Выбрать главу

Zaprosiliśmy na dzisiejsze spotkanie François, który opowie nam o swych przeżyciach – przewodniczący wskazał na trzydziestoletniego faceta o zapadniętych policzkach i podkrążonych oczach. François podniósł się, ukłonił i usiadł z powrotem w swym wygodnym fotelu. Przewodniczący zachęcał François do zwierzeń. – Bardzo prosimy powiedz nam o swych kłopotach, jesteś wśród ludzi, którzy chcą ci pomóc, którzy na pewno cię zrozumieją.

François nadal milczał, ale chyba popadł w głębsze zamyślenie, bo zaczął jak większość Francuzów w takiej sytuacji dłubać w nosie. Po chwili ocknął się, popatrzył na uśmiechniętego przewodniczącego i jakby sobie coś przypomniał:

– Nie, nie jestem wierzący, no może czasami, ale raczej nie. Od kilku lat miewam głód, głód czegoś, czego jeszcze nigdy nie jadłem. Zobaczyłem kiedyś przejechaną przez ciężarówkę starszą kobietę, to było latem, ciało jeszcze parowało i zrozumiałem, że mój głód to głód ludzkiego ciała i ludzkiej krwi – Wyznał François i zamilkł.

– Czy zaspokoiłeś kiedyś tę swoją potrzebę? – zapytał jeden ze studentów.

– Tak – odpowiedział krótko François – ale potem się bałem, że ktoś mnie na tym przyłapie.

– Czy mógłbyś opowiedzieć dokładniej, jak zaspokoiłeś swoją potrzebę – dociekliwie pytał ten sam student. François popatrzył niepewnie na terapeutycznie uśmiechniętego przewodniczącego.

– Czasami pracowałem jako pomoc szpitalna na oddziale chirurgicznym. Ale naprawdę wybierałem to, co zostało po operacjach i już nikomu się nie przydało.

– Czy ten głód opanowuje cię często? – zapytała dziewczyna robiąca pilnie cały czas notatki.

– Raz, dwa razy do roku, chyba.

– Możesz dokładnie określić porę roku lub miesiąc? – padło bardzo szczegółowe pytanie.

– Nie wiem – szczerze odpowiedział François.

– A czy gdyby nie uboczne korzyści z twej pracy, to czy mógłbyś napaść na kogoś, ot tak na ulicy? – zaniepokoiła się nienaukowo dziewczyna o dosyć obfitych kształtach.

W tym momencie przewodniczący podziękował François i zwrócił się do nieco skonfundowanego audytorium:

– Koledzy, proponuję podpisać petycję domagającą się udostępnienia w szpitalach i ośrodkach medycznych specjalnych przychodni dla ludzi takich jak François. Myślę, że jest to konieczne z kilku powodów. Po pierwsze; pozwoliłoby to zaspokoić w humanitarny sposób tę recesywną potrzebę. Poza tym uniknęłoby się dzięki temu niepożądanych przez społeczeństwo przypadków naruszania prawa. Po drugie; zdejmie się z tych ludzi kompleks nienormalności. Wszyscy w końcu zrozumieją, że kanibalizm jest jeszcze jednym z przejawów bogactwa natury homo sapiens. Zresztą taka akcja pozwoliłaby nam, antropologom na dogłębne, laboratoryjne wręcz zbadanie tego interesującego zjawiska. I po trzecie; dystrybucja białka ludzkiego, nikomu już niepotrzebnego, jak to określił François, będąca pod kontrolą medyczną uchroni jego konsumentów przed zakażeniem AIDS. Proponuję założyć komitet obrony kanibalizmu recesywnego i…

Wyszłam z zebrania nie dlatego, żebym miała coś przeciwko obronie kanibalizmu recesywnego.

Nawet wzruszyła mnie historia François, ale nie lubię przynależeć do komitetów będących zalegalizowaną i skostniałą formą aktywności społecznej.

15 listopada

Najlepszą pracą poświęconą ikonografii Marii-Magdaleny jest książka Mademoiselle Madeleine Delpierre. Książka ta pozostała w rękopisie i znajduje się w bibliotece Luwru. Nie jestem studentką Szkoły Luwru więc nie mogę korzystać z jej wspaniałego księgozbioru. Próbuję przekonać jednak bibliotekarza, żeby pożyczył mi do czytelni tę jedną jedyną książkę, której nigdzie indziej nie można dostać.

– Nie wolno. Musi się pani zapisać do Szkoły Luwru.

