– Nie ucieknie nam – powiedział. – Trzymajmy się motorówki.
Giordino zerknął na obraz z systemu LASH na monitorze laptopa i zauważył kilka szarych kształtów około trzydziestu mil na południowy wschód. Postukał w ekran.
– Nasi przyjaciele z marynarki są w drodze. Tamci nie będą długo sami.
Przy przewadze prędkości prawie dwudziestu węzłów sterowiec szybko doganiał białą łódź. Kiedy Giordino rozpoczął pościg, wzniósł „Icarusa" na wysokość tylko stu pięćdziesięciu metrów i nie marnował mocy na dalsze wznoszenie. Sterowiec szybował nisko w kierunku kilwatera motorówki. Gdy się zbliżyli, Pitt wycelował obiektyw kamery w jej odkryty pokład rufowy i kabinę. W otwartym wejściu zobaczył kilka sylwetek.
– Tylko czterech ludzi – powiedział.
– Wygląda na to, że nie lubią uciekać w tłumie – odparł Giordino.
Pitt przesunął obiektywem kamery po pokładzie i odetchnął z ulgą, widząc, że na łodzi nie ma ciężkiego uzbrojenia. Ale przy rufie zauważył cztery beczki z benzyną.
– Dużo paliwa jak na rejs do Meksyku – stwierdził.
Tongju i jego ludzie wpatrywali się w „Koguryo", ale jeden z komandosów w końcu zauważył nadlatujący statek powietrzny. Kim został za sterem, a trzej pozostali wyszli na pokład rufowy, żeby przyjrzeć się „Icarusowi". Pitt zrobił kamerą zbliżenie i ich twarze na monitorze stały się wyraźnie widoczne.
– Rozpoznajecie któregoś z tych typów? – zapytał przez ramię Dirka i Dahlgrena.
Dirk spojrzał na ekran i zacisnął zęby. Ale szybko stłumił gniew i się uśmiechnął.
– Tego w środku. Nazywa się Tongju. To człowiek Kanga od mokrej roboty. Rządził na pokładzie „Odyssey".
– Takiemu miłemu facetowi szkoda byłoby zmarnować wakacje w Meksyku – odezwał się Giordino.
Obniżył dziób sterowca i znurkował wolno. Kiedy wydawało się, że za chwilę uderzy w wodę, przyciągnął lekko wolant do siebie i wyrównał piętnaście metrów nad powierzchnią oceanu. Podczas nurkowania „Icarus" zmniejszył odległość do motorówki i Giordino skierował sterowiec wzdłuż lewej burty łodzi. Po chwili gondola zawisła obok niej.
– Chcesz tam przeskoczyć i napić się piwa z tymi facetami? – spytał Pitt, obserwując mężczyzn w motorówce oddalonej o kilkanaście metrów.
Giordino wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Nie, chcę im tylko pokazać, że nie prześcigną Szalonego Ala i jego Magicznego Worka Gazu.
Cofnął przepustnice i dostosował prędkość „Icarusa" do szybkości łodzi. Wielki sterowiec rzucał na nią cień. Przez hałas dwóch silników motorówki i wirników „Icarusa" mężczyźni w gondoli usłyszeli nagle nieprzyjemny terkot. Pitt zerknął przez ramię na łódź i zobaczył, że Tongju i dwaj komandosi otworzyli do sterowca ogień z broni automatycznej.
– Przykro mi to mówić, Al, ale robią dziury w twoim worku gazu – powiedział.
– Zazdroszczą mi go – odrzekł Giordino i przesunął przepustnice do przodu.
Przed startem z Oxnard dowiedzieli się, że „Icarus" może się utrzymać w powietrzu nawet z podziurawioną powłoką. Tongju i jego ludzie musieliby zużyć skrzynkę amunicji, żeby go zestrzelić. Ale bezpieczeństwo gondoli było mniej pewne. Ogień na chwilę ustał i nagle podłoga kabiny pasażerskiej eksplodowała wśród drzazg.
– Padnij! – krzyknął Pitt, kiedy pociski roztrzaskały boczną szybę kokpitu i przeszły tuż nad jego głową.
Serie dziurawiły gondolę, wokół sypało się szkło. Dirk i Dahlgren leżeli płasko na podłodze. Kilka pocisków utkwiło w suficie. Giordino pchnął przepustnice do oporu i obrócił wolant mocno w lewo, żeby oddalić się od motorówki.
– Nie! – zawołał Pitt. – Skręć z powrotem i leć nad nimi.
Giordino wiedział, że lepiej nie kwestionować jego oceny sytuacji. Przestawił ster kierunku w przeciwną stronę i znów zbliżył się do łodzi. Zerknął w bok i zobaczył, że Pitt przygląda się motorówce ze zmarszczonym czołem. Ostrzał trwał jeszcze chwilę, ale ustał, gdy gondola sterowca znalazła się nad dachem kabiny łodzi, który uniemożliwiał prowadzenie ognia.
