Выбрать главу

Wyglądało na to, że jej pokojówka miała tak samo ograniczoną swobodę, jak ona.

– Kevin pomaga panu Maguire'owi przy koniach – powiedziała Rois.

– Lubi swoje zajęcie? Dobrze mu idzie? – drążyła dalej Fortune. Na Boga! Wyciąganie wiadomości od Rois było jak wyrywanie zębów.

– Owszem, kocha te bestie, jak nazywa konie. I świetnie sobie z nimi radzi. Powiadają, że pewnego dnia zajmie miejsce pana Maguire'a, ale to oczywiście bardzo odległa sprawa, milady – odparła Rois z zapałem.

– Całowałaś się już z nim? Rois ponownie oblała się rumieńcem, jeszcze czerwieńszym niż poprzednio.

– Och, milady – jęknęła. – Nie powinna pani zadawać mi takich pytań.

– To znaczy, że się całowałaś! – stwierdziła Fortune. – Świetnie! Jak to jest, gdy ktoś cię całuje? Nikt mnie nigdy nie całował, poza krewnymi. Z zalotnikiem jest chyba zupełnie inaczej, prawda? Rois kiwnęła głową, energicznie panią wycierając. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.

– Kiedy Kevin mnie całuje – zaczęła, po czym pospiesznie poprawiła się – gdyby Kevin mnie pocałował, serce biłoby mi jak młot i miałabym wrażenie, że wypełnia mnie światło. Trudno to opisać, ale to coś cudownego. Oczywiście, gdyby się rzeczywiście wydarzyło. Fortune zachichotała przewrotnie.

– Niewiele mi to mówi, Rois – rzekła szczerze. – Myślę, że samej trzeba doświadczyć pocałunku, żeby wiedzieć, jak to jest naprawdę. Ciekawe, ile czasu minie, zanim William Devers spróbuje mnie pocałować. Ciekawa też jestem, czy mi się ten pocałunek spodoba.

– Kobietom zwykle się podoba – odpowiedziała Rois. Potem nałożyła czystą koszulę swojej pani przez głowę.

– Na pewno podoba się mojej matce – zauważyła Fortune, wygładzając koronkę obszywającą głęboko wycięty dekolt koszuli i brzeg bufiastych, sięgających ramion rękawów. Rois wciągnęła na szczupłe nogi Fortune jedwabne, kremowe pończochy, mocując je złotymi rozetkami. Potem pomogła jej założyć kilka halek i wreszcie spódnicę z ciężkiego, zielonego jedwabiu, opadającą fałdami z tyłu i rozciętą z przodu, aby odsłonić halkę z kremowo – złotego brokatu.

– Usiądź, milady, żebym mogła cię uczesać – powiedziała Rois. Uwolniła ognistą masę włosów, spiętą na czubku głowy Fortune i zaczęła je energicznie szczotkować. Później zrobiła przedziałek na środku i związała włosy w płaski supeł na karku dziewczyny. Pojedynczy lok nad lewym uchem Fortune przewiązała złotą wstążką, wyszywaną perłami. Odsunęła się o krok, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu, i uśmiechnęła się. – A teraz założymy stanik, milady – powiedziała. Pomogła Fortune nałożyć wycięty w karo kubraczek i zdecydowanym ruchem obciągnęła go w dół, żeby wyjrzała spod niego koronka koszuli. Suknia była prosta, ale niewątpliwie kosztowna.

– Ślicznie pani wygląda – stwierdziła Rois. – Czy mam podać szkatułkę z biżuterią?

– Tak, proszę – odparła Fortune. Kiedy służąca otworzyła puzderko, Fortune wybrała pojedynczy, długi sznur kremowych pereł i założyła go na szyję. Na jej sukni prezentowały się idealnie. Na lewej ręce zapięła bransoletkę, zrobioną z pereł nanizanych na dwa sznurki. Jej drugą rękę zdobił złoty łańcuszek, wysadzany szmaragdami. Fortune zastanowiła się przez chwilę, po czym wybrała pierścionek z ogromną perłą i okrągłym szmaragdem oraz prosty, złoty sygnet z herbem Lindleyów, przedstawiającym dwa łabędzie z szyjami wygiętymi w kształt idealnego serca.

– Tak – powiedziała ze śmiechem. – To powinno zrobić wystarczające wrażenie podczas pierwszego spotkania.

– Ale pani jest przewrotna, milady – zachichotała Rois, odstawiając na bok szkatułkę z precjozami. Rozległo się ciche pukanie do drzwi, ale zanim Rois zdążyła do nich podejść, otworzyły się, wpuszczając do środka księżną Glenkirk, odzianą w jedwabną suknię w kolorze czerwonego wina, z naszyjnikiem z rubinów wielkości gołębich jajek na szyi i pasującymi do niego rubinowymi kolczykami oraz kilkoma kosztownymi bransoletami i eleganckimi pierścieniami na rękach. Była uczesana tak samo, jak córka, tyle że bez loka nad uchem.

– Wyglądasz cudownie, kochanie – odezwała się, komplementując zarazem córkę i służącą. – Zieleń świetnie pasuje do twoich włosów, oczu i cery. Masz bardzo jasną, typową irlandzką cerę, po O'Malleyach, skarbie.

– Merci, mamo – odpowiedziała Fortune. – Widzę, że ubrałaś się na bitwę – roześmiała się. – Czy to ładnie onieśmielać biedną lady Jane podczas naszego pierwszego spotkania? Już sam tytuł księżnej Glenkirk jest przytłaczający.