Nie mam ochoty zapisywać się do tej snobistycznej szkółki dla panienek z dobrych domów. Ale co innego mi pozostało.

– Dobrze, zapiszę się na jeden semestr. Gdzie jest sekretariat?

– Niestety, teraz mamy połowę listopada i nie przyjmuje się nowych studentów – poinformował mnie z satysfakcją bibliotekarz.

– No to jak? Żeby wypożyczyć książkę muszę się zapisać, ale zapisać się nie mogę bo już jest za późno.

Bibliotekarz wzruszył ramionami i poszedł jeść nieśmiertelne petit déjeuner. Pani, która go zastępowała powiedziała, że nie muszę się nigdzie zapisywać. Ten jeden, jedyny raz mogę przeczytać książkę w czytelni. Praca Mademoiselle Delpierrc, napisana w roku 1947, okazała się być pracą doktorską i znajdowała się według katalogu w archiwum biblioteki czyli w zupełnie innym budynku. Przeszłam przez Cour Carrée, dostałam przepustkę i dotarłam do archiwum. Bardzo sympatyczna pani przejrzała katalog, w którym wyczytała że praca Mademoiselle Delpicrre znajduje się w bibliotece Muzeum Galliera.

Cóż przyjemniejszego, jak przejechać się metrem, między stacjami Luwr i Jena. Na miejscu dowiedziałam się, iż Muzeum Galliera jest „Muzeum Mody i Stroju”, a do biblioteki można wejść wyłącznie po wcześniejszym (przynajmniej o dzień) zaanonsowaniu się sekretarce. Zrobiłam cierpiętniczą minę cudzoziemca spieszącego się właśnie na samolot do swego zamorskiego kraju i w końcu portier pozwolił mi wejść.

Panie bibliotekarki, zdumione moim pytaniem o pracę Mademoiselle Delpierre stwierdziły, że w Luwrze na pewno ktoś się pomylił, bo one żadnej książki o Marii-Magdalenie nie mają. Wracam do Luwru, telepiąc się pół godziny zatłoczonym metrem. Przepustka, Cour Carrée, bardzo uprzejma pani jeszcze raz sprawdza katalog i odsyła mnie z powrotem do Muzeum Galliera. Tam ponownie pertraktacje z portierem i znowu zdumione panie bibliotekarki, ale tym razem zdumione nieco rozsądniej: – Jak u nas w muzeum stroju może być książka o świętej i w dodatku o świętej, której jedynym strojem były jej włosy.

Mocny argument, ale nie mam siły wracać do Luwru. Namawiam panie do poszperania w katalogu, lecz ku memu zdziwieniu dzwonią do dyrektorki Muzeum. Po chwili dyrektor zjawia się osobiście w postaci uroczej starszej pani przedstawiającej się mi jako Mademoiselle Delpierre.

Miałam ogromne szczęście, że Mademoiselle Delpierre jeszcze cieszy się dobrym zdrowiem i pracuje, w przeciwnym razie nigdy bym nie mogła przeczytać doktoratu, który przechowuje u siebie w prywatnym mieszkaniu a nie, jak to mylnie informują katalogi, w bibliotece Muzeum Galliera.

Opłaciło się poszukiwanie pracy Mademoiselle Delpierre. Dzięki niej znalazłam fotografię dwunastowiecznego portalu kościoła w Neuilly-en-Donjon, na którym przedstawiono zarazem Marię-Magdalenę i Ewę. Po lewej stronie płaskorzeźby – Adam i Ewa w Raju jedzący owoc zakazany: Grzech. Po prawej – uczta u Szymona, Maria-Magdalena jawnogrzesznica pochylona przed Chrystusem namaszcza olejkiem Jego stopy: Pokuta. Poniżej Madonna trzymająca Dzieciątko i Trzej Królowie oddający Mu pokłon.

Komentarz pod opisem portalu: Jest to najbardziej rozbudowana scena namaszczenia stóp Chrystusa. W średniowiecznej sztuce francuskiej scenę tę ograniczano do przedstawienia Marii-Magdaleny i Jezusa pomijając pozostałe postacie.

Jeśli para Adam-Ewa była dla gnostyków alegorią androgyniczności, to jaką rolę odgrywa w tej symbolice Maria-Magdalena porównywana do Ewy? Stopy, głowa, wieża, Maria z Magdali, Maria Matka Jezusa, Ewa. A jak rozumieć następujący fragment Księgi Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”. Musi istnieć proste wyjaśnienie, ale jak na nie trafić? Mario-Magdaleno pomóż, bo sama nic tu nie wymyślę.