Niedogodną pozycję Polski w obrębie bloku sowieckiego pogarsza intensywność jej tradycyjnych powiązań z Zachodem. Po czterdziestu latach sowieckiej supremacji nadal brak jakichkolwiek oznak wskazujących, aby więzy te miały ulec osłabieniu. Polska Ludowa uzyskuje z handlu z Zachodem wyższy procent dochodu narodowego niż jakiekolwiek inne państwo członkowskie Paktu Warszawskiego. W Europie i Ameryce emigracja polska jest liczebniejsza niż emigracja z któregokolwiek państwa sąsiadującego z PRL. Napływ przybyszów z Polski na Zachód — zarówno tych przyjeżdżających prywatnie, jak i służbowo —jest bez porównania większy od odpowiednich wskaźników dla innych państw bloku. Procent praktykujących katolików przekracza liczbę wiernych w jakimkolwiek innym kraju Europy. W dziedzinie nauki i sztuki Polska zbliża się bardziej do Zachodu niż do ZSRR. Radzieckie produkty — od dzieł artystów socrealistycznych, przez rosyjską muzykę ludową, radziecki szampan i radzieckie samochody, po radziecką przyjaźń — nie budzą większego entuzjazmu wśród polskich nabywców, zwłaszcza w porównaniu z odpowiednimi towarami wytwarzanymi na Zachodzie.
Tam gdzie bariera językowa nie stanowi przeszkody nie do pokonania — w muzyce, grafice, filmie, matematyce, pantomimie czy różnych odmianach sztuki teatralnej i literatury — polscy twórcy dotrzymują kroku europejskiej awangardzie. Mimo licznych nacisków ze strony władz nie brak Polaków, którzy pod względem gustów i postaw są bardziej świadomie „zachodni” niż mieszkańcy większości krajów zachodnich.
Tradycyjny opór Polski wobec roszczeń jej politycznych władców sprawił, że stała się ona jednym z wiecznych ognisk zapalnych Europy; wszystko też wskazuje na to, że będzie tak nadal. Po I wojnie światowej premier Francji, Aristide Briand, nazwał Polskę „reumatyzmem Europy”. Pod koniec II wojny światowej prezydent Roosevelt nazwał ją „migreną świata”. Potem wody polskiego źródła niepokoju były względnie spokojne. Ale pod powierzchnią ścierają się napięcia i nie ma żadnej gwarancji, że Polska zachowa odpowiedzialną postawę w ewentualnym przyszłym kryzysie na skalę międzynarodową. Jest rzeczą bardzo mało prawdopodobną, aby Polacy mieli ochotę dać się wciągnąć w operacje sowieckie w Azji czy Afryce, a zajmują przecież równie ważną strategicznie, co wystawioną na atak pozycję na trasie głównych połączeń sowieckich z Niemcami i linią frontu biegnącą wzdłuż żelaznej kurtyny. Jeśli Armia Czerwona utrzyma dotychczasową liczebność oddziałów stacjonujących w Europie Wschodniej lub jeśli — co jest do pomyślenia — przeprowadzi operację strategiczną i wycofa się w obręb swoich własnych granic, spokój może trwać jeszcze przez wiele długich lat. Ale w przypadku jakiejkolwiek poważnej konfrontacji, zwłaszcza w obrębie Europy, należy mieć poważne podejrzenia co do lojalności Polski wobec bloku sowieckiego. Niewątpliwie, jest coś z pobożnego życzenia w rozważaniach tych spośród strategów Zachodu, którzy widzą w Polsce punkt zapalny trzeciej wojny światowej. Pogląd ten jednak nie jest całkowicie pozbawiony podstaw; w Moskwie z pewnością również nie brak ludzi, którzy uważają Polskę za swoją własną piętę Achillesa.
Wszelkie rozważania na temat przyszłości Polski muszą się zatem obracać wokół oceny ogólnej pozycji strategicznej ZSRR. „Priorytet polityki zagranicznej” to maksyma, która zawsze mocno ważyła na opinii polskich specjalistów od analiz politycznych; współcześni znawcy przedmiotu nie są w tym względzie wyjątkiem.
Polacy są żywo zainteresowani losem innych sąsiadów Rosji, a zwłaszcza wydarzeniami na wschodnich pograniczach ZSRR. To zainteresowanie nie jest niczym nowym. W XVIII i na początku XIX wieku stosunki polsko—tureckie były najczulszym barometrem polskiego klimatu politycznego. Wojna Rosji z Turcją zazwyczaj przynosiła Warszawie słoneczną pogodę, podczas gdy pokój zawarty z Porta wskazywał na nadciągającą burzę. Na początku wieku XX rywalizacja między Rosją i Japonią po raz pierwszy rozbudziła marzenia Polski o wyzwoleniu. Dziś konflikt sowiecko—chiński jest źródłem największych szans i największych obaw. Skutki nieporozumień Rosji z Chinami i Japonią są równie nieodgadnioneJak twarze głównych protagonistów; nie ulega jednak wątpliwości, że na życie w Polsce równie silny wpływ mogą wywrzeć wydarzenia nad Amurem czy Ussuri lub nad Morzem Ochockim, jak wszystko to, co dzieje się nad brzegami Odry, Bugu czy Wisły. Każdy wykształcony Polak, który ma najsłabsze choćby poczucie historii, musi się czasem zastanawiać nad takimi rzeczami. To, że tak zwaną „kartę chińską” wyłożył na stół w Waszyngtonie nie kto inny jak Zbigniew Brzeziński, można z pewnością przypisać — przynajmniej częściowo — jego polskiemu wychowaniu.
