– Ależ skąd – obruszył się szef logistyki. – I tak wysyłamy tam nasze jednostki, więc
transport nic nas nie będzie kosztował. A po umieszczeniu na powierzchni ten sprzęt sam
zadba o materiały na budulec. Skoro to nie muszą być w pełni funkcjonujące instalacje,
wystarczy, że postawimy same zabudowania. Chłopcy wpakują tam trochę starej elektroniki
i stworzymy całkiem udany miraż funkcjonujących kolonii.
– Znakomicie – pochwalił go Farland. – Zwłaszcza że po wykonaniu zadania drukarki
można przerzucić do kolejnych systemów.
– Bez najmniejszego problemu. – Bonaventura odwrócił się do siedzącego obok niego Lee.
– Standriej pomoże nam w tej operacji.
– Da się zrobić – zapewnił pozostałych szef pionu remontowego. – O ile nie spróbujecie
w tym czasie mierzyć się z Obcymi – zastrzegł. – Wtedy, sądząc po symulacjach, które tu
widziałem, będę potrzebował wszystkich ludzi i wszystkie jednostki w stoczniach floty.
– Korporacjom to się nie spodoba – obwieścił kwaśnym tonem Korolenko. – Idę o zakład,
że natychmiast po ogłoszeniu alarmu wysłali frachtowce, żeby przerzucić te drukarki na
przeciwległe Rubieże. Kapitał nie znosi strat.
– Jakieś sugestie? – zapytał Rutta, wiedząc, że wubek ma rację. Wielkie korporacje będą
miały w dupie wysiłek wojenny i ataki Obcych, dopóki ci ostatni nie zagrożą Systemom
Centralnym, ale wtedy będzie już za późno na współpracę.
– Możemy zarekwirować ten sprzęt – zaproponował Wexler. – Na mocy dekretu admiralicji
albo nawet Rady.
– Rada prędzej każe pana rozstrzelać, niż zabierze przywileje ludziom, którzy finansują jej
kampanie wyborcze – rzucił zjadliwym tonem Kaneda. Wiedział, co mówi, gdyż próbował za
młodu wojować z systemem, o czym można było wciąż przeczytać w jego aktach osobowych.
– Może… – zaczął niepewnie Bonaventura, jakby sam bał się tego, co wymyślił. – Może
poinformujemy korporacje o utracie sprzętu. Mogliśmy go przecież przerzucić kilka dni temu
do jednego z zaatakowanych systemów, nie wiedząc o tym, że…
– Dobre – zaśmiał się Duarte. – Ale nie aż tak dobre, żeby wykiwać prawników korporacji.
Jak wytłumaczy im pan fakt, że flota przypadkiem posiada identyczny, choć
nieewidencjonowany sprzęt?
Głos zabrali równocześnie dwaj kolejni oficerowie. Zaczynała się klasyczna przepychanka
na słowa, a do tego Rutta nie zamierzał dopuścić. Wystarczyło jedno spojrzenie w kierunku
podwyższenia.
– Mordy w czarną dziurę! – Farland zareagował natychmiast. – Zaczniemy przerzucać ten
sprzęt do wyznaczonych systemów, jak tylko przygotujemy harmonogramy prac. Kwestię
rozwiązań prawnych zostawcie mnie. Czy to już wszystko? – Spojrzał na Ruttę.
– Jeśli można, chciałbym coś zaproponować – rzucił pośpiesznie Kaneda, widząc, że wielki
admirał szykuje się do zakończenia odprawy. – Może zaminujemy punkty skoku w losowo
wybranych systemach?
Wexler spojrzał na niego bykiem. Nikt we flocie nie lubił min, a już zwłaszcza oficerowie
służący na okrętach wojennych. Ich zdaniem była to jedna z najpodlejszych broni.
Niehonorowa, brudna, ale tu przecież nie chodziło o walkę człowieka z człowiekiem, tylko
o obce istoty, które postawiły sobie za cel zgładzenie rasy ludzkiej.
– Jestem za – palnęła Schwartz, zanim szef pionu operacyjnego otworzył usta.
– Ja też – poparł ją natychmiast Rutta ku zaskoczeniu paru osób. Olśniło go: to było to. Miny
nuklearne, na które Obcy nadzieją się niespodziewanie natychmiast po wyjściu
z nadprzestrzeni. – Ale musimy to zrobić z głową, generale Kaneda.
– Czyli jak?
– Postawimy je, ale dopiero po tym, jak w danym systemie pojawi się sonda Obcych –
wyjaśnił. – Niech mają niespodziankę.
