Выбрать главу

Jeśli podporucznik przyjechał do Filadelfii na dłużej, co będzie z Nealem Foxem? Nealem Foxem, synem właściciela banku. Neal Fox był idealny: grzeczny, uprzejmy, ze starej rodziny. Na dodatek miał kategorię 4F, więc nie groziło mu wojsko. Martha Fox, która należała do tego samego kółka ogrodniczego co Agnes, zaaranżowała już spotkanie. W porównaniu z chłopcem Foxów typ pokroju podporucznika Colemana… Agnes się wzdrygnęła, przy czym omal nie obcięła sobie palca, obierając ziemniaki. Żywiła nadzieję, więcej, modliła się, żeby porucznik nie przyszedł. Podziękował za zaproszenie, ale nie przyjął go ani nie odrzucił. Co za brak wychowania. Głupi parobek. W jej wyobrażeniu tak właśnie postępowali kowboje. Natomiast Neal przyszedłby piętnaście minut wcześniej, z kwiatami dla niej i słodyczami dla Billie. Tak właśnie należałoby się zachować. Coleman za to zjawi się, ściskając czapkę w dłoniach, poprosi o trzy dokładki, będzie trzymał kurczaka palcami, które potem obliże. Chodziła przecież do kina: wiedziała, że kowboje gotują na ognisku i jedzą z puszek. Ale czy przystojny podporucznik naprawdę jest taki jak oni? W jego spojrzeniu zauważyła coś dziwnego, jakby… jakby to on ją oceniał! Teksańczyk!

Dzisiaj porozmawia z Billie o Nealu. Po południu, kiedy gość już sobie pójdzie, a one zajmą się zmywaniem naczyń. Billie lubiła ich niedzielne pogawędki. Zdaniem Agnes były wyjątkowo nudne. W jej życiu nie działo się nic ciekawego, a Billie była taka uległa, tak łatwo można było przewidzieć, co zrobi i powie, że niewiele miały tematów do rozmowy. Zazwyczaj omawiały ostatnio przeczytane książki albo plotkowały o znajomych.

Agnes spojrzała na zegarek. Za kwadrans druga. Za piętnaście minut przyjdzie gość. Billie przestała grać. Zamknęła pianino. Poszła do gabinetu. Agnes wiedziała, że siedzi skulona na kanapie, z książką w ręku, i wygląda przez okno. Czekała na biały mundur.

Telefon zadzwonił trzy minuty przed drugą. Billie rzuciła się do aparatu na złamanie karku.

– Halo? – wysapała.

– Billie?

– Tak. – To on. – Tak, to ja. Moss?

Zachichotał cicho.

– Przykro mi, ale nie przyjdę na obiad. Admirał ma ochotę na partyjkę golfa, a poza mną nie ma tu nikogo, kto mógłby z nim zagrać. Może innym razem?

Zagryzła wargi. Nie przyjdzie. Nie wiadomo skąd wiedziała, że tak będzie. A tak chciała go zobaczyć. Nie pamiętała, by kiedykolwiek pragnęła czegoś równie gorąco, z wyjątkiem dwukołowego rowerka na któreś święta. Tamto życzenie także się nie spełniło.

– Oczywiście – postarała się ukryć rozczarowanie. – W niedziele zawsze jesteśmy w domu. Zapraszamy. – Co innego mogła powiedzieć?

– Dziękuję bardzo. I proszę podziękować pani mamie. I Billie, mam nadzieję, że jeśli kiedyś wybierze się pani do USO *, mogę liczyć na taniec z panią?

USO. Taniec. Zastrzega sobie taniec.

– Z przyjemnością, poruczniku. Dziękuję za telefon. – Odłożyła słuchawkę ze sztucznym uśmiechem. Agnes na pewno stoi w progu. Jej uszom nie umknie żadne słowo. Zaraz musi z nią porozmawiać. Zrób to. Zrób to teraz, zanim się rozpłaczesz.

– O, mamo, jesteś tu. Dzwonił porucznik Coleman. Nie przyjdzie. Gra w golfa z admirałem. Powiedziałam, że zawsze może nas odwiedzić. Nie masz nic przeciwko temu, mamo?

Agnes odetchnęła z ulgą. A więc Neal nie jest bez szans.

– Ależ skąd, kochanie. Musimy robić, co w naszej mocy.

Billie chciało się płakać. Niestety, teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Nie miała już swojego pokoju, który tak bardzo lubiła. Lubiła małe okienka, półki pełne książek, sterty nut, własnoręcznie namalowane obrazki, grubą teczkę projektów. Teraz wszystkie te skarby poniewierały się w gabinecie. Gabinet to nie sypialnia.