– Dobrze poinformowani donieśli mi, że sama lady Jane bardzo lubi onieśmielać, Fortune. Chcę, żeby zrozumiała, że ludzie boją się mnie jeszcze bardziej niż jej i żeby wywnioskowała stąd, iż ty nie pozwolisz się zastraszyć. Ważne jest, żeby te rzeczy zostały ustalone podczas pierwszego spotkania, bo później trudniej jest to przeprowadzić. Musisz pamiętać, że zastanawiasz się nad małżeństwem z młodym Williamem, nie z silną osobowością jego matki. Wspominano mi, że to miły młodzieniec, tak jak jego ojciec. Dzisiaj musimy pokazać twojej przyszłej teściowej, gdzie jej miejsce, żeby później nie stwarzała problemów – wyjaśniła córce Jasmine.

– Posłuchaj matki, milady – nieoczekiwanie odezwała się Rois z nagłą szczerością. – Moja babcia obdarłaby mnie za to ze skóry, ale muszę powiedzieć, że nawet w Maguire's Ford krążą plotki o lady Jane Devers.

– Jakie plotki? – zapytała Fortune.

– Podobno nienawidzi katolików i nie będzie ich tolerować w swoim otoczeniu. Katolicy mieszkający w Lisnaskea muszą ukrywać swoją wiarę, żeby nie stracić domów, pracy, wszystkiego, co mają. Jej pasierb, pan Kieran, może mieszkać z nimi tylko dlatego, że macocha nie wyrzuciła go z domu w obawie przed skandalem. Sir Shane wydziedziczył go, gdy pan Kieran skończył dwadzieścia jeden lat i odmówił przejścia na protestantyzm. Większość ludzi sądzi, że sir Shane uległ wpływom żony – odpowiedziała Rois.

– Jak to się stało, że najstarszy syn sir Shane'a jest katolikiem? – zapytała pokojówkę Jasmine.

– Sir Shane urodził się w czasach, gdy obowiązywała jedna religia – z całkowitą otwartością odpowiedziała Rois. – Jego pierwszą żoną, niech spoczywa w pokoju, była lady Mary Maguire, krewniaczka pana Rory'ego. Miała troje dzieci. Najstarsza była Moira, potem pan Kieran i na końcu Colleen, która zabiła matkę przy porodzie. Starsze dzieci miały sześć i cztery lata, gdy zmarła ich matka. Dwa lata później sir Shane zaczął się starać o względy i zdobył rękę panny Jane Annę Elliot, jedynej córki londyńskiego kupca, który osiedlił się w Londonderry. Miała swój majątek i sir Shane był zafascynowany zarówno jej zamożnością, jak i charakterem. Jedynym warunkiem zawarcia małżeństwa było nawrócenie się sir Shane'a na protestantyzm i wychowanie dzieci w tej wierze. Nieszczęśnik nie był człowiekiem silnej wiary. Miał trójkę pozbawionych matki dzieci. Chociaż miał ziemię i bydło, brakowało mu gotówki, którą posiadał jego przyszły teść, żeby odremontować rozpadający się dwór i kupić więcej bydła. Uległ więc i został powtórnie ochrzczony, tym razem przez protestanckiego pastora, i szybko się ożenił. Obie córki sir Shane'a bez trudu zostały nakłonione do pójścia w ślady ojca i przejścia na wiarę protestancką. Moira miała osiem lat i była oczkiem w głowie ojca. Chciała mu sprawić przyjemność i nie stracić na rzecz macochy. Chociaż trzeba przyznać łady Jane, że była dobra dla dzieci swojej poprzedniczki. Mała Colleen miała zaledwie dwa lata, gdy jej ojciec ożenił się ponownie. Lady Jane jest jedyną matką, jaką pamięta. Ale pan Kieran miał sześć lat i był uparty jak osioł. Ubóstwiał swoją matkę. Pozostały mu po niej dwie rzeczy: niewielka miniatura, którą zawsze nosił na sercu, i jej wiara. Co niedzielę ojciec i macocha zmuszali go do pójścia z nimi do kościoła, ale później chłopak wymykał się na mszę, odprawianą po kryjomu gdzieś w Lisnaskea. Ojciec i lady Jane odkryli to dopiero wiele lat później. Był już wówczas dorosłym młodzieńcem, a kiedy wprost postawili mu zarzut, nie zaprzeczył. I od tego czasu nie uczestniczył z nimi we mszy w kościele protestanckim. Lady Jane obdarzyła męża dwójką dzieci. Pierwsza urodziła się dziewczynka, gdy pan Kieran miał siedem lat. Ma na imię Elizabeth. Pan William przyszedł na świat w następnym roku. Więcej dzieci nie było. Krążą plotki, że sir Shane ma kochankę poza Lisnaskea, niejaką Molly Fitzgerald, która ma z nim dwie córki, ale nikt nie mówi o tym głośno, bo kobieta jest katoliczką. Kiedy w końcu pan Kieran skończył dwadzieścia jeden lat, ojciec postawił mu ultimatum. Miał zrezygnować z wiary katolickiej bądź ze swojego dziedzictwa na rzecz młodszego brata Williama. Powiadają, że ojciec i syn pokłócili się wówczas tak bardzo, że słychać ich było nawet w Ballyshannon. Kieran Devers odmówił zrezygnowania ze swojej wiary w zamian za kawałek ziemi. Ojciec wydziedziczył go więc i uczynił swoim spadkobiercą młodego pana Williama.