Rasul wycofał się powoli i dosiadł konia.
– Trzeba będzie wrócić tu jutro – powiedział.
Wilmowski zamierzał protestować, gdy dobiegło ich szczekanie psa. Poznali Dinga, który wpadł przed ognisko. Wydarzenia potoczyły się z szybkością błyskawicy. Ciszę smagnął strzał. Beduin, który mierzył do psa z flinty, chwycił się za ramię. Smuga z dymiącym jeszcze rewolwerem stał przy szejku, przykładając mu lufę do skroni. Wilmowski zdążył zeskoczyć z konia i ukryty za nim mierzył z karabinu w kierunku namiotów. Rasul uniósł ku górze dłonie i głośno wzywał do spokoju. Jakby tego wszystkiego było za mało, nagle pojawił się zdyszany Patryk.
– Wujku! Ja… – jego piskliwy głos niespodzianie rozładował napięcie.
Wilmowski przywołał psa. Dingo przywarował, ale skomlił niespokojnie.
– Tomek, piesku? Tomek! – powtarzał Wilmowski. Pies zaskowyczał. Ciągle węszył.
– Janie! Pies coś poczuł.
– Niech szuka! – rzucił Smuga.
Szejk nakazał swoim ludziom spokój. Patryk obserwował wszystko rozszerzonymi ze zdumienia oczyma. Rasul nadal z rękoma uniesionymi ku górze wciąż zapewniał o pokojowych zamiarach.
– Szukaj! – rzekł wreszcie zdławionym głosem pobladły z wrażenia Wilmowski.
Pies zaszczekał i pobiegł do namiotu szejka. Wilmowski opuścił broń i poszedł za nim.
– Uważaj na nich, Rasul – powiedział i wszedł do namiotu za psem. Wewnątrz były dwie kobiety. Jedna karmiła piersią dziecko. Nic nie wskazywało na obecność jakiegokolwiek mężczyzny. Dingo węsząc, wskoczył na jedną ze skrzyń. Tymczasem pojawił się szejk ze swym uzbrojonym cieniem – Smugą. Wilmowski poczuł na czole krople potu. Smuga na widok psa skowyczącego na dużej skrzyni zbladł. Przywołał go, pchnął szejka rewolwerem i gestem nakazał mu uchylić wieko. Uśmiechając się dziwnie, krnąbrny Beduin uczynił to. Dingo stanął na tylnych łapach i sięgnął zębami, jakiś przedmiot.
Była to gurta na wodę. Wilmowski z ulgą otarł pot z czoła i spojrzał na Smugę. Ten gestem wskazał szejkowi wyjście. Wilmowski wziął gurtę i wyszedł za nimi.
– Znaleźliśmy to! – rzekł do Rasula. Wtem włączył się Patryk:
– Wujku! Ja… To ja wiem! Poznaję! – zawołał. – To ten worek, co nam zostawili. Wujek Tom wziął go z wodą, gdy poszedł po pomoc.
Rasul wypytywał szejka. Ten wzruszył ramionami, ale gdy policjant kazał mu pakować manatki i zagroził aresztowaniem, zaczął opowiadać. Gurtę znaleźli na pustyni, gdy wracali z Luksoru.
– Pojedziesz z nami! Pokażesz, gdzie!
Szejk, wciąż pod czujną opieką rewolweru Smugi, zarzucił ich lawiną słów. Rasul cierpliwie coś tłumaczył.
– Grozi mu, że zaaresztuje cały obóz, bo gurta należała do Europejczyka, którego szukamy – powiedział Wilmowskiemu Smuga.
– Może wiedzą coś więcej – podsunął Wilmowski.
– Poczekajmy! – odpowiedział Smuga. – Zdajmy się na Rasula. Śledztwo, podjęte przez Rasula niczego nie wykazało. Policjant był przekonany, że szejk nie kłamie: Beduini znaleźli gurtę na pustyni, niedaleko od Doliny Królów. Czy Tomek ją wyrzucił, gdy zabrakło wody? A może przywlókł ją tu jakiś szakal? Jeszcze raz dokładnie przeszukali okolicę wokół miejsca, gdzie została znaleziona. Nie było żadnych śladów. Dingo również nie podjął tropu.
Nieubłagana prawda przedstawiała się już jasno. Długo nie mogli się z nią pogodzić. Tomasz Wilmowski przepadł w piaskach Sahary. Pochłonęła go pustynia. Stracili nadzieję na znalezienie go żywego. Pragnęli więc odnaleźć chociaż ciało, by je godnie pochować. Ale i to okazało się niemożliwe. Ostatecznie usypali na małym cmentarzyku kop tyj skini pamiątkowy kopczyk. I tam, nad tym symbolicznym grobem, Smuga złożył swą przysięgę:
– Tomku! Ślubuję ci! Nie spocznę, dopóki nie odnajdę “faraona”. A gdy to uczynię, przyjdę tu i opowiem ze szczegółami, co z nim zrobiłem… Tak mi dopomóż Bóg!
– Tak mi dopomóż Bóg! – zawtórował Nowicki.
Wilmowski milczał. Sally łkała. Ale oboje myśleli to samo. Opuszczali Luksor niemal chorzy z bólu i nienawiści.
U wrót południa
Smuga, Nowicki, Wilmowski i Sally z kurczowo trzymającym się jej dłoni Patrykiem wsiedli do pociągu w Luksorze. Żegnali Dolinę Królów z żalem i ściśniętym sercem. Nie tak dawno fascynowała ich, kusiła obietnicą przygody. Teraz ciążyła przypomnieniem nieodwracalnej tragedii.
Do Asuanu wyruszył z nimi także Abeer. Nie wiedział, w jakim stopniu mógłby im być jeszcze pomocny, ale nie potrafiłby ich opuścić w tak trudnej dla nich chwili. Bardzo chcieli być razem w czasie tej podróży. Razem, a także blisko siebie. W pierwszej klasie nie było jednak tylu wolnych miejsc, więc prawie bez wahania wybrali drugą, nie bacząc na to, że zwyczajowo nie jest ona przeznaczona dla Europejczyków.
Zaledwie wyruszyli, przyszło im pożałować tej decyzji.
W wagonie panowała niesłychana duchota. Niektórzy z siedzących na ławkach mężczyzn jedli cebulę, inni zaś palili. Na podłodze, obok pudeł, skrzyń, tobołków, usadowiły się dzieci i kobiety, które pitrasiły coś na przenośnych kuchenkach. Wilmowski, zamknięty w sobie, pogrążony we własnym świecie, nie pomyślał w porę, że powinien był przestrzec swoich niedoświadczonych w podróżowaniu druga klasą towarzyszy. Rzecz jasna, niemal natychmiast doszło do identycznego incydentu jak w jego poprzedniej podróży.
Okno tym razem otworzył, niczego nie świadom, Nowicki. Natychmiast jeden ze współpasażerów, potężnie zbudowany mężczyzna, zatrzasnął je z powrotem. Coś przy tym mówił, gwałtownie gestykulując. Wilmowski, nie mogąc znieść grzmiącego mu nad głową głosu, westchnął:
– Niechże on wreszcie przestanie! Zrób coś, Abeer! A ty, Tadku nigdy nie narażaj się, otwierając okna w egipskim pociągu.
Nowicki mruknął coś do siebie, a mężczyzna długo jeszcze perorował, chociaż na szczęście przeniósł się w drugi koniec wagonu.
Mijali szare od pyłu miasteczka z niewielkimi meczetami oraz wioski fellachów, smutne jak w całym Egipcie. Minęli miejscowość Isna i dojeżdżali do Edfu. Abeer, by jakoś rozładować ciężką atmosferę i choć trochę zmienić nastrój, zaczął opowiadać:
– W Edfu [139] znajdowała się w starożytności stolica nomu, czyli powiatu, na czele z nomarchą. Do dziś zachowały się tu ruiny świątyni Horusa.
– Horus to bóstwo przedstawiane pod postacią sokoła? – Smuga podtrzymał rozmowę, rozumiejąc intencję przyjaciela.
– Tak. Był on bogiem niebios, z którym identyfikowano faraona za jego życia – kontynuował Abeer.
– A po śmierci, dostojny umarlak zmieniał się w Ozyrysa – włączył się Nowicki, zerkając na Sally.