Konieczności podsłuchania ich wcale nie uważałam za kwestię życia i śmierci. Nawet się przy tym bardzo nie upierałam, wobec czego byłam tylko zwyczajnie zaciekawiona i zupełnie spokojna i pewnie dlatego mi się udało. Uznałam, że jeśli mnie znajdą i zaraz wyrzucą, to też nic nie szkodzi i siedziałam w roślinności zadowolona z życia, oceniwszy miej sce j ako bardzo przyj emne.
Kelner wyszedł nie spojrzawszy na mnie i wokół stołu potoczył się dalszy ciąg konwersacji. Rozmawiali w trzech językach równocześnie, po francusku, po angielsku i po niemiecku. Nawet dość wygodnie dla mnie.
- Według ostatnich wiadomości - powiedział rozczochrany - zdążyliśmy sprzedać udziały.
I natychmiast przestałam rozumieć, co mówi. Wymienił mnóstwo nazw, kojarzących mi się z jakimiś przedsiębiorstwami, spółkami akcyjnymi i handlem.
- Podjęliśmy pieniądze z kont.
Kilka z podawanych przez niego banków było mi nawet znane. Landsmandsbanken i Handelsbanken w Kopenhadze, Credit Lyonnais, Narodowy Bank Angielski. Co do reszty, zwłaszcza szwajcarskich, z którymi nigdy nie miałam do czynienia, uwierzyłam na słowo, że istnieją.
- .i za całość zostały kupione walory.
- Konkretnie - powiedział ktoś. - Jakie?
- To wiemy z grubsza. O ile udało nam się ustalić, około osiemdziesiąt procent zostało włożone w diamenty. Reszta jest w złocie i platynie.
- Zamrożone - oświadczył krótko inny głos. - Co nam zostało?
- Prawie nic - wyznał ponuro rozczochrany i na chwilę zapanowało grobowe milczenie.
- A dochody? - spytał niepewnie ktoś jeszcze inny.
- Mówiliśmy o tym. W obecnej sytuacji nie pokrywają nawet połowy bieżących potrzeb.
Milczenie, które znów trwało kilka sekund, było wręcz złowrogie. Coś im ta konferencja szła jak
z kamienia. Zaczynałam być coraz bardziej zaciekawiona.
- Kto właściwie jest temu winien? - spytał jakiś głos złowieszczo. - Kto wymyślił ten idiotyczny sposób załatwiania sprawy?
- Szef - odparł ktoś z lodowatą uprzejmością. - Wymyślił szef. I bardzo dobrze wymyślił. Cała operacja została przeprowadzona błyskawicznie w ostatniej chwili. Wszyscy wiemy, że zablokowali nam konta w parę godzin po podjęciu pieniędzy. Oni działali szybko, ale my jeszcze szybciej, ponieważ szef umiał to przewidzieć. Zakupów dokonano w Paryżu, w Amsterdamie i bezpośrednio w Afryce
Południowej i w ciągu dwudziestu czterech godzin Bernard miał to wszystko w ręku. Tylko Bernard miał
swobodę ruchów i tylko on to mógł ukryć. Odpowiednie miejsce znalazł wcześniej i zaszyfrował.
- Ha, ha - wtrącił jakiś głos jadowicie. - Jak znakomicie zaszyfrował!.
- I gdyby Bernard przekazał wiadomość Madelaine - ciągnął poprzedni głos niewzruszenie - te diamenty i tę platynę mielibyśmy już tutaj.
Teraz znów odezwał się rozczochrany.
- Plan przewidywał przeczekanie najgorszego okresu. Tu jesteśmy bezpieczni. Mieliśmy zawiesić działalność na kilka miesięcy, a potem zorganizować wszystko na nowo. Pieniędzy jest dosyć, nie było powodów do pośpiechu, Interpol nie ma przeciwko nam żadnych konkretnych dowodów. Jeden drobiazg zepsuł wszystko. Nawalił Arne, który za późno zawiadomił o zamiarach policji. Możliwe, że był podejrzany, ale to już w tej chwili nie ma żadnego znaczenia.
- Co się stało z Arnem? - przerwał ktoś nieżyczliwie.
- Nieszczęśliwy wypadek - odparł rozczochrany krótko i obojętnie. - My musimy teraz tutaj nadrobić tę smutną pomyłkę.
Stałam się naczelnym tematem konferencji. Zdania były podzielone, jedni proponowali zastosowanie wyszukanych tortur, inni byli za metodą łagodnej perswazji, dwóch zgłosiło nawet gotowość poślubienia mnie. Wszyscy byli zgodni co do tego, że należy się pospieszyć, nie tylko z uwagi na braki finansowe, ale tez i na skutek ponagleń szefa, który, jak się okazało, polecił wydębić ze mnie szyfr nieboszczyka natychmiast i za wszelką cenę.