– Wszyscy cali? – zapytał Pitt.
– My tak – odrzekł z tyłu Dirk. – Ale trafili w prawy silnik.
Kiedy umilkły strzały, usłyszeli, że silnik rzęzi i się krztusi. Giordino spojrzał na wskaźniki i pokręcił głową.
– Ciśnienie oleju spada, temperatura rośnie. Trudno będzie uciec tym facetom na jednej nodze.
Pitt spojrzał w dół na pokład motorówki. Tongju i dwaj komandosi ruszyli ku rufie i zmieniali magazynki.
– Al, utrzymuj pozycję – powiedział Pitt. – I pożycz mi swoje cygaro.
Giordino się zawahał.
– To najlepszy gatunek z zapasów Sandeckera – odparł, ale wręczył Pittowi zaśliniony zielony niedopałek.
– Kupię ci całe pudełko. Leć równo przez dziesięć sekund, potem skręć ostro w lewo i daj pełną moc.
– Chyba nie chcesz zrobić tego, co podejrzewam? – zaniepokoił się Giordino.
Pitt uśmiechnął się chytrze, sięgnął w górę do linki zwalniającej i jednocześnie obrócił dźwignię wyrzucania paliwa w pozycję otwarcia. Pociągnął linkę, policzył w myślach do ośmiu, puścił ją i przestawił dźwignię z powrotem. Z tyłu gondoli otworzył się zawór awaryjny w zbiorniku paliwa.
Na pokład rufowy łodzi spadło prawie trzysta litrów benzyny. Pitt spojrzał w dół. Tongju i dwaj komandosi zasłonili twarze i rzucili się biegiem do kabiny. Ale kiedy benzynowa ulewa po chwili ustała, wrócili na zalany pokład' i unieśli broń, żeby skończyć z „Icarusem". Pitt obserwował, jak paliwo omywa ich stopy, ławkę, krzesełka na pokładzie i cztery dwustulitrowe beczki przywiązane do burty. Pociągnął kilka razy cygaro, żeby się mocno rozżarzyło, i wystawił głowę przez roztrzaskaną boczną szybę kokpitu. Zaledwie kilka metrów od siebie zobaczył twarz Tongju. Uśmiechnął się, kiedy zabójca skierował karabin szturmowy w jego stronę. Gdy poczuł, że „Icarus" zaczyna się przechylać w skręcie, jeszcze raz zaciągnął się cygarem i rzucił je niedbale w kierunku rufy motorówki.
Fala podbiła łódź i Tongju musiał się przytrzymać relingu w momencie, gdy przyciskał kolbę AK-74 do ramienia. Ledwo zauważył mały zielony przedmiot, który upadł na pokład obok niego. Wycelował w głowę Pitta i naciskał spust, gdy wokół jego stóp buchnął ogień.
Żar cygara zapalił opary benzyny, nim niedopałek wylądował na pokładzie. Deszcz paliwa z „Icarusa" spadł wszędzie, więc w ciągu sekund cała rufa motorówki stanęła w płomieniach. Komandos obok Tongju, który był oblany benzyną, zamienił się w żywą pochodnię. Rzucił w panice broń i zaczął się miotać po pokładzie, wymachując rękami i próbując ugasić ubranie. W końcu z wrzaskiem bólu wyskoczył za burtę. W morzu ogień szybko zgasł w smudze dymu. Kim widział, jak poparzony komandos skacze do wody, ale nie zawrócił, żeby go zabrać.
Na Tongju też zapaliło się ubranie. Rzucił z wściekłością broń i wbiegł do kabiny, gdzie zdołał stłumić płomienie na butach i spodniach. Kim przeniósł przerażone spojrzenie z płonącej rufy na dowódcę.
– Płyń dalej! – krzyknął Tongju. – Ogień sam zgaśnie.
Pęd powietrza i rozbryzgi wody rzeczywiście ugasiły częściowo pożar. Ale kałuże płonącego paliwa nadal przelewały się po pokładzie. Gęsty czarny dym wskazywał, że pali się nie tylko benzyna.
– Beczki z paliwem! – wrzasnął Kim na widok płomieni wokół nich.
W zamieszaniu Tongju zapomniał o zapasie benzyny na rufie. Ogień początkowo koncentrował się za beczkami, ale płonąca kałuża paliwa w końcu do nich dotarła. Tongju spojrzał na konsolę sterowniczą i zauważył małą gaśnicę na przegrodzie. Skoczył w tamtym kierunku, wyrwał ją z uchwytu, wyszarpnął zawleczkę i pobiegł na pokład rufowy chronić beczki z benzyną. Ale się spóźnił.
Korek jednej z beczek nie był zakręcony do końca i wydobywały się z niej opary paliwa. Wstrząsy łodzi i wysoka temperatura na płonącej rufie spowodowały wzrost ciśnienia w beczce. Kiedy opary się zapaliły, beczka eksplodowała jak bomba. Tuż po niej rozerwały się trzy pozostałe.