– Myślisz, że nie mogłabym cię pokochać, McGannon?
– Gdy flirtowaliśmy na początku, nie mogłem ci wyrządzić żadnej krzywdy. Niczego nie ryzykowałaś. Byłaś taka nieśmiała, zamknięta w sobie. Patrząc na ciebie i obserwując, jak w miarę upływu czasu zaczynasz być coraz bardziej pewna siebie, oddajesz pocałunki, kręcisz biodrami…
– Nie robię tego.
Uśmiechnął się po raz pierwszy od początku rozmowy.
– Robisz, robisz. Sprawia mi to zresztą przyjemność. Cieszyłem się, że nabierasz odwagi i pewności siebie. Tylko że ja zawsze myślałem o tym, by nikogo nie skrzywdzić i by nikt nie musiał płacić za moje błędy. Mój tata… On zawsze zrzuca winę na kogoś innego i każe mu płacić za siebie.
– A ty myślisz, że jesteś taki jak on?
– Mam nadzieję, że nie. Ale ty pewnie tak sądzisz. Zbliżyliśmy się do siebie w najgorszym momencie. Wiesz, że z Virginią spędziłem tylko jedną noc. Jej rezultat śpi w moim domu. Widzisz, ile mam kłopotów z Dylanem, ale ustawicznie pragniesz mi pomagać. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to robisz, bo ja nie mam ci nic do ofiarowania.
– Jesteś zbyt surowy dla siebie, Flynn.
– Po prostu staram się być szczery wobec ciebie.
– Zgoda. Ja też będę szczera. Masz złote serce. I wyobraźnię, która wykracza poza zwykłe ramy. Wystarczyło, że tylko cię obserwowałam, a pozwoliło mi to się zmienić. Twoja odwaga, hart ducha, śmiech, otwartość. Bierzesz z życia wszystko. A poza tym jesteś wspaniałym kochankiem.
– Mol…
– Teraz ja mówię. Nie przeszkadzaj mi.
Ale nie mówiła już nic więcej. Przytuliła się do niego i popchnęła lekko, a gdy upadł na dywan, zaczęła go całować.
Pieściła go delikatnie koniuszkami palców i wargami. Mógł ją jeszcze powstrzymać. Jeszcze tyle miał jej do powiedzenia. Nie był pewien, czy powinien wspomnieć o wspólnej przyszłości, o obrączkach, i nadal nie wiedział, czy Molly chciałaby o tym słuchać. Najważniejsze jednak było to, by uwierzyła, że ją kocha. Nie chciał, by kiedyś wspominała z rozżaleniem czas z nim spędzony.
Nie był w stanie oddawać się dłużej tak poważnym rozmyślaniom. Molly była jak ogień, nie do opanowania.
– Pokocham cię, jeśli tego zechcę, Flynn. Stale popełniasz jakieś błędy. Jesteś ślepy jak kret. A ja nie lubię głupców. Słyszysz?
– Tak, Mol.
– Jesteś czasami taki denerwująco nieśmiały. Zdejmij koszulę. Myślisz, że mnie dobrze znasz. Ty nie decydujesz, co mnie może zranić. Wcale mnie o to nie pytasz. Myślisz, że jestem na tyle niemądra, żeby nie wiedzieć, czego chcę?
– Ależ skąd – wykrztusił.
– To nie mów już nic więcej, tylko mnie kochaj. – Pocałowała go znowu i zmusiła, by przestał myśleć o czymkolwiek poza nią.
Jak przystało na księgową, z niesamowitą dokładnością pieściła każdy kawałek jego ciała. Oplotła go nogami i pieściła w rytm uderzeń jego serca.
Ach, te jej oczy. Zamknęła je. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Gdy w nią wszedł, otworzyła powieki i Flynn ujrzał w jej oczach przekorny uśmiech. I dumę. Dumę z tego, że jest kobietą i może się mu ofiarować.
Ale najbardziej zachwyciła go miłość, jaką widział w jej oczach. Kochała go. Nie mógł w to wątpić, bo miłość płonęła w niej jak ogień i wypełniała go całego. Kiedyś bał się takiej bliskości, a teraz też czuł lęk, bo w głębi swego serca czuł jeszcze obawę, że nie zasłużył na jej miłość.
Potrzebował jej jak nikogo na świecie, jakby cząstka jego duszy należała do Molly i nie istniało nic poza nimi i rytmem, który ich porywał. Wołała jego imię, ale to mu nie wystarczało. Chciał, by czuła go mocniej i połączyła się z nim w jedność.
Dopiero po chwili odzyskał oddech. Powoli do jego świadomości zaczęły docierać obrazy rzeczywistości. Nie ruszał się. Było mu tak dobrze. Czuł na sobie ciężar ciała Molly, jej ciepło i ogarnęło go intymne, radosne uczucie przynależności. Pogłaskał ją po włosach, które lśniły w blasku ognia i leżał z przymkniętymi oczyma… aż usłyszał jej cichy szept.
– Pokazałam ci, prawda?
Musiał się uśmiechnąć. Takie odważne słowa padły z ust damy, która leżała wykończona na jego piersi.
– Chciałaś mi pokazać coś szczególnego? Poza całym światem? Ależ jesteś piękna! Nieopisanie piękna.
Zaśmiała się, ale nie uniosła głowy ukrytej w zagłębieniu jego ramienia.
– Ja też chciałabym tak ładnie mówić o tobie, ale muszę myśleć o poważniejszych rzeczach. – Przytuliła mocniej policzek do jego ramienia.
– Kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, zgasiłeś światło. Nie będziesz więcej tego robił? To obraża moje poczucie kobiecości.
– Mol, przysięgam, nie chciałem ci sprawić przykrości.
– Wiem, ale nie rób już tego. Miałeś kłopoty i rozumiem, że nigdy dotąd nie było przy tobie nikogo, na kim mógłbyś polegać. Ale… chyba oboje przekonaliśmy się, że między nami jest inaczej. Masz jeszcze jakiś problem?
– Tak. Mam. Muszę ci coś powiedzieć.
– Słucham?
– Kocham cię, Molly Weston.
– Uniosła głowę. Jej oczy spoczęły na jego twarzy.
– Mówisz poważnie, prawda? – szepnęła. – Nie żartujesz.
– Mówię to z głębi serca. Kocham cię. Naprawdę. Zapanowała cisza. A potem Molly znowu odnalazła jego usta i rozpoczęli miłosne zmagania.
Flynn ciągle nie mógł w to uwierzyć. Powtarzał sobie, że to nie może być prawda. Nie wyobrażał sobie niczego lepszego niż Molly w jego ramionach przez całe życie. Po raz pierwszy uwierzył, że ma przed sobą wspaniałą przyszłość.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Wszystko układa się jak najlepiej, pomyślała Molly. Podeszła z kubkiem kawy do okna i zaczęła powoli pić. Zbliżało się Święto Dziękczynienia. Leniwe zimowe słońce wstawało koło dziewiątej. Zaledwie zdążyło wychylić się zza horyzontu. Powietrze było kryształowo czyste, a ziemia pokryta śniegiem wyglądała jak bita śmietana.
Z głębi pokoju rozległ się głos Baileya, który też wpadł tu, żeby wypić kawę, potem pojawił się Ralph.
– Hej, Molly – zawołał serdecznie.
Brakowało jeszcze kilku minut do spotkania pracowników. Molly zdążyła wszystko przygotować wcześniej, więc teraz mogła spokojnie napawać się wschodem słońca i rozmyślać o tym, jak bardzo zmieniło się jej życie w tych ostatnich dniach.
Flynn zmienił się bardzo. Prawie każdą noc spędzali razem. Po odejściu Gretchen wszystko znowu zwaliło mu się na głowę. Ale wkrótce zatrudnił nową opiekunkę – panią Hanson. Molly ją znalazła. Pomogła również Flynnowi na nowo zorganizować sobie życie tak, by miał czas dla dziecka. Na szczęście mieli też czas na miłość. Ale nie brakło go również na rozmowy i Molly pozbyła się obaw, że będzie dla niego następną Virginią. Wyczuwała jego miłość w sposobie, w jaki na nią patrzył, dotykał jej czy z nią rozmawiał. Chociaż czasami czuła się niepewnie, bo w zasadzie mieszkała u niego. Nie mówili wiele o przyszłości, ale Molly tłumaczyła sobie, że nie powinna mieć tak staroświeckich poglądów. Zauważyła też, że u boku Flynna staje się bardziej otwarta i nabiera zaufania do ludzi. Flynn bardzo się starał… i razem spędzany czas był równie piękny, jak dzisiejszy poranek. Bailey stanął tuż za nią.
– Molly, już prawie dziewiąta. Nie wiesz, gdzie jest Flynn?
Popatrzyła na zegar i dolała sobie kawy.
– Miał zamiar popracować w domu, jeśli oczywiście Dylan mu na to pozwoli. Zacznijmy bez niego. Jeśli jest ci potrzebny, to zatelefonuj.
– Już to zrobiłem, ale nikt nie odbiera telefonu.
– Widocznie jest już w drodze.
Molly wzięła kubek oraz dokumenty i ruszyła w stronę sali konferencyjnej. Simone już tam była.