Jane Devers najbardziej marzyła, żeby odesłać obu mężczyzn do diabła, ale książę był człowiekiem wpływowym. Nie odważyła się więc na to, chociaż William powiedział, że ojcu nie wolno przeszkadzać. Nie widziała męża, odkąd ich syn przywiózł go do domu. William miał przy sobie klucz do sypialni sir Shane'a.
– Mój syn zamknął ojca w środku dla jego własnego bezpieczeństwa. Nie mam klucza do tego pokoju, milordzie, a Williama nie ma teraz w domu – powiedziała.
– Pokaż mi, gdzie jest uwięziony sir Shane – poleci! książę. – Wyłamiemy drzwi, pani. Takie traktowanie pani męża jest oburzające i jestem zdumiony, że dopuściła pani do czegoś takiego. Chyba to pani jest tu panią domu?
Zaczerwieniona z irytacji Jane Devers poprowadziła ich do sypialni męża. Była zaskoczona spokojem, zachowywanym przez cały czas przez pasierba. William uprzedzał ją, że Kieran wtargnie do Mallow Court z jakąś dziką opowieścią, ale ten nie odzywał się. Jednak milczenie i gniewne spojrzenie dobitnie świadczyły o jego wściekłości. Zatrzymała się przed pokojem męża.
– Jest tutaj – powiedziała.
Kieran Devers bez słowa przyłożył ramię do drzwi i po chwili stały otworem.
Obaj z księciem pospiesznie wpadli do środka. Znaleźli sir Shane'a leżącego na łóżku ze skrępowanymi rękami i nogami, i z kneblem w ustach. Rozwiązali więzy i pomogli mu usiąść. Na czole miał brzydki siniec i niewielki strup z tyłu głowy.
– Tato! – Kieran uściskał ojca.
– On zabił Molly! Sam mi to powiedział, szatańskie nasienie. I moje dziewczynki. Niech będzie przeklęty! – zawołał sir Shane.
– Wiemy. Biddy schowała się, a potem przybyła do Erne Rock, żeby nam wszystko opowiedzieć, tato – ponuro odparł Kieran.
– Mnie też próbował zabić – oświadczył sir Shane – i mogłoby mu się to udać, gdybyście mnie nie znaleźli. Dziękuję milordzie.
– Coś ty powiedział? Jak możesz oskarżać naszego chłopca o tak straszliwą zbrodnię, jak ojcobójstwo? – wrzasnęła Jane Devers.
– Twój syn, pani, z zimną krwią zamordował kobietę, którą kochałem, oraz nasze dwie córki, swoje siostry przyrodnie. Zaatakował mnie, a kiedy się zorientował, że jeszcze żyję i nie można będzie przypisać mojej śmierci nieszczęsnym katolikom z Lisnaskea, przywiózł mnie do domu, spętanego niczym świąteczną gęś, i otwarcie powiedział, że zamierza mnie zabić, żeby szybciej dostać po mnie spadek. Twój syn, pani, to żmija, i wyrzucę go z mojego domu najszybciej, jak tylko będę mógł – zimno odparł sir Shane.
– Jesteś ranny, najdroższy – powiedziała Jane Devers, wyciągając rękę, aby dotknąć sińca na skroni małżonka. – Z pewnością musiałeś źle zrozumieć naszego Williama. Nigdy by cię nie skrzywdził. Uchylił się przed jej ręką.
– Nie jestem na tyle ranny, madam, żeby nie zrozumieć twojego syna, przechwalającego się, że zastrzelił Molly Fitzgerald i nasze dwie córki. Maeve miała siedemnaście lat, a mała Aine ledwie czternaście. Miały jechać z Kieranem i jego żoną do Anglii, a w następnym roku dalej, do Nowego Świata. Wiedziały, że w Ulsterze nie ma dla nich żadnej przyszłości. Jaką krzywdę wyrządziły Williamowi, że zamordował je z zimną krwią? Niewinne dziewczęta! Żałuję tego dnia, w którym cię poślubiłem i wprowadziłem do swojego domu, Jane! Żałuję, że spłodziłem syna z kimś tak beznamiętnym, jak ty. To potwór!
– Nieprawda! – broniła syna. – Jeśli zabił tę kobietę, uczyni! to w obronie mojego honoru. To straszne, że wziąłeś sobie kochankę, a do tego jeszcze katoliczkę! I te dwie smarkule, które przysparzały mi jedynie wstydu, włócząc się po wiosce. Litowano się nade mną w związku z twoimi szaleństwami i gdyby nie życzliwość wielebnego pana Dundasa, stałabym się w Lisnaskea pośmiewiskiem. A teraz biedny James, jego żona i dzieci nie żyją, wszystko przez twoich przeklętych papistowskich morderców!
– To Dundas zachęcał minionej nocy do zbrodni i za twoją namową wykorzystał twojego syna, nie mam co do tego wątpliwości. Will nie jest na tyle sprytny, madam, ale z pewnością właściwie zachęcony jest wystarczająco podły. Wyobrażam sobie, jak obie z jego żoną rozbudzałyście w nim najniższe instynkty. Na Boga, co spodziewałyście się dzięki temu osiągnąć? – odezwał się Kieran Devers.
