Выбрать главу

– W porządku, wystarczy. Włóż pałeczkę do puszki. I pamiętaj, żadnego bałaganu.

Scimeca posłusznie wyjęła pałeczkę z wody, otrząsnęła, sięgnęła za siebie i włożyła ją do puszki.

– Śrubokręt też.

Ustawiła śrubokręt obok pałeczki.

– Zamknij puszkę.

Ujęła wieczko za krawędź i położyła na puszce, lekko przekrzywione, bo koniec pałeczki wystawał poza krawędź.

– Teraz możesz zakręcić kran.

Obróciła się, zakręciła kran. Powierzchnię wody dzieliło od krawędzi wanny mniej więcej piętnaście centymetrów.

– Gdzie trzymałaś karton?

– W piwnicy. Ale oni go zabrali. Gość skinął głową.

– Wiem. Pamiętasz, w którym miejscu? Dokładnie. Teraz Scimeca skinęła głową.

– Stał tam długo – powiedziała.

– Chcę, żebyś odstawiła puszkę dokładnie w to samo miejsce. Postawiła ją dokładnie tam, gdzie był karton. Potrafisz to zrobić?

Kolejne skinienie.

– Tak, potrafię to zrobić.

Scimeca uniosła puszkę za kabłąk. Podniosła ją powoli, ostrożnie, żeby przekrzywione wieczko nie spadło. Niosła przed sobą, drugą dłonią przytrzymując wieczko. Zeszła po schodach na parter, przeszła korytarzem do drugich schodów, potem schodami do garażu i z garażu do piwnicy. Zatrzymała się na chwilę, bosymi stopami wyczuwając chłód betonu. Musiała odstawić puszkę na miejsce. Dokładnie. Zrobiła krok w lewo, postawiła puszkę na podłodze dokładnie tam, gdzie wcześniej stał karton.

Taksówka pracowicie wspinała się stromym zboczem wzgórza. Minęła małe centrum handlowe: supermarket i rząd sklepików. Parking był niemal całkowicie pusty.

– Co my tu właściwie robimy? – spytała Harper.

– Scimeca ma być następna – powiedział Reacher. Taksówka dzielnie parła przed siebie. Harper potrząsnęła głową.

– Powiedz mi, kto?

– Pomyśl o tym jak. To absolutny, ostateczny dowód.

*

Scimeca przesunęła pustą puszkę kilka centymetrów w prawo. Przyjrzała się jej uważnie, skinęła głową. Odwróciła się i pobiegła na górę. Czuła, że musi się śpieszyć.

– Zadyszałaś się – powiedział gość. Przełknęła ślinę z wysiłkiem, kiwnęła głową.

– Biegłam – powiedziała. – Biegłam z piwnicy.

– W porządku, odpocznij minutkę.

Scimeca odetchnęła głęboko. Odgarnęła włosy z twarzy.

– Już w porządku – oznajmiła.

– Teraz musisz wejść do wanny. Uśmiechnęła się.

– Będę cała zielona.

– Tak – przytaknął gość. – Będziesz cała zielona. Scimeca stanęła przy krawędzi wanny. Uniosła stopę, włożyła ją do wody, najpierw palce.

– Ciepła – powiedziała. Gość skinął głową.

– To dobrze.

Przeniosła ciężar ciała na nogę, którą włożyła do wanny, dostawiła drugą. Stała po kolana w wypełniającym ją płynie.

– A teraz usiądź. Ostrożnie.

Oparła się obiema dłońmi o krawędź wanny, usiadła powoli.

– Wyprostuj nogi.

Wyprostowała nogi, jej kolana znikły pod wodą.

– Zanurz ramiona.

Puściła krawędzie. Położyła dłonie obok ud.

– Dobrze – powiedział gość. – A teraz ześlizgnij się na dół, powoli, ostrożnie.

Scimeca przesunęła się do przodu. Jej kolana wynurzyły się na powierzchnię, u góry ciemnozielone, niżej, tam gdzie ciecz strumykami ściekała po skórze, jaśniejsze. Odchyliła się, poczuła wypełniające ciało ciepło. Ciepło sięgające barków.

– Odchyl głowę.

Odchyliła głowę, spojrzała w sufit. Czuła, jak jej włosy unoszą się po powierzchni cieczy.

– Jadłaś ostrygi?

Skinęła głową. Ten ruch spowodował, że jej włosy zafalowały.

– Kilka razy – powiedziała.