Z tortur po namyśle zrezygnowano. Nikt ze zgromadzonych nie był pewien, ile i z jaką dokładnością pamiętam, i obawy, że od katuszy mogłabym zgłupieć, powstrzymały ich od tego sposobu działania. Czas jakiś rozważano podstawienie kogoś nowego, kto wzbudziłby we mnie przyjacielskie zaufanie lub też dziką namiętność. Myśl była niezła, ale zabrakło odpowiedniego kandydata. W rezultacie stanęło na tym, że trzeba się ze mną obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem aż do przybycia szefa albo też aż do wyznania przeze mnie tajemnicy. Potem zaś bezwzględnie należy mnie usunąć z tego padołu, ponieważ za dużo wiem.
Wątpliwość, czy istotnie zawleczenie mnie aż tutaj było najlepszym pomysłem świata, wywołała zupełnie przyzwoitą awanturę. Tłusty i rozczochrany kłócili się zażarcie z całą resztą i wreszcie zwalili całą winę na owego Arnego, który, jak zdołałam wywnioskować, był policjantem dostrzeżonym za kuchennymi drzwiami. Jasne, Arne zawinił! Zamiast spokojnie wysłuchać tego, co mu chciałam na poczekaniu wykrzyczeć, zatkał mi gębę usypiającym środkiem i potem nie było już innego wyjścia, jak tylko zabrać mnie ze sobą. W narkotycznym śnie nie chciałam nic mówić. Gdybym zaś powiedziała, to można mnie było od razu zabić i byłby spokój.
Krwiożerczość zamiarów w stosunku do mnie wydawała mi się nieco przesadna aż do chwili, kiedy wyjaśnili to pomiędzy sobą. Rzeczywiście gdyby zostawiono mnie żywą na wolności, natychmiast dopadłaby mnie prawdziwa policja. W razie jakichkolwiek przeszkód, jakiejkolwiek zwłoki w wydobyciu diamentów z ukrycia, jakiejkolwiek nieprzewidzianej wpadki, mogliby na podstawie moich informacji odnaleźć to miejsce i szlag by trafił cały majątek. Nie, absolutnie nie można było ryzykować i w tym względzie musiałam przyznać im rację.
Teraz zaś wszystko przepadło ostatecznie. Znam to miejsce tutaj, znam ich wszystkich, nie mówiąc już o tym, że ciągle znam szyfr nieboszczyka, jestem świadkiem działania organizacji, stanowię sobą bezustanne zagrożenie, więc im prędzej się mnie utłucze, tym lepiej, I w ogóle co za pomysł! Postronna osoba, zorientowana w istnieniu przedsiębiorstwa tego rodzaju, pozostawiona przy życiu! Piramidalna bzdura!
Gdybym miała jeszcze w pobliżu gromnicę, to w tym bujnym kwieciu czułabym się już zupełnie jak na marach. Oczyma duszy wszyscy widzieli moje zwłoki, z tym że z różnymi uczuciami. Panowie przy stole z niewątpliwą ulgą, ja zaś nad wyraz niechętnie. Zaczęłam odczuwać do tych bandytów zdecydowaną antypatię i przez zemstę tym pilniej słuchałam dalszego ciągu.
Dowiedziałam się, że szef przebywa w tej chwili na Bliskim Wschodzie, gdzie w pośpiechu zakłada nowe filie przedsiębiorstwa, licząc na podwyższenie dochodów. Starannie zapamiętałam wymieniane nazwy miejscowości, nazwiska i adresy. Omówienie rozmaitych szczegółów technicznych pozwoliło mi pojąć wreszcie, że przedmiotem działalności organizacji jest nie tylko nielegalny hazard, ale też legalny hazard, wszelki przemyt i handel narkotykami. Gdyby nie głupawe postanowienie pozbawienia mnie życia, miałabym do nich znacznie mniejsze pretensje. Przemyt, jak dla mnie, mogą pomiędzy sobą uprawiać do upojenia, a gdyby cały świat kapitalistyczny popadł w narkomanię, to, być może, okazałoby się nawet korzystne. Ale ich kretyńskie ograniczenie umysłowe i tępy upór w kwestii mojej przyszłości zgniewały mnie nieco i postanowiłam im przeciwdziałać.
Gliny, jak się okazało, już od dawna przeszkadzały wszelkimi siłami. Cała ta idiotyczna obecna sytuacja jest wynikiem dziwacznych wybryków Interpolu, do którego nie udało się wkręcić swojego człowieka. W policjach różnych krajów byli swoi ludzie, a w Interpolu nie. Imiona i pseudonimy owych swoich ludzi również postarałam się zapamiętać, po czym sama doszłam do wniosku, że teraz już istotnie trzeba mnie zabić. Chyba że doznam zaniku pamięci. Z zainteresowaniem wysłuchałam wszystkich życzeń, jakie przy tej okazji padły pod adresem Interpolu. Gdyby bodaj połowa ich się spełniła, ani jeden z jego pracowników nie pozostałby przy życiu, a większość zginęłaby śmiercią wyjątkowo niesympatyczną.