Выбрать главу

— Więc ciągle jeszcze nie wiesz, o co im chodzi — odezwał się wreszcie. Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.

— Wiem tylko tyle, ile dowiedziałem się od pana — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Jeśli pan teraz powie: „poczekajmy do naszego ostatniego spotkania”, to… ach, przepraszam. Zapomniałem, że obiecał mi pan wprawdzie, wyjaśnić, dlaczego oni chcą zmienić życie we wszechświecie, ale dopiero Jawtedyi kiedy podejmę już decyzję. W świetle tego, co oświadczyłem na wstępie mojej wizyty, nie mogę oczekiwać…

— Wychodzi na to, że jednak oczekujesz. I że zaczynasz już tracić cierpliwość, jak pilot siedzący za sterami statku, którego start powinien był nastąpić wiele minut temu — uśmiechnął się znowu.

Potrząsnąłem głową.

— Nie. Przypominam panu, że nie mogę uwierzyć w prawdziwość tego, co od dwóch dni dzieje się wokół mnie. Ale i bajki muszą mieć jakąś wewnętrzną logikę. Załóżmy, że zdezerteruję z zespołu „P — G”, polecę do początku świata i — posługując się pana własnym porównaniem „zadam” kiełkującej materii wzorzec informacyjny. Tylko co właściwie miałby zawierać taki „okruch życia” pozostawiony tam, w piecu prawybuchu? Jakie informacje 1 o czym? Jak miałby zostać zakodowany ten nowy program, narzucony powstającym światom? Nie mogą to być ani pierwiastki, ani cząstki energii, ani białka, ani wzory… przecież w warunkach Wielkiego Wybuchu nic z tego nie przetrwałoby miliardowej części sekundy! I wreszcie jaka żyjąca istota miałaby czelność poprawiać cie, opierając się na swoich ograniczonych doświadczeniach i swo- im niedoskonałym rozumie? O ile wiem, bardzo mało było takich bajek, w których — występowałby Bóg Stwórca we własnej osobie i to w trakcie wykonywania swoich podstawowych czynności!

— Ja też o czymś ci przypomnę — Amosjan uniósł szklaneczkę i patrzył przez nią pod światło, jakby sobie wróżył z promieni, załamujących się w zimnym napoju — mianowicie o geometrii przestrzeni ożywionej, tej antygeometrii w znaczeniu euklidesowym, którą oni operują z fantastyczną dla nas swobodą. To jest o.dpo-wiedź dotycząca języka, w jakim zostaną zakodowane informacje przeznaczone dla powstającej natury i obawiam się, że tej odpowiedzi nie uściśli żaden ziemski matematyk. A jeśli chodzi o treść owych informacji — odstawił szklaneczkę — i spojrzał mi prosto w oczy — to masz tam, w momencie prawybuchu oraz w paru innych punktach drogi, przy słupach milowych znaczących najważniejsze etapy ewolucji, umieścić modele ludzkiej, osobowości. I tak brzmi zarazem odpowiedź na główne pytanie: dlaczego? Dlaczego oni najpierw w ogóle pomyśleli o tego rodzaju bezprzykładnym przedsięwzięciu, a potem włożyli tyle szalonego wysiłku w przygotowanie jego realizacji.

— To jest właśnie następna sprawa, wobec której staję całkowicie bezradny — odezwałem się po chwili milczenia. — Nie — roz-Jożyłem ręce — nie rozumiem i koniec. Dotąd była mowa o „wzorcu” dla życia w całym Kosmosie, wzorcu zaczerpniętym wprawdzie z Ziemi, ale przeznaczonym dla życia w ogóle. Mówię jak dziecko — uśmiechnąłem się mimo woli — pan jednak wie, o co mi chodzi, prawda? O tę drobną, a jakże istotną różnicę. Bo co innego myśleć o poprawie struktury czy funkcji materii ożywionej poprzez, bo ja wiem, chociażby udoskonalenie jej geometrycznego szkieletu, jeśli ta ich geometria jest rzeczywiście taka wszechwładna, a zupełnie co innego planować reorganizację życia w całym wszechświecie na wzór ukształtowanej jednostki, reprezentującej określoną cywilizację. Skoro bowiem treścią informacji, na podstawie której ewolucja od Big-Bangu miałaby pójść w innym, ściśle sprecyzowanym kierunku, będzie istotnie model ludzkiej osobowości, to może on być zaczerpnięty tylko od jednego konkretnego człowieka. Zgoda, że my wobec tego nie mielibyśmy większych powodów do obaw o los naszego świata, chociaż i my różnimy się przecież od siebie, więc „wydelegowanie” jednostki w charakte rze uniwersalnego prototypu zmieniłoby życie pozostałych szesnastu miliardów w stopniu, kto wie, czy nie większym niż katastrofa kosmiczna… ale niech będzie, powiedzmy, że zachowamy przynajmniej naszą powierzchowność. Natomiast oni! Oni! Czy chcą, żeby wszechświat był zamieszkany wyłącznie przez ludzi? Czy chcą doprowadzić do sytuacji, w której ich samych nigdy nie było? Ich właśnie, którzy teraz przerzucają się z jednej fizyki w drugą z taką łatwością, z jaką ludzie zmieniają koszule i którzy nas tak bardzo wyprzedzają pod względem… ba, pod każdym względem?!… \— Nie pod każdym. Nie pod każdym — powtórzył spokojnie Amosjan. — Wspominałem ci już, czym oni się nigdzie i nigdy nie interesowali. Oczywiście, wnioski, do jakich doszedłem, to tylko moje subiektywne refleksje… ale nie znamy przecież faktów, a coś mi szepcze do ucha, że nie odbiegłem zbyt daleko od prawdy. Pamiętasz? Mówiłem, że chodzi o…

— Pamiętam — przerwałem. — Nauki społeczne. Filozofię. Jednak gdyby filozofowie naprawdę potrafili zmieniać rzeczywistość, to może i nasz własny świat wyglądałby teraz inaczej? Może droga, jaką mamy za sobą, nie byłaby cała uwznioślona pomnikami cierpienia… Przepraszam. Pan jest przecież wybitnym historykiem. Ale.

— Pozwól, że właśnie jako historyk — tym razem on nie dał mi skończyć — zwrócę ci uwagę na pewną prawdę, a mianowicie, że rangę każdej społeczności mierzy się nie jej wzrostem, które to pojęcie mieści w sobie również technikę, lecz rozwojem. Choroba tocząca społeczność Stanzy musi być bardzo poważna, skoro on sam i ta nieliczna grupa, która z nim współdziała, jedyny ratunek upatruje w radykalnym zabiegu chirurgicznym, ale przecież i dzisiejsza medycyna, przy całym jej zaawansowaniu, często jeszcze musi się uciekać do wręcz hazardowych operacji. Niestety, my nie potrafimy ocenić, na ile ryzyko-związane z przedsięwzięciem Stanzy jest uzasadnione i niezbędne… bo nie znamy ani pacjentów, ani ich cierpienia. Co więcej, nie poznamy ich nigdy. Mówiliśmy o różnicach, dzielących poszczególne gwiezdne cywilizacje. Tymczasem pomyśl, jak bardzo odmienne były nasze, na jednej planecie? Europejska, indyjska, Isluinu, [Jcinn/gu W.schudii. egipska, Jukatanu, Meksyku A w czasach najnowszych — cywilizacja Afryki Środkowej, cywilizacja zachodnia i cywilizacja Wschodu?… Pradziad- kowie obywateli tej krainy, tego kontynentu, na którym teraz rozmawiamy, reprezentowali właśni-e cywilizację wzrostu, podczas gdy współczesny im Wschód — rozwoju.

— A jednak rozmawiamy akurat na tym kontynencie — wtrąciłem — pomimo że pan przecież pochodzi ze Wschodu…

— I do niego należę, chociaż za czasów naszych pradziadków nie mógłbym powiedzieć tego głośno. Zresztą gdybyś wtedy chciał spotkać się ze mną, musiałbyś odbyć podróż nad iwie morze, znacznie mniejsze, za to o wiele cieplejsze — uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał. — Różnice, które dzielą ludzi wyrosłych z tradycji odmiennych obszarów kulturowych, nie są już teraz tak istotne, a wiesz, dlaczego?…

— Zdaje się, że wiem — odparłem po chwili namysłu. — Zostałem nawet pouczony przez Stanzę, o czym zapomniałem panu wczoraj powiedzieć. Otóż był on uprzejmy stwierdzić, że naszą, obecną, zresztą względną jego zdaniem, harmonię, zawdzięczamy istnieniu na Ziemi nowej ludzkiej cywilizacji, kosmicznej, która jakoby pojawiła się bez naszego świadomego udziału…

— To ostatnie jest niezbyt ścisłe… ale z grubsza biorąc Stanza ma rację. Wspomniałeś, że rozmawialiście z nim wczoraj o naszej f niewesołej przeszłości. W istocie tylko zawodowy historyk, szperający w prastarych źródłach wie, że ta przeszłość była o wiele bardziej mroczna, niż mogłoby się to dzisiaj wydawać… i zarazem heroiczna przez pozorną daremność szamotaniny jednostek światłych, szlachetnych, walczących” o prawdziwy postęp. Cóż, tkwiło w nas widać coś, co nie pozwoliło nam przegrać… choć przyznaję, że byliśmy bliscy klęski, kiedy wciąż jeszcze podzieleni, osiągnęliśmy w niektórych enklawach cywilizacyjnych ogromny wzrost, za którym nie nadążał rozwój. Jednak i nasza technika, nawet gdy pokonywała kolejne wysokie progi bez żadnych społecznych intencji, lub zgoła ze złymi intencjami, zawsze w ostatecznym.rachunku wychodziła na korzyść nam wszystkim, a to właśnie dzięki uporowi jakże nielicznych początkowo ludzi pracujących dla ogółu, w miarę upływu lat jednoczących się w coraz potężniejsze organizacje. Tak też było z tą ziemską cywilizacją kosmiczną… i ona przecież w zamyśle wielu jej prekursorów miała służyć uzyskaniu przewagi nad przeciwnym obozem, przewagi, którą dałoby się wykorzystać także w totalnej wojnie termojądrowej.