Przewodniki ostrzegały zachodnich turystów, że jeśli chcą uniknąć niepożądanej zwłoki w podróży, nie powinni wyściełać walizek gazetami.
Równie złożony był system cenzury. Po raz pierwszy wprowadził go Piotr Wielki, z zastosowaniem do dzieł teologicznych, a w r. 1803 wyniesiono cenzurę do rangi powszechnie obowiązującego systemu. Za czasów Mikołaja I, i ponownie pod koniec XIX wieku, cenzura nabrała proporcji ważnej gałęzi przemysłu.
Obejmowała dwanaście podstawowych agend: ogólną, kościelną, wychowawczą, wojskową, teatralną, literacką, prasową, pocztową, prawną, międzynarodową, zagraniczną oraz dotyczącą spraw bezpieczeństwa, a także najwyższą tajną komisję, której zadaniem było cenzurowanie pracy cenzorów. Jej celem było kontrolowanie wszelkiej wiedzy i wszystkich źródeł informacji. W prowincjach zachodnich narzucała swe ograniczenia wszystkim tekstom pisanym w językach innych niż język rosyjski i poruszającym tematy, które nie cieszyły się aprobatą — związane z polityką, sprawami płci czy katolickiej teologii. Była szczególnie sroga wobec wszelkich przejawów zainteresowania historią Polski: najmniejsza wzmianka o „złotej wolności”, „elekcjach”, „konstytucji”, „Rzeczypospolitej” i — co najgorsze — „powstaniach” była uznawana za akt podżegania do buntu. Aby nie naruszyć statusu cara, we wszystkich popularnych dziełach historycznych należało mówić o „królu polskim” jako o „wielkim księciu polskim”. W rezultacie takiej polityki, poczynając od epoki romantyzmu, wszystkie niemal klasyczne dzieła polskiej literatury musiały być wydawane za granicą — w Austrii lub Niemczech czy nawet we Francji lub Anglii. Żadnego z dramatów Mickiewicza, Słowackiego czy Krasińskiego nigdy nie wystawiano w Warszawie. Małostkowość cenzorów stała się wręcz przysłowiowa. Już w 1784 r. zakazano publikacji pierwszego tomu historii Polski pióra Naruszewicza, ponieważ ambasador Katarzyny w Warszawie wystąpił przeciwko temu, że mówiąc o prehistorii Słowian, autor wyznaczył Polakom bardziej doniosłą rolę niż Rosjanom. W sto lat później, w r. 1888, skonfiskowano pierwszy tom dwutomowego słownika duńsko-angielskiego autorstwa Georga Brandesa: cenzorzy wyszli z założenia, że na podstawie jednego tylko tomu nie da się odtworzyć tajnego szyfru.
Ten, kto wie niezbyt wiele o ustroju carskiej Rosji, dowiaduje się z najwyższym zdziwieniem, że wiele spośród najbardziej rygorystycznych mechanizmów caratu często wprawiano w ruch, stosując je jako środki czysto administracyjne pod wpływem zwykłego kaprysu jakiegoś urzędnika. Więzienia były pełne — nie skazanych, lecz podejrzanych, „oczekujących na okazję udzielenia policji pomocy w prowadzeniu śledztwa”. Podejrzanym przysługiwało mniej uznanych praw niż skazanym. Zesłanie na Syberię mogło nastąpić po prostu w wyniku cofnięcia ofierze zezwolenia na dalszy pobyt w dotychczasowym miejscu zamieszkania.
Postępowanie takie często stosowano wobec osób, których nie można było oskarżyć o żadne przestępstwo, ale których czasowa nieobecność w danym miejscu była pożądana z takich czy innych oficjalnych względów. Nadzorowi i innym dokuczliwym praktykom nie można się było sprzeciwiać, skoro obowiązkiem każdego lojalnego obywatela była współpraca z władzami. W takich okolicznościach nierzadko przywilejem i ulgą bywało doprowadzenie przed oblicze sądu lub uzyskanie określonego wyroku skazującego na karę więzienia. Ale i ten przywilej był dla wielu niedostępny. Przestępstwem podlegającym karze była skarga wniesiona przez chłopa pańszczyźnianego przeciwko panu, a także doniesienie o niewłaściwym postępowaniu oficera złożone przez prostego żołnierza.
