Выбрать главу

- Wczoraj widziałem przy drodze jakiegoś obdartusa - zauważył pan Holder.

- Zgadza się. To byłem ja. Kiedy znalazłem winnego, wróciłem do domu, by się przebrać. Musiałem działać z wielką delikatnością, gdyż miałem świadomość, że wniesienie oskarżenia w tej sprawie doprowadziłoby do skandalu. Wiedziałem też, że tak zatwardziały złoczyńca zauważy, że mamy w tej sprawie związane ręce. Poszedłem się z nim zobaczyć. Rzecz jasna, na początku wszystkiemu zaprzeczał. Kiedy opowiedziałem mu ze szczegółami całą historię, próbował zgrywać chojraka i chwycił wiszącą na ścianie pałkę. Wiedziałem jednak, z kim mam do czynienia: zanim zdążył się zamachnąć, przystawiłem mu do głowy pistolet. Wtedy zaczął zachowywać się bardziej rozsądnie. Powiedziałem mu, że odkupimy od niego kamienie, po tysiąc funtów za sztukę. Wtedy po raz pierwszy zaczął ubolewa: „O, do diaska! Sprzedałem wszystkie trzy za sześćset!”. Obiecując, że nie zostanie to wykorzystane podczas śledztwa, szybko zdobyłem adres pasera, który nabył beryle. Pojechałem do niego i po długich targach odkupiłem klejnoty za tysiąc funtów za sztukę. Potem poszedłem do pańskiego syna, powiedziałem mu, że sprawa się wyjaśniła, i wreszcie około drugiej udałem się na spoczynek. Należało mi się to po dniu, wypełnionym ciężką pracą.

- W tym dniu ocalił pan Anglię przed wielkim publicznym skandalem - stwierdził bankier, wstając z fotela. - Nie wiem, jak panu dziękować, jednak może pan być pewny, że znajdę sposób, by okazać swą wdzięczność. Pańskie umiejętności przekraczają wszystko, o czym dotąd słyszałem. Muszę czym prędzej jechać do mego drogiego chłopca i przeprosić go za krzywdę, którą mu wyrządziłem. To, czego się dowiedziałem od pana o Mary, dotknęło mnie do żywego. Zapewne nawet pan nie zdołałby ustalić, gdzie teraz przebywa.

- Sądzę, że możemy założyć - odparł Holmes - iż jest tam, gdzie sir George Burnwell. Równie pewne jest, że rychło poniesie surową karę za swe winy.

Rozdział dwunasty

Buczyna

- Człowiek, który kocha sztukę dla niej samej - stwierdził Sherlock Holmes, odkładając na bok dział ogłoszeń „Daily Telegraph” - często czerpie największą przyjemność z jej najbardziej błahych i najniższych przejawów. Z przyjemnością zauważam, Watsonie, że pojąłeś tę prawdę tak dalece, iż w opowieściach o naszych śledztwach, które byłeś łaskaw opisać, a niekiedy, muszę przyznać, również ubarwić, uwzględniłeś przede wszystkim nie słynne sprawy i sensacyjne procesy, w których brałem udział, a te przypadki, które, choć trywialne, dały mi możliwość wykorzystania zdolności dedukcji i logicznej syntezy, stanowiące moją specjalność.

- Mimo wszystko - odpowiedziałem z uśmiechem - nie potrafię się obronić przed zarzutem pogoni za sensacją, który stawiano opisywanym przeze mnie historiom.

- Być może popełniłeś błąd - rzekł, chwytając szczypcami rozżarzony węgiel i zapalając od niego długą fajkę z drzewa wiśniowego, która zajmowała miejsce glinianej wtedy, gdy był w nastroju do dyskusji, a nie do rozmyślań. - Być może popełniłeś błąd, starając się ożywić swoje opowiadania, zamiast ograniczyć się do surowego opisu rozumowania, prowadzącego od przyczyn do skutków, stanowiącego jedyny istotny ich element.

- Wydaje mi się, że nie skrzywdziłem cię w tej kwestii - zauważyłem dość zimno, gdyż dotknął mnie egotyzm, który, jak wielokrotnie zaobserwowałem, stanowił silną cechę niezwykłego charakteru mego przyjaciela.

- Nie chodzi tu o samolubstwo ani o pychę - stwierdził, swoim zwyczajem odpowiadając na moje myśli, nie na słowa. - Jeśli domagam się uznania dla swych działań, czynię to dlatego, że są one przejawem sztuki, bezosobowej i uniwersalnej. Zbrodnia jest powszechna, logika rzadka, dlatego powinieneś koncentrować się na logice, nie na zbrodniach. Sprowadziłeś to, co powinno stanowić cykl wykładów, do zbioru opowiastek.

Był zimny wczesnowiosenny poranek. Siedzieliśmy po śniadaniu przy ogniu, który wesoło płonął w salonie przy Baker Street. Pomiędzy rzędami ciemnobrązowych domów snuła się gęsta mgła, a okna budynku naprzeciwko jawiły się przez jej ciężkie żółtawe opary jak bezkształtne, rozmazane cienie. Zapalone lampy gazowe rozświetlały biały obrus, a ich odblask migotał na metalu i porcelanie, gdyż nie sprzątnięto jeszcze ze stołu. Sherlock Holmes milczał przez cały ranek, przeglądając ogłoszenia w kolejnych gazetach, aż w końcu, zaniechawszy poszukiwań, popadł w zły nastrój i zaczął rozprawiać o mych literackich niedociągnięciach.

- Z drugiej jednak strony - stwierdził po chwili przerwy, podczas której siedział, paląc długą fajkę i patrząc w ogień - doprawdy trudno oskarżać cię o poszukiwanie sensacji, skoro wiele ze spraw, którymi byłeś uprzejmy się zainteresować, nie dotyczy przestępstw rozumianych jako złamanie prawa. Drobny kłopot, który próbowałem pomóc rozwiązać królowi Bohemii, niezwykły przypadek panny Mary Sutherland, problem krzywoustego żebraka i incydent szlachetnego kawalera nie wiązały się z wykroczeniami. Obawiam się jednak, że unikając sensacji, otarłeś się o trywialność.

- Cel, do którego dążyliśmy, mógł być błahy - odpowiedziałem - ale metody, które zastosowałeś, były interesujące i nowatorskie.

- Phi, mój drogi, czy naprawdę sądzisz, że przeciętnych zjadaczy chleba, pozbawionych zdolności obserwacji, którzy nie potrafiliby rozpoznać tkacza po zębach ani kompozytora po lewym kciuku, interesują meandry analizy i dedukcji? Nie mogę cię jednak winić za to, że piszesz o błahostkach, gdyż czasy wielkich zbrodni minęły. Ludzie, a przynajmniej przestępcy, utracili wszelką inicjatywę i oryginalność. Moja własna praktyka zaczyna sprowadzać się do odszukiwania zagubionych ołówków i doradzania młodym pannom ze szkół z internatem. Sądzę jednak, że udało mi się dosięgnąć dna. Liścik, który otrzymałem dziś rano, świadczy o tym, że niżej już chyba upaść nie mogę. Przeczytaj go! - Rzucił mi wymiętą karteczkę.