– Nie chcę, żeby obecność w pobliżu katolików obciążała moje dzieci – rzekł William Devers, który nagle wszedł do pokoju. – Moja żona jest brzemienna i najwyższy czas, żeby wyrzucić tych papistów z naszych ziem. – Obrzucił ich zimnym spojrzeniem. – O, tato, widzę, że wstałeś.
– Nie jesteś moim synem. Chcę, żebyś jeszcze dzisiaj opuścił mój dom! – odparł Shane Devers.
– Co? Wyrzucasz mnie z mojego domu? A co z moją żoną, pęczniejącą z twoim pierwszym wnukiem, tato? – szyderczo spytał William.
– Zabieraj ją ze sobą, a także tę sukę, która cię urodziła – z wściekłością rzucił Shane Devers, cały czerwony ze złości. – Ani jednej nocy dłużej nie zniosę pod swoim dachem człowieka, który zastrzeli! moją Molly i nasze dziewczynki! – Tu Shane Devers wymierzył synowi potężny cios, który posłał zaskoczonego Williama na podłogę. Zdumiony William z pomocą matki z trudem dźwignął się na nogi.
– Zastrzeliłem tylko twoją dziwkę i jej starszego bachora – rzekł z okrucieństwem. – Tę drugą, małą, miałem pod sobą. Ależ się szarpała i wrzeszczała, gdy pozbawiałem ją dziewictwa. Zamierzałem oddać ją potem moim ludziom, żeby się także zabawili, ale nadeszła wiadomość o podpaleniu kościoła z biednym Dundasem w środku. Poderżnąłem jej gardło. Ciekawe, czy była równie dobra do pieprzenia, jak jej matka, ladacznica? Shane Devers wbił wzrok w młodszego syna.
– Zgwałciłeś swoją przyrodnią siostrę? – zapytał przerażony. – Aine była tylko dzieckiem.
– Miała ładne cycuszki. A poza tym, nie uważałem jej za swoją krewniaczkę, tato. Niewątpliwie twoja dziwka nie mogła mieć pewności, który z jej kochanków spłodził jej dzieciaki. Shane Devers poczuł w uszach potężne dudnienie swojego serca. W skroniach mu pulsowało. Wszystko poczerwieniało przed oczami i poczuł gwałtowny, ostry ból w głowie. Z krzykiem przewróci! się na podłogę. Wiedział, że umiera. Oczami rozpaczliwie szukał starszego syna. Oddychał płytko, dysząc. Ostatni raz spróbował coś powiedzieć:
– Wybacz mi, Kieranie – wychrypiał, po czym umarł. Zapanowała długa cisza, którą przerwał William Devers.
– Cóż, no więc tak. Wynoś się z mojego domu, Kieranie, i już nigdy tu nie wracaj. Ostrzegam cię. Zająłem się katolikami w Lisnaskea. Następne w kolejce może być Maguire's Ford. James Leslie chwycił młodego człowieka za koszulę na piersiach.
– A ja ostrzegam ciebie, Williamie Deversie, że jeśli ty albo ktoś z twoich podwładnych postawi choćby jedną nogę na ziemi należącej do mojej żony, zostaniesz stąd przepędzony bez żadnej łaski. Nie mogę zapobiec kłopotom, jakie możesz wywołać tutaj, ale nie zrobisz nic złego w Maguire's Ford. Uwierz mi, chłopcze, że nie chciałbyś mieć wroga w Jamesie Lesliem. Właśnie dotarła do mnie wiadomość od mojego kuzyna, króla Karola, że zaaprobował przekazanie posiadłości, należącej do mojej żony, moim dwóm synom, Adamowi i Duncanowi. Jesteś głupcem, jeśli wydaje ci się, że możesz obrabować moich chłopców z ich ziemi. Z radością użyłbym tego pretekstu do zabicia cię za to, co zrobiłeś pani Fitzgerald, jej dziewczynkom i swojemu własnemu ojcu. Jesteś odpowiedzialny za śmierć Shane'a Deversa. Jeśli spróbujesz zwalać winę na kogoś innego, dopilnuję, żeby świat poznał prawdę. Na razie nic nie powiem, ze względu na dobro twojego brata i dobre imię Deversów. Deversowie zawsze byli szanowani, więc nie obarczę całej twojej rodziny odpowiedzialnością za postępki jednego niegodziwca. Rozumiesz mnie, sir Williamie? – Rozluźnił chwyt na piersiach swojego przeciwnika i odepchnął go ze wstrętem. Trochę wystraszony William Devers przyjrzał się księciu chłodnym wzrokiem. Potem przesunął spojrzenie na starszego brata przyrodniego, ale twarz Kierana była pełna bólu po śmierci ojca. Ukląkł obok ciała, położył rękę na głowie ojca, a po policzkach popłynęły mu łzy. William pomyślał, że trzeba mu pozwolić opłakiwać starca. Potem pojedzie i szerokiej drogi! A teraz to on był panem Mallow Court. Ta świadomość przeszyła go miłym dreszczykiem.