężaru i miary.

вернуться

13

omnis mundi creatura…

każde na świecie stworzenie, jakoby księga i obraz, jest dla nas odzwierciedleniem
вернуться

14

ut sit exiguum caput… —aby łeb był drobny i szczupły, o skórze przylegającej niemal do kości, uszy krótkie i ostre, ślepia wielkie, chrapy szerokie, kark wyprostowany, grzywa gęsta i ogon, mocno ukształtowane krągłe kopyta.