– Rozumiem. – Szef pionu uzbrojenia wyszczerzył zęby. – Oj, zdziwią się skurwyklony.
Nie wiesz nawet, jak bardzo… – pomyślał pułkownik. Nagle jednak zdał sobie sprawę, że
taką pułapkę da się zastawić tylko raz. Postanowił więc szybko, że musi nad nią ostro
popracować.
– I jeszcze ostatnia sprawa – przypomniał Farland. – Ewakuowani nie mogą się dowiedzieć
o prawdziwym powodzie opuszczenia Rubieży.
– Dlaczego? – zdumiała się Schwartz, a kilku innych oficerów poparło ją natychmiast.
– Takie są rozkazy Rady – wyjaśnił ze spokojem wielki admirał. – Panika to ostatnie, czego
nam teraz trzeba.
– Co zatem powiemy ludziom?
Farland spojrzał znacząco na Ruttę.
– Oficjalna wersja jest taka, że jedna z gwiazd w pasie zero zmienia się w supernową.
Proces ten jest bardzo niestabilny, ale przebiega zaskakująco szybko. Nauka nie zna na razie
jego wytłumaczenia.
– Kto w to uwierzy? – prychnął Lee.
– Któryś z naszych na pewno się wygada – dodał Wexler.
– Na razie o inwazji wiedzą tylko wasi podwładni – stwierdził Farland. – I niech tak
zostanie. Do akcji skierujemy tych oficerów i marynarzy, którzy stacjonowali do tej pory
w odleglejszych pasach i nie mają o niczym pojęcia. Tylko w wyjątkowych sytuacjach, na
przykład tam, gdzie może dojść do realnego kontaktu z Obcymi, użyjemy ludzi znających całą
prawdę.
– Mamy okłamywać własnych podwładnych?! – uniosła się Schwartz.
– Musimy – zapewnił ją pułkownik. – Wybieramy mniejsze zło. Jeśli wierzyć raportom
pionu naukowego, skutki paniki, jaką wywoła podanie do wiadomości publicznej informacji
o inwazji Obcych, mogą być katastrofalne.
– A jak macie zamiar zapanować nad kolonistami, którym udało się uciec z pierwszych
zaatakowanych systemów? – zainteresował się Lee.
– Na razie wszyscy trafiają do wydzielonych, odizolowanych sektorów i tam pozostaną do
chwili rozwiązania tego problemu – odpowiedział wielki admirał. – Poza tym, jak wiecie, na
rozkaz admiralicji już pierwszego dnia wprowadzono kompletną cenzurę transmisji
kwantowych i wstrzymano ruch komercyjny w przygranicznych pasach. Wszystko wskazuje na
to, że przynajmniej chwilowo udało się zachować te wydarzenia w tajemnicy. I niech tak
zostanie.
.
DZIEŃ PIERWSZY
.
JEDEN
System Ulietta, Sektor Zebra,
23.10.2354
– Wyjście z nadprzestrzeni za trzy, dwie, jedną…
Komputery
ożyły,
panoramiczne
ekrany
sterowni
wypełniły
się
animacjami
przedstawiającymi pobliską gwiazdę i otaczający ją układ planetarny. Załoga Djangonzalo
Cervantesa jeszcze przez sześć minut będzie musiała polegać wyłącznie na odczytach
czujników. Wizja zostanie włączona dopiero po wykonaniu pełnego zwrotu, gdy gwiazda
centralna tego systemu zniknie sprzed dziobu masywnego krążownika.
Na wyświetlaczach stanowiska dowodzenia pojawiły się pierwsze raporty. Przybywało ich
z każdą sekundą. Zdecydowana większość nagłówków uspokajała soczystą zielenią, tylko
kilka było pomarańczowych, ale tego należało się spodziewać. Tarcze okrętu pracowały
z maksymalną wydolnością, nic więc dziwnego, że w niektórych generatorach dochodziło do
lokalnych przeciążeń. Nie było to jednak nic, co mogłoby zagrozić misji.
Henryan przeglądał te alerty, nie koncentrując się jednak zbytnio na ich treści. To było
zadaniem wachtowych. Rutynowa robota, procedury, przez które przechodzili setki razy
w czasie wieloletniej służby. Widział ich wokół siebie w półmroku wielkiego mostka.
Pracowali w niemym skupieniu, jak automaty. Nie zauważał u nich żadnych oznak niepokoju
czy zdenerwowania. Zachowają zimną krew, dopóki na ekranach przed nimi nie pojawi się