– Pamiętasz to uczucie? Trzymasz je w ustach i nagle przełykasz całe? Tak, jakbyś je wchłaniała?

Kolejne skinienie.

– Lubię ostrygi.

– Udawaj, że twój język jest ostrygą. Scimeca spojrzała na gościa, zdziwiona.

– Nie rozumiem – przyznała.

– Chcę, żebyś połknęła język. Żebyś go przełknęła, szybko, zupełnie tak, jakby to była ostryga.

– Nie wiem, czy potrafię to zrobić.

– Ale możesz spróbować.

– Oczywiście. Mogę spróbować.

– No to spróbuj. Już.

Scimeca skoncentrowała się i spróbowała. Przełknęła konwulsyjnie… i nic się nie stało. Tylko zabulgotało jej w gardle.

– Tego się nie da zrobić – powiedziała.

– Pomóż sobie palcem – poradził jej gość. – One wszystkie musiały sobie pomagać.

– Palcem? Gość skinął głową.

– Popchnij język. Innym się udawało.

– Dobrze.

Podniosła rękę, spłynęły z niej strumyki rozcieńczonej farby; od czasu do czasu pojawiała się w nich nie do końca rozpuszczona grubsza kulka.

– Którym palcem?

– Spróbuj środkowym. Jest najdłuższy.

Scimeca wyprostowała środkowy palec, podkurczyła pozostałe. Otworzyła usta.

– Włóż go pod język – polecił gość. – I mocno popchnij. Otworzyła usta jeszcze szerzej, pchnęła język.

– A teraz przełknij.

Przełknęła. Jej oczy otwarły się szeroko w przypływie paniki.

30

Taksówka zatrzymała się maska w maskę z policyjnym radiowozem. Reacher wyskoczył z niej pierwszy, częściowo dlatego, że był strasznie spięty, a częściowo dlatego, że to Harper musiała zapłacić za taksówkę. Stanął na chodniku, rozejrzał się dookoła, a potem zszedł na jezdnię i podszedł do okna kierowcy.

– Wszystko w porządku? – spytał.

– Kim pan jest? – odpowiedział pytaniem gliniarz.

– FBI. Czy wszystko w porządku?

– Mógłbym zobaczyć legitymację?

– Harper, pokaż facetowi legitymację!

Taksówka wycofała się i zakręciła szerokim łukiem, od krawężnika do krawężnika. Harper schowała portmonetkę do torebki i wyjęła legitymację, złotą na złotym tle z orłem mającym łeb obrócony w lewo. Gliniarz rozpoznał ją z daleka i wyraźnie się odprężył. Harper schowała legitymację i stojąc na chodniku, uważnie przyjrzała się domowi.

– Wszystko w porządku, cisza, spokój – powiedział gliniarz.

– Jest w domu? – spytał Reacher. Gliniarz wskazał gestem drzwi garażu.

– Właśnie wróciła ze sklepu.

– Wyjeżdżała?

– Nie mogę zabronić jej wychodzić z domu – wyjaśnił gliniarz.

– Sprawdziłeś samochód?

– Tylko ona i dwie torby z zakupami. Przyjechał do niej z wizytą kapelan z armii. Z jakąś pomocą czy poradą. Odesłała go.

Reacher skinął głową.

– To do niej pasuje. Nie jest religijna.

– Jakbym nie wiedział – powiedział gliniarz.

– W porządku. Wchodzimy – zdecydował Reacher.

– Tylko nie proście o pozwolenie skorzystania z toalety.

– Dlaczego?

– Łatwo się denerwuje, kiedy uzna, że ktoś jej przeszkadza.

– Zaryzykuję.

– Możesz jej to oddać? Ode mnie?

Gliniarz pochylił się na siedzenie pasażera, po czym przez okno wręczył Reacherowi kubek.

– Poczęstowała mnie kawą – wyjaśnił. – Jest bardzo miła… kiedy ją lepiej poznać.

– Tak, to prawda – przyznał Reacher.

Wziął kubek, poszedł podjazdem za Harper. Przeszli krętą ścieżką, weszli po schodkach na ganek. Harper przycisnęła dzwonek. Reacher słuchał jego dźwięku odbijającego się echem od polerowanego drewna wnętrza. Harper odczekała dziesięć sekund, po czym ponownie przycisnęła dzwonek. Rozległo się głośne, mechaniczne terkotanie, odbiło echem, umilkło.