– Mówią, że będziesz walczył, Smokobójco – odparła w końcu jedna z nich – lecz…
– Weź pięć taranów Trolloków z tylnych linii – rozkazała Moghedien, zwracając się do dowódcy rezerwy – i poślij je w górę rzeki do ruin.
– Do ruin? – zdziwił się tamten. – Tam są tylko uciekinierzy z Caemlyn.
– O to chodzi, głupcze. Uchodźcy… dzieci, starcy, kobiety szukające swoich poległych. Nie będą w stanie się bronić. Każcie Trollokom rozpocząć rzeź. Nasi wrogowie są słabi. Taki atak zmusi ich do odwrotu i obrony tych, których prawdziwi wojownicy zostawiliby po prostu na śmierć.
Dowódca skinął głową, a na jego twarzy pojawił się wyraz aprobaty. Uznał ją za Demandreda. Dobrze. Oddalił się pośpiesznie, by wydać dalsze rozkazy.
– A teraz powiedzcie mi – zapytała Moghedien, słysząc dobiegający z oddali huk strzelających smoków – dlaczego nikt z Ayyadów nie usunął jeszcze z pola bitwy tamtej broni?
Ayyadka klęcząca nadal u jej stóp pochyliła niżej głowę:
– Zostało nas już mniej niż tuzin, Wyld.
– To nędzna wymówka – stwierdziła Moghedien, wsłuchując się w eksplozje, które nagle ustały. Może któremuś z ocalałych Władców Strachu M’Haela udało się właśnie rozwiązać problem smoków.
Kiedy patrzyła, jak sharański dowódca kroczy w stronę Myrddraali, poczuła nieprzyjemny dreszcz. Nie znosiła przebywać na otwartej przestrzeni. Powinna pozostawać w cieniu, zostawiając innym dowodzenie bitwami. Nie zamierzała jednak pozwolić, by mówiono, że kiedy sytuacja tego wymagała, była zbyt przestraszona, by…
Tuż za nią otworzyła się brama, a kilku Sharanów głośno krzyknęło. Moghedien odwróciła się gwałtownie, otwierając szeroko oczy ze zdumienia na widok ciemnego wylotu jaskini i wycelowanych prosto w nią smoków.
– Ognia! – zawołał jakiś głos.
– Zamknąć bramę! – krzyknął Talmanes, a portal zamigotał i znikł.
– To jeden z pomysłów lorda Mata, prawda? – wrzasnął Daerid, stając u boku Talmanesa na czas ładowania smoków. Obaj mieli uszy zatkane woskiem.
– A jak myślisz? – odkrzyknął Talmanes.
Jak poradzić sobie z faktem, że strzelające smoki łatwo było zniszczyć? Po prostu strzelać z dobrze ukrytego miejsca.
Talmanes uśmiechnął się, widząc, jak Neald otwiera kolejną bramę tuż przed grupą dziesięciu smoków. Fakt, iż wiele lawet było zbyt mocno uszkodzonych, by sprawnie zawracać, nie miał żadnego znaczenia w sytuacji, gdy można było otworzyć bramę przed smokami, kierując ich ogień tam, dokąd się chciało.
Ta brama otworzyła się na kilka taranów Trolloków toczących zaciekły bój z Białymi Płaszczami. Część Pomiotu Cienia zwróciła na smoki pełen przerażenia wzrok.
– Ognia! – krzyknął Talmanes, opuszczając gwałtownie rękę na wypadek, gdyby jego ludzie go nie dosłyszeli.
Dym wypełnił jaskinię, a huk eksplozji wprawił w drżenie zatyczki w uszach Talmanesa. Smoki cofnęły się, odpaliwszy śmiercionośną salwę w ciżbę Trolloków.
Rozniosły tarany w pył, zostawiając po sobie krwawe żniwo. Białe Płaszcze wznieśli radosny okrzyk, wymachując mieczami.
Neald zamknął bramę, a kanonierzy przeładowali broń. Wtedy otworzył kolejną, tym razem w górze, nad smokami, aby powiew świeżego powietrza przegnał z kompleksu jaskiń kłęby dymu.
– Czyżbyś się uśmiechał? – zapytał Daerid.
– Owszem – odparł Talmanes z zadowoleniem.
– Na krew i krwawe popioły, Lordzie Talmanes… ten wyraz twarzy wygląda naprawdę przerażająco…. – Daerid zamyślił się na chwilę. – Może powinieneś częściej to ćwiczyć.
Talmanes wyszczerzył zęby, kiedy Neald otworzył następną bramę, tym razem na wysoko położony punkt Wzgórza Dashar, na którym Aludra z lunetą i grupą zwiadowców wybierała miejsca kolejnych ataków. Wykrzyczała namiary nowej lokalizacji, Neald zaś kiwnął głową i zabrał się do przygotowania następnej salwy.
