terytorium wroga to niezbyt dobry pomysł. Moja teza wydaje się prawdopodobniejsza. Nie
musi zaraz chodzić o maksymalny dystans. Wystarczy dziesięć skoków od granicy… – Zaczął
coś przeliczać. – To daje ponad siedem tysięcy prawdopodobnych lokacji. A z każdym
kolejnym pasem liczba ta zwiększa się o setki kolejnych systemów. Jeden neutron w tokamaku.
– Zaraz tam neutron – warknęła Schwartz. – Dajcie mi ludzi i sprzęt, a znajdę ich w tydzień.
– Być może – przyznał Duarte – ale tylko pod warunkiem, że wyślemy na tę misję setki
patrolowców albo innych niewielkich jednostek zwiadowczych. Problem jednak w tym, że
Obcy mogli poblokować punkty skoku, powiedzmy w pasie plus pięć. Ja bym tak zrobił –
dodał, widząc, że ambitna szefowa pionu nawigacyjnego znów otwiera usta. – Wysyłając
nasze jednostki za granicę, stracimy masę okrętów i ludzi i nie uzyskamy nic w zamian.
– Nie da się prowadzić wojny, nie będąc przygotowanym na straty we własnych szeregach –
wypaliła Schwartz, groźnie mrużąc migdałowe oczy.
– Fakt – zgodził się Farland. – Rozumiem, że zgłasza się pani na ochotnika. Swoją brawurą
i odwagą da pani przykład naszym pilotom. Ujęła mnie pani swoim zaangażowaniem do tego
stopnia, że byłbym skłonny udzielić stosownego zezwolenia. – Zmiażdżyłaby go samym
spojrzeniem, gdyby nie fakt, że miał gdzieś jej gniew. – Nie o to pani chodziło, admirale? –
zapytał, widząc, że zbladła nieco. – W takim razie przepraszam, wziąłem panią za kogoś, kto
nie szafuje życiem podwładnych i w razie zagrożenia staje z nimi w jednym szeregu.
– Mamy tam przecież sondy – rzuciła przez zaciśnięte mocno zęby.
– Mamy – przyznał Wexler. – Ale nie tak dużo, jak by się wydawało. Łączność z jedną
trzecią sprzętu korpusu straciliśmy po zniszczeniu bazy na Valis 11, a większość sond
z pozostałych stacji zawrócono natychmiast po ogłoszeniu alarmu, więc…
– Mimo wszystko sprawa jest warta zachodu – przerwał mu Rutta, zerkając w stronę
podwyższenia. – Trzeba porozmawiać z korpusem. Ich sondy mogą przeczesywać przestrzeń
w odleglejszych pasach, gdy my będziemy robili swoje przy granicy.
– Zanotowałem – mruknął Farland.
Schwartz spojrzała z wyższością na szefa wywiadu. Musiała zadowolić się
mikrozwycięstwem, które Rutta ofiarował jej tylko dlatego, by nie przeszkadzała mu
w dalszym wyłuszczaniu planu.
– Wracając do sedna – zagaił pułkownik, ponownie skupiając na sobie uwagę zebranych. –
Nasz plan polega na wysłaniu transportowców do wszystkich możliwych systemów w pasach
od minus trzeciego do minus piątego. Ich zadaniem będzie rozmieszczanie satelitów na
orbitach tamtejszych planet i tworzenie fikcyjnych przyczółków na powierzchniach każdego
ciała niebieskiego, jakie tylko się do tego nada. Krótko mówiąc, te systemy muszą sprawiać
wrażenie tętniących życiem…
– Świetna myśl – pochwalił go Duarte. – To może się udać.
– Wcale nie taka świetna – zauważył Bonaventura, po czym zachęcony spojrzeniem
wielkiego admirała dodał: – A co ze skanerami wykrywającymi formy życia? Wątpię, aby tak
rozwinięta cywilizacja nimi nie dysponowała.
Znów wszyscy spojrzeli w kierunku Rutty.
– W takim razie trzeba będzie zaludnić te systemy – stwierdził zwięźle pułkownik po
dłuższej chwili zastanowienia.
– To znaczy?
– Flota dysponuje wieloma tysiącami niewielkich jednostek pomocniczych. Patrolowców
i całej reszty drobnicy. Skierujmy do tych systemów wszystko, co mamy, a co nie będzie nam
potrzebne do prowadzenia działań obronnych i zaczepnych. Niech ci ludzie i ich sprzęt
wzbogacają tło.
– I to ja jestem tą, która chętnie skazuje podwładnych na śmierć? – prychnęła Schwartz.
