Выбрать главу

W dniu wypadku poczekałem, aż skończy pracę i powiedziałem, że sam przewiozę go na ląd, bo chcę z nim porozmawiać. Domyślał się, o co chodzi, bo przybrał obronną postawę.

Niestety, na morzu był sztorm. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie założył kamizelki ratunkowej, kazałem mu to natychmiast zrobić. Odmówił, więc zawróciłem łódź i zacząłem płynąć w kierunku statku. Do lądu było dużo dalej.

Ku mojemu przerażeniu, z ciemności wyłoniła się jakaś łódź, nad którą ktoś najwyraźniej stracił kontrolę. Dwóch młodych mężczyzn, również bez kamizelek ratunkowych, wypuściło się na morze, zapewne po to, by poszaleć podczas sztormu. Uderzyli dziobem w burtę naszej łodzi, przecinając ją na pół. Ich ciała wyleciały w powietrze jak wyrzucone z procy.

Spojrzałem na Richarda. Stracił przytomność. Starałem się do niego dojść, ale ze zbiornika wylało się paliwo i łódź zaczęła się palić. Ogień nas rozdzielił. Widziałem tylko, jak ciała trzech mężczyzn zanurzają się pod wodą. Ja przeżyłem. Możesz sobie wyobrazić, jak się czułem. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, to ręce rybaka wciągającego mnie na swoją łódź. Wiem też, że wołałem głośno twoje imię, błagając go, by się z tobą skontaktował. "

– To musiało być koszmarne! – wykrzyknęła Terri. – Dzięki Bogu, że przeżyłeś! – Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wyciągnęła rękę i położyła na jego dłoni. – Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz czuł się winny. Gdyby Richard założył kamizelkę ratunkową, zapewne żyłby do dziś. Podobnie jak ci młodzi ludzie, uważał, że jest nieśmiertelny.

Ben potrząsnął głową.

– Gdybym zwolnił go w biurze Carlosa, nie byłoby całej sprawy. Do tej pory zdarzyło nam się kilka śmierci pracowników z powodu chorób, ale jak dotąd nie było żadnego utonięcia.

Terri zerwała się na równe nogi.

– Nie możesz żyć, zastanawiając się codziennie, co by było, gdyby! Miałeś zamiar porozmawiać z nim bez świadków i to bardzo dobrze o tobie świadczy. Chciałeś oszczędzić mu wstydu i zażenowania. To nie twoja wina, że nie założył kamizelki ani że zderzyliście się z tamtą łodzią. Wypadki się zdarzają.

– Podobno policja ustaliła, że ci dwaj, którzy w nas uderzyli, to Brazylijczycy. Spędzali wakacje niedaleko stąd. Na razie nie odnaleziono ich ciał. Jak twierdzą ludzie ze straży przybrzeżnej, dalsze poszukiwania nie mają sensu.

– Rozumiem to. Przecież w tym miejscu jest bardzo głęboko, nie mówiąc już o silnych prądach.

– Będziesz mogła z tym żyć?

– Tak. Mówiłam ci już, że dawno przestałam kochać Richarda. Zabił naszą miłość wiele lat temu. Naturalnie przykro mi, że zginął tak młodo, ale nic na to nie mogę poradzić. Ty też nie możesz pozwolić, by te wydarzenia zrujnowały twoje życie. Losy wielu ludzi zależą od ciebie. Od tego, co zrobisz.

Ben dokończył śniadanie, po czym wstał od stołu i podszedł do okna. Terri czuła, że czeka na jej wyjaśnienie.

– Richard lubił kobiety, ale nie znosił zobowiązań. Zapewne powiedział Juanicie, że jest żonaty, by nie żądała od niego czegoś, czego i tak nie mógłby jej dać.

– Też mi to przyszło do głowy. – Ben westchnął. – Powiem ci coś. Obiecuję, że nie będę czuł się winny, ale ty musisz mi obiecać, że pomożesz mi zaplanować dla niego uroczystość pożegnalną.

– Obiecuję.

– Dziękuję.

– Rozmawiałam już o tym z mamą. Uważamy, że w Spearfish, gdzie urodził się Richard, należy postawić symboliczny nagrobek.

– To dobry pomysł. Skontaktuję się z moim kapitanem i rano możemy polecieć do Dakoty Południowej. Mam nadzieję, że pogoda się poprawi.

– Jesteś pewien, że możesz wyjechać tuż przed rozpoczęciem rejsu?

– Zginