Выбрать главу

Omiotła wzrokiem inne okna. Wszystkie rolety były opuszczone. Niezwykłe. Zasłony w pokoju, który, jak się domyślała, bo oczywiście jej noga nigdy nie postała w jego domu, zapewne był gabinetem, zaciągnięto.

Czyżby Freddy wybrał się w jakąś podróż? Może wyjechał?

Charlaine Swain zobaczyła swoje odbicie w szybie i znów się zawstydziła. Złapała podomkę – wytartą mężowską podomkę z niestrzyżonej wełny – i otuliła się nią. Zastanawiała się, czy Mike ma romans, czy inna kobieta zaspokaja tę niegdyś nienasyconą żądzę seksu, czy też po prostu przestał się nią Interesować? Nie wiedziała, co byłoby gorsze.

Gdzie jest Freddy?

Jak upokarzające, jak bardzo przygnębiająco żałosne jest to, że te wtorki tak wiele dla niej znaczą… Patrzyła na dom sąsiada,

Dostrzegła coś.

Jakiś ruch. Cień przemykający po rolecie. Może, tylko może Freddy dosłownie podgląda ją przez dziurkę, czerpiąc z tego jeszcze większą przyjemność? Przecież to możliwe, prawda? Większość podglądaczy rajcuje samo podchodzenie ofiary! zabawa w szpiega. Może po prostu nie chce, żeby go widziała Może obserwuje ją teraz zza zasłony.

Czy to możliwe?

Rozchyliła podomkę i pozwoliła jej zsunąć się z ramion. Wełna była przesycona wonią męskiego potu i zwietrzałej! wody kolońskiej, którą kupiła Mike'owi… no, osiem, nie,! dziewięć lat temu. Piekące łzy cisnęły się jej do oczu. Jednali nie odwróciła się tyłem do okna.

Nagle w szparze między roletami pojawiło się coś. Coś… niebieskiego?

Zmrużyła oczy. Co to takiego?

Lornetka. Gdzie ona jest? Mikę trzyma pudełko z takimi! gratami w swojej szafie. Wyjęła je, odgarnęła stertę kabli i znalazła lornetkę marki Leica. Dobrze pamiętała, kiedy je kupili. Podczas rejsu po Morzu Karaibskim. Zatrzymali się na Wyspach Dziewiczych – nie pamiętała na której – i kupili je pod wpływem nagłego impulsu. Właśnie dlatego zapamiętała ten prozaiczny fakt, ponieważ zrobili to tak spontanicznie.

Charlaine przyłożyła lornetkę do oczu. Przyrząd miał autofokus, więc niczego nie musiała ustawiać. Po chwili odnalazła! szparę między ramą okienną a roletą. Niebieska plama nadal| tam była. Zauważyła migotanie i zamknęła oczy. Powinna się domyślić.

Telewizja. Freddy włączył telewizor.

Jest w domu.

Charlaine skamieniała. Już nie wiedziała, co właściwie czuje.| Wróciło znajome odrętwienie. Jej syn Clay puszczał piosenkę z filmu Shrek, której towarzyszył znaczący gest palcami przy czole. Frajer. Oto kim jest Freddy Sykes. A teraz Freddy, ten wstrętny padalec, ten Frajer przez duże F, woli oglądać telewizję niż jej skąpo odziane ciało.

Mimo wszystko to dziwne.

Te opuszczone rolety. Dlaczego? Mieszka obok Sykesów od ośmiu lat. Nawet kiedy żyła matka Freddy'ego, rolet nigdy nie spuszczano, a zasłon nie zaciągano. Charlaine jeszcze raz spojrzała przez lornetkę.

Telewizor zamigotał i zgasł.

Znieruchomiała, czekając, co będzie dalej. Freddy stracił poczucie czasu, pomyślała. Zaraz podniesie roletę i zaczną swój perwersyjny rytuał.

Tak się jednak nie stało.

Charlaine usłyszała cichy pomruk i natychmiast zrozumiała, co to takiego. Otwierały się drzwi garażu Freddy'ego.

Przysunęła się do okna. Usłyszała warkot zapuszczanego silnika, a potem zdezelowana honda Freddy'ego wyjechała z garażu. Słońce odbiło się od przedniej szyby. Charlaine zmrużyła oczy. Osłoniła je dłonią.

Samochód ruszył i odblask zgasł. Teraz zobaczyła kierowcę.

Nie był nim Freddy.

Instynkt, jakiś pierwotny i prymitywny odruch, kazał Charlaine zniknąć z oczu kierowcy. Zrobiła to. Opadła na podłogę i na czworakach pospieszyła do podomki. Przycisnęła ją do piersi. Zapach wełny, potu Mike'a i zwietrzałej wody kolońskiej teraz wydawał się dziwnie krzepiący.

Charlaine przeczołgała się pod ścianę obok okna. Przycisnęła się do niej plecami i wyjrzała.

Honda accord zatrzymała się. Kierowca, młody Azjata, gapił się w okno Charlaine.

Przywarła do ściany i znieruchomiała, wstrzymując oddech. Pozostała w tej pozycji, aż usłyszała warkot odjeżdżającego samochodu. A i wtedy, na wszelki wypadek, nie wychylała się jeszcze przez dziesięć minut.

Kiedy popatrzyła znowu, samochodu nie było.

W sąsiednim domu panowała cisza.

7

Dokładnie o dziesiątej piętnaście rano Grace przyszła do Photomatu.

Josha Koziej Bródki nie było. Prawdę mówiąc, nie było tam nikogo. Tabliczka na drzwiach, zapewne wywieszona poprzedniego wieczoru, głosiła ZAMKNIĘTE.

Sprawdziła godziny otwarcia. Powinni otworzyć o dziesiątej. Zaczekała. O dziesiątej dwadzieścia pierwsza klientka, zaaferowana kobieta po trzydziestce, zauważyła wywieszkę ZAMKNIĘTE, sprawdziła godziny otwarcia i spróbowała otworzyć drzwi. Głośno westchnęła. Grace obdarzyła ją współczującym wzruszeniem ramion. Kobieta odmaszerowała gniewnym krokiem. Grace czekała.

Kiedy punktu nie otwarto o dziesiątej trzydzieści, Grace zrozumiała, że jest źle. Postanowiła ponownie zadzwonić do biura Jacka. Ponieważ znów zgłosiła się automatyczna sekretarka (dziwnie było słuchać nagranego, urzędowego głosu Jacka), spróbowała zadzwonić do Dana. W końcu Jack rozmawiał z nim zeszłego wieczoru. Może Dań naprowadzi ją na jakiś ślad.

Wybrała jego numer służbowy.

– Halo?

– Cześć, Dań, tu Grace.

– Cześć! – powiedział nieco zbyt entuzjastycznie. – Właśnie miałem do was dzwonić.

– Ach tak?

– Gdzie jest Jack?.- Nie wiem. Zawahał się.

– Mówiąc nie wiem, chcesz…

– Dzwoniłeś do niego wczoraj wieczorem, prawda?

– Tak.

– O czym rozmawialiście?

– Dziś po południu mieliśmy przedstawić wyniki badań nad phenomytolem.

– Co jeszcze?

– Jak to, co jeszcze? O co ci chodzi?

– Chodzi mi o to. o czym jeszcze rozmawialiście.

– O niczym. Chciałem go zapytać o format przezroczy pod PowerPointem. Dlaczego pytasz? Co się stało, Grace?

– Zaraz potem wyszedł.

– No i co?

– I od tej pory go nie widziałam.

– Zaraz, mówiąc, że go nie widziałaś…

– Mam na myśli, że nie wrócił do domu, nie zadzwonił i nie mam pojęcia, gdzie jest.

– Jezu, dzwoniłaś na policję?

– Tak.

– l co?

– I nic.

– Mój Boże. Słuchaj, może do ciebie wpadnę. Zaraz tam będę.

– Nie – powiedziała. – Nic mi nie jest.

– Na pewno?

– Mur-beton. Mam kilka spraw do załatwienia – powiedziała niezręcznie. Przełożyła słuchawkę do drugiej ręki, nie wiedząc, jak to sformułować. – Czy Jack był w porządku?

– Pytasz o pracę?

– O wszystko.

– Taak, jasne, przecież to Jack. Znasz go.

– Nie zauważyłeś żadnej zmiany?

– Obaj jesteśmy zestresowani przez te badania leków, jeśli o to ci chodzi. Ale nic więcej. Grace, na pewno nie chcesz, żebym wpadł?

Usłyszała pisk w słuchawce. Oczekująca rozmowa.

– Muszę kończyć, Dań. Mam kogoś na drugiej linii.

– To pewnie Jack. Zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała. Rozłączyła go i sprawdziła, kto dzwoni. To nie Jack. A przynajmniej nie jego komórka. Numer był zastrzeżony.

– Halo?

– Pani Lawson, tu funkcjonariusz Daley. Czy miała pani jakieś wiadomości od męża?

– Nie.

– Dzwoniliśmy do pani.

– Nie ma mnie w domu. Krótka cisza.

– Gdzie pani jest?

– W mieście.

– Gdzie dokładnie?