– Jedyne, co może im tam grozić, to śmierć z nudy podczas czekania na atak – zakpił Rutta.
– Wszyscy otrzymają rozkaz natychmiastowej ewakuacji, gdy tylko liniowce pojawią się
w systemie. Nasi chłopcy zaczną symulować paniczną ucieczkę, a po wciągnięciu przeciwnika
w głąb systemów skoczą w podprzestrzeń. Po powrocie do baz wyślemy ich do kolejnych
systemów w dalszych pasach.
– Chwileczkę. – Milczący do tej pory Lee potoczył po zebranych ponurym wzrokiem.
– Tak? – Rutta odwrócił się do chudego jak szczapa szefa remontowców.
– Kto zajmie się ewakuacją zagrożonych systemów, skoro chcecie przydzielić do tej
operacji wszystkie transportowce i mniejsze jednostki?
Na to pytanie pułkownik nie był w stanie odpowiedzieć od razu. Pozostali dyskutanci także
nie kwapili się do otwarcia ust. W końcu ciszę przerwał Farland.
– To szczegół, który trzeba będzie dopracować.
– W takim razie powinniście się pośpieszyć – Lee nie wyglądał ani odrobinę weselej –
ponieważ Obcy lada tydzień mogą się pojawić na Warszawie 74 i Winderze 9.
Wymienił największe kolonie pasa minus cztery. Sto trzynaście milionów ludzi
zamieszkiwało planetę tlenową w pierwszym z tych systemów, dalsze siedemnaście
obsługiwało kolonie na czterech skalistych globach okrążających czerwonego olbrzyma.
Zabranie takiej masy ludzi z linii frontu będzie wymagało nie lada wysiłku i mnóstwa sprzętu,
a tego drugiego nie mieli aż tak wiele, by obsłużyć obie operacje naraz.
W sali znów zapanowała grobowa cisza. Rutta przeglądał nerwowo notatki, próbując
równocześnie wymyślić sposób na pogodzenie ognia z wodą. W końcu zaświtała mu pewna
myśl.
– Damy radę, jeśli zmienimy nieco podejście – oznajmił.
– Do ewakuacji cywilów czy budowy fałszywych celów? – zapytał Farland.
– Do ewakuacji cywilów, wielki admirale. Zamierzaliśmy przerzucać ludzi aż do
Terytoriów Wewnętrznych, co znaczy, że jednostki przewożące ewakuowanych musiałyby
wykonać co najmniej kilkanaście skoków w każdą stronę.
– Zgadza się. Trzeba to zrobić raz a dobrze. Żeby nie powtarzać za chwilę tej samej
operacji na skumulowanych populacjach.
– Wiem, ale sytuacja wymaga chyba bardziej desperackich posunięć.
– Czyli?
– Ewakuujmy ludzi tylko do pasa minus sześć. Tam mamy kilka dużych stacji orbitalnych,
z których zrobimy porty przerzutowe. Jeśli druga flota zorganizuje transport dalej, nie stracimy
tyle czasu i zdążymy się przygotować.
– Milowicz musiałby działać w naszej strefie – wtrąciła Schwartz.
– Ja nie będę miał nic przeciw temu – zapewnił ją Farland.
– Ja też nie – poparł go natychmiast Wexler.
Korolenko był trzeci, po nim odezwał się Duarte. Szefowa pionu nawigacyjnego nie czekała
na pozostałych i odpuściła. Zezwolenie innej flocie na prowadzenie działań operacyjnych
w sektorze podlegającym danemu dowództwu było wielkim precedensem. Czymś, czego
admiralicja może nie pochwalać, ale Rutta miał rację: desperackie czasy wymagają
desperackich posunięć.
– Ja się tym zajmę – obiecał wielki admirał.
Bonaventura, który od pewnego czasu więcej uwagi poświęcał wyświetlaczom niż toczonej
dyskusji, podniósł nagle głowę.
– Mam pomysł – rzucił. – Związany z tym tematem. Być może pozwoli skompensować straty
spowodowane koniecznością rezygnacji z części transportowców.
– Słuchamy – zachęcił go Farland.
– Skoro akcja przesunięcia granicy o kolejny pas zostaje odwołana, moglibyśmy
wykorzystać cały prywatny sprzęt, jaki został zgromadzony na tę okazję.
– Czyli?
– Mamy w magazynach prawie dwa tysiące megadrukarek należących do korporacji, którym
przyznano nowe koncesje na wydobycie. Dzięki nim możemy stworzyć nie tylko wrażenie
zamieszkania systemów przez ludzi, ale także całe fikcyjne kolonie.
– Czy to nie będzie zbyt kosztowne?