– Cóż, skoro będziemy tylko we dwie, właściwie możemy już siadać do stołu. – Agnes wracała do kuchni. – Zjemy tutaj. Nie ma sensu robić bałaganu w jadalnym, prawda?

Billie ruszyła za nią, przekonana, że nie przełknie ani kęsa. Przybrała obojętną minę. To będzie następna zwyczajna niedziela.

* * *

Moss odłożył słuchawkę i spojrzał na kije golfowe stojące w rogu biura admirała McCartera. Admirał w klubie oficerskim zabawiał swojego gościa rozmową. Przez chwilę gryzło go sumienie. Szybko zbiegł po schodach. Na parkingu czekali na niego z niecierpliwością trzej przyjaciele.

– Nowy Jorku, szykuj się, jedziemy! – krzyknął jeden. Moss uśmiechnął się pod nosem i wsiadł do forda.

O Billie Ames pomyślał dopiero tydzień później, kiedy się obudził obolały i zagubiony. Umył zęby, zażył trzy aspiryny. Kiedy w końcu do niego dotrze, że kac po sobotniej nocy skutecznie psuje niedzielę? W tym stanie ducha może równie dobrze uspokoić sumienie i iść do Billie na obiad.

Przez dłuższą chwilę spoglądał na automat telefoniczny. Kogo chciał oszukać? Poprzedniej nocy wypatrywał jej w USO. Dopiero po jedenastej, kiedy przyzwoite dziewczęta, takie jak ona, już śpią, poszedł do baru. Teraz szybko wrzuci monetę, zanim zmieni zdanie.

Billie odebrała po pierwszym dzwonku. Przesunęła.kapelusz na bok, żeby lepiej słyszeć. Spodziewała się telefonu przyjaciółki.

– Billie?

Jak tylko usłyszała jego niski, ochrypły głos z południowym akcentem,; od razu ugięły się pod nią nogi. Zacisnęła dłonie na modlitewniku, aż pobielały jej kostki. Zadzwonił. Jej modlitwy się spełniły.

Musi być spokojna i opanowana.

– Dzień dobry, poruczniku. Jak się udał golf? – spytała. Potrzebowała trochę czasu, żeby się uspokoić. Boże, czemu nie wymyśliła niczego bardziej oryginalnego?

– Golf? A, tak. – Znowu poczuł wyrzuty sumienia, więc zdławił je szybko.

Głowa pękała mu z bólu. Nie powinien do niej dzwonić; właściwie nie wiedział, po co to zrobił. Była miłą dziewczyną, ale nie dla niego. Nagle przypomniał sobie, jak na nią czekał poprzedniego wieczora.

– Dzień dobry, Billie. Czy zadzwoniłem za wcześnie? – Masował sobie skronie. Nie wiedział, która jest godzina. Podobał mu się jej niski gardłowy śmiech.

– Nie, skądże. Nie śpię od dawna. Właśnie wychodzę do kościoła. Gdyby zadzwonił pan pięć minut później, już by mnie nie było. – Umilkła.

– Do kościoła? – Ach, ludzie się tam modlą. Czy modliła się za niego, tak jak obiecała? – Jest pani katoliczką?

– Tak.

– Ja też. Podobnie jak moja mama. Niewielu nas w Teksasie. Niestety, niezbyt często uczestniczę w mszy. – Do licha, jakiego właściwie jest wyznania? Chyba agnostykiem raczej niż katolikiem. Od dnia, w którym matka uznała, że jest wystarczająco duży, by sam chodził do kościoła, nie przekroczył progu świątyni. Zamiast, jak jego siostra Amelia, brać udział we mszy o dziesiątej, biegał na pas startowy. Seth nigdy nie chodził do kościoła.

Billie nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Kątem oka widziała, że Agnes się niecierpliwi przy drzwiach. Ciekawe, czy wiedziała, z kim rozmawia? Moss oszczędził jej wysiłku podtrzymywania rozmowy.

– Czy zaproszenie na obiad jest nadal aktualne? Jeśli tak, chciałbym z niego dzisiaj skorzystać.

Billie głośno wciągnęła powietrze:

– Oczywiście. Jemy o drugiej. Cieszę się na nasze spotkanie, poruczniku.

– Czy nie mogłabyś mówić mi po imieniu?

вернуться

* USO (United Service Organization) – organizacja opiekująca się żołnierzami przebywającymi z dala od domu (przyp. tłum.).