Obecne trudne położenie Polski odzwierciedla jednak przede wszystkim rezultat tytanicznych zmagań między Rosją i Niemcami, które zaprzątały uwagę Europy przez pierwszą połowę XX wieku. Zwycięstwo hitlerowskich Niemiec — nawet gdyby nie oznaczało kompletnej zagłady Polaków — z pewnością zrobiłoby z nich niewolników Niemców. Nie powinien zatem budzić niestosownego zdziwienia fakt, że zwycięstwo Stalina uczyniło z Polski sowieckiego satelitę. Mogło być gorzej. Jest oczywistym historycznym faktem, że Polacy żyją otoczeni przez europejskich gangsterów i że aspołeczne posunięcia sąsiadów pozbawiły ich możliwości spokojnego niepodległego bytu. Epicka wojna, jaka toczyła się między dwoma naczelnymi bandytami, musiała na długie lata określić los wszystkich naokoło. Prawdą jest, że Stalin nie żyje od ćwierć wieku, ale starzejący się spadkobiercy sowieckiego Ojca Chrzestnego tak samo nie mają ochoty oddać nieuczciwie zagarniętych łupów, co przyznać się do tego, w jaki sposób zostały zdobyte.
Rozpaczliwe zabiegi o szacunek, które leżą u podstaw tak licznych wątków współczesnej polityki w Europie Wschodniej, zostałyby wystawione na poważne niebezpieczeństwo, gdyby zarówno ofiary, jak i partnerzy Stalina kiedykolwiek dowiedzieli się prawdy. Trwa więc spisek milczenia.
W tej sytuacji jest rzeczą podstawowej wagi, aby młodzież polska mogła poznać całą złożoność i bogactwo swojego dziedzictwa. Dla ludzi mieszkających poza granicami Polski historia tego kraju jest po prostu jedną z wielu interesujących ścieżek, jakimi chadzała Europa. Samym Polakom pomaga zachować samoświadomość; jest podstawową linią przewodnią wiodącą ku narodowemu zbawieniu. Niestety, większość polskiej młodzieży ma bardzo ograniczony dostęp do skarbów własnej przeszłości. Cenzorzy i polityczni ideologowie nie ustają w wysiłkach, kontrolując, ograniczając i deformując wiedzę historyczną. Zależność polityczna nieuchronnie ogranicza prawo do niezależnego poglądu na historię.
W świecie zaś coraz bardziej złożonych systemów kontroli tylko niewielu Polaków zdaje sobie sprawę z tego, w jakim kierunku zwraca się ich umysły. Podczas gdy większość wykształconych ludzi odrzuca wpływ leninizmu jako czynnik tworzący współczesną historię; gdy wielu kwestionuje zasadność interpretacji marksizmu, tylko nieliczni zdają sobie sprawę z upartego nacjonalizmu, który wciąż stanowi główny nurt oficjalnej ideologii. To dziwna ironia. Nacjonalizm, który w okresie nieistnienia państwa był wykorzystywany jako potężna broń przeciwko fałszywej historiografii mocarstw rozbiorowych, został obecnie wprzężony w służbę sowieckiego imperializmu. Stalinowscy autorzy z bloku sowieckiego umyślnie pielęgnowali okaleczony nacjonalizm poszczególnych zniewolonych przez siebie narodów. Rządom Moskwy w powojennej Europie Środkowowschodniej towarzyszyło nie tylko narzucanie komunizmu, który sam Stalin uznał za ustrój obcy i nieodpowiedni, ale także i przede wszystkim — staranne pielęgnowanie istniejących sił nacjonalistycznych. Jedyna w swoim rodzaju polityka Moskwy, polegająca na wychwalaniu rzekomo wspaniałych zwycięstw polskiego socjalizmu, a także odtworzenie rzekomo historycznych polskich granic są wymierzone w próżność Polaków —jest to dokładny współczesny odpowiednik niegdysiejszej polityki St. Petersburga, do której należało wychwalanie „złotej wolności” polskiej szlachty. Wszystkich ideologów bloku nauczono rozdmuchiwania ksenofobii i podsycania w ludziach uczucia niepewności, co pogłębiało ich zależność od potężnego sowieckiego sojusznika. Wspieranie władzy imperialistycznego mocarstwa przez rozbudzanie separatystycznych tendencji podległych mu narodów to manewr stary jak świat, a Polacy stali się jedynie jedną z jego głównych ofiar. Wykorzystując i rozdmuchując niechęć i uprzedzenia Polaków wobec Niemców (o ile w ogóle te uczucia da się wyolbrzymić), władze skutecznie odwracały uwagę od zła podobnego kalibru, które było dziełem Rosjan. Podsycanie uczuć nacjonalistycznych, w chwili gdy kwestia niepodległości narodowej została już formalnie rozstrzygnięta, rodziło animozje korzystne jedynie dla tych, którzy je wywoływali. Podkreślając ekskluzywność polskiego dziedzictwa historycznego i kulturowego oraz umniejszając znaczenie jego powiązań z dziedzictwem Niemców, Żydów, Ukraińców, Litwinów, Czechów, Słowaków i Rosjan, polskie władze skutecznie chronią Związek Radziecki przed wszelkimi próbami skonsolidowanego wystąpienia wszystkich tych grup przeciwko jego imperialistycznej supremacji. W oczach tych, którzy znają cele, jakim w myśl pierwotnych zamierzeń miała służyć ideologia nacjonalistyczna, jest to zwrot wielce interesujący. W gruncie rzeczy szerzenie w Polsce oraz w krajach sąsiednich tej odmiany prymitywnego i bezkrytycznego nacjonalizmu, jaki zrodził się w epoce Stalina, nadal utrzymuje europejskie imperium ZSRR w niezłym stanie zdrowia.