42
Niemożliwe.
Aviendzie wydawało się, że cały świat rozpada się i pęka, jakby coś go pochłaniało.
Nad błyskawicami, bijącymi w dolinę Shayol Ghul, nikt już nie panował – ani Poszukiwaczki Wiatru, ani nikt inny. Ich ogień spopielał jednak i obrońców, i Pomiot Cienia. Stały się całkowicie nieprzewidywalne. Powietrze pachniało spalenizną, zwęglonym ciałem i czymś jeszcze – ostrą, wyraźną wonią, którą nauczyła się już rozpoznawać jako zapach uderzającej błyskawicy.
Aviendha poruszała się chyżo jak wiatr, usiłując utrzymać dystans pomiędzy sobą a Graendal, która ciskała w nią strugę za strugą rozgrzanego do białości ognia stosu.
Przy każdym jej ataku ziemia się trzęsła. Na powierzchni skał pokazały się czarne pęknięcia. Obrońcy doliny praktycznie ponieśli już klęskę. Ci, którzy nie wycofali się na same tyły, aż do ścieżki na zboczu góry, byli właśnie masakrowani przez Ogary Ciemności. Ziemia zadrżała i Aviendha potknęła się. Niedaleko niej grupa Trolloków wybiegła z targanych wiatrem ciemności z głuchym warczeniem. Bestie nie zauważyły jej i zaatakowały… inne Trolloki? Walczyły już więc pomiędzy sobą.
Aviendha nie była tym wcale zdziwiona. Trolloki często rzucały się sobie do gardeł, kiedy Bezocy przestawali ściśle je kontrolować. Ale co z tą dziwną mgłą…
Podniosła się na nogi i oddalając się od Trolloków, wdrapała się na najbliższą pochyłość. Może stamtąd zdoła zlokalizować Graendal. Na szczycie spostrzegła, że stoi na czymś, co nie powinno istnieć: olbrzymi fragment skały oderwał się od podłoża i uniósł w górę, gdzie chybotał się niebezpiecznie, wspierając się praktycznie na niczym.
Wszędzie dookoła widziała podobne niemożliwe zjawiska. Grupa umykających Domani galopowała po skale, która nagle rozstąpiła się pod nimi jak woda, a czterej jeźdźcy z końmi zatonęli w niej, znikając. Do doliny zaczęła wlewać się głęboka mgła, przed którą zarówno ludzie, jak i Trolloki uciekali z krzykiem.
Struga płynnego ognia stosu przebiła się przez unoszące się w powietrzu fragmenty skał, mijając jej głowę zaledwie o parę cali. Aviendha, tłumiąc okrzyk, rzuciła się na ziemię. W pobliżu usłyszała jakiś ruch i przetoczyła się w bok, przygotowując splot.
Amys podbiegła do niej i przykucnęła obok. Szata Mądrej była nadpalona, a jedna strona jej twarzy czerwona od oparzeń.
– Widziałaś Cadsuane i pozostałe?
– Nie.
Amys zaklęła cicho.
– Musimy obie naraz zaatakować istotę Cienia. Ty idź na prawo, a ja pójdę na lewo. Kiedy poczujesz, że splatam, dołącz do mnie. Razem może zdołamy ją pokonać.
Aviendha skinęła głową, po czym obie wstały i rozdzieliły się. Gdzieś tam walczyła też grupa osobiście wybrana przez Cadsuane. Talaan, Poszukiwaczka Wiatru, która jakimś sposobem dołączyła do Zaprzysiężonych Smokowi. Alivia, była damane. Razem z Amys i Aviendhą należały do najpotężniejszych przenoszących po stronie Światłości.
Kierunek, z którego nadlatywał ogień stosu, wskazywał, gdzie mniej więcej mogła się znajdować Graendal. Aviendha okrążyła lewitującą skałę, podziurawioną teraz ogniem stosu i z niepokojem spojrzała na mnóstwo podobnych głazów unoszących się w powietrzu nad dnem doliny. To było jak bańka zła, tyle że na o wiele większą skalę. Czołgając się, usłyszała głośny, wibrujący pomruk od strony góry. Ziemia znów zaczęła się trząść, a kawałki skał posypały się w dół. Skulona Aviendha ujrzała, że z ziemi zaczęły nagle wyrastać rośliny – w jednej chwili jałowe skały pokryły się soczystą zielenią, a młode łodygi, wijąc się, strzelały w górę.
Wielkie plamy zieleni zaczęły gwałtownie rozprzestrzeniać się po całym dnie doliny. W górze białe i czarne chmury zwijały się spiralnie wokół siebie. Błyskawica uderzyła w ziemię i zamarzła, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, na kształt wyniosłej, postrzępionej szklanej kolumny, która zachowała kształt błyskawicy, choć jej światło zgasło.