Rolę kluczową w strategii cara odgrywało wychowanie, w działaniu państwa zaś — Ministerstwo Oświaty. Właśnie w szkołach i na uniwersytetach polscy uczniowie i studenci po raz pierwszy bywali poddawani systematycznym próbom zmiany systemu postaw i lojalności wyniesionych z rodzinnych domów. Tam właśnie spotykali się z krytycznym nastawieniem i konspiracyjną działalnością rosyjskiej inteligencji. Zewnętrzną oznaką oficjalnej polityki był w szkołach obowiązek wkuwania na pamięć tytułów i dat urodzin nie kończących się litanii wielkich książąt i księżnych oraz nieustające kontrole przeprowadzane przez rządowych inspektorów. Nic jednak nie jątrzyło tak bardzo, jak przymus używania języka rosyjskiego. Po r. 1864 w Warszawie doszło do wręcz absurdalnej sytuacji: polscy nauczyciele musieli po rosyjsku uczyć polskie dzieci języka polskiego, w myśl oficjalnie obowiązującego mitu, że język polski jest, językiem obcym”. W okresie rządów Aleksandra Apuchtina (1822—1904), który był kuratorem warszawskiego okręgu szkolnego w latach od 1879 do 1897, działalność donosicieli politycznych odgrywała ustaloną rolę w utrzymywaniu dyscypliny wśród studentów.
Ważnymi ośrodkami polskiej nauki na wyższych szczeblach były uniwersytet w Wilnie (do 1822 r.), liceum w Krzemieńcu (do 1832 r.). Szkoła Główna w Warszawie (w latach 1862—69) oraz (po roku 1898) Politechnika Warszawska. Na rosyjskich uniwersytetach w Dorpacie w Estonii, w Charkowie (od 1805 r.), w Petersburgu (od 1819), w Kijowie (od 1843), w Odessie (od 1865) i w Warszawie (od 1869) było wielu Polaków — zarówno wśród wykładowców, jak i wśród studentów. W połowie wieku połowa studentów uniwersytetu w Kijowie rekrutowała się spośród ludności polskiej.
Rusyfikacja przynosiła opłakane skutki wszystkim, których dotykała. Małostkowość mechanizmów jej działania doprowadzała Polaków do wściekłości i umacniała w nich poczucie krzywdy; niepowodzenia — osłabiały ducha carskich urzędników. Jej czołowym propagatorem był feldmarszałek Iosif Hurko (1828—1901), generał-gubernator Warszawy w latach 1883—94. Dla Polaka było już rzeczą dość irytującą, gdy zjawiając się na dworcu kolejowym w Warszawie czy Wilnie, natykał się na peronach na tablice zapisane cyrylicą lub gdy widział, że nazwy ulic i sklepowe szyldy noszą dwujęzyczne napisy. O wiele większym szokiem była jednak świadomość, że ktoś, kto się nie nauczył rosyjskiego, nie jest w stanie obronić się w sądzie i że tysiące umiejących czytać i pisać polskich dzieci nie potrafi przebrnąć przez tekst należący do ich rodzimej literatury. Książki drukowane po polsku można było wprawdzie sprowadzić z zagranicy, ale i tak nie umiałyby ich czytać dzieci, które nauczono jedynie cyrylicy. Zmniejszający się analfabetyzm stawał się pod rosyjskimi auspicjami groźbą wynarodowienia Polaków. W coraz większym stopniu jedyną szansą zapewnienia sobie pozycji w carskiej służbie stawało się dla Polaka wyrzeczenie się własnego pochodzenia. Polityka, której celem było propagowanie asymilacji, stwarzała rosnące poczucie wzajemnej alienacji. Maria Skłodowska, która spędziła dzieciństwo w Warszawie, tak przedstawiała atmosferę napięcia panującego w szkolnej klasie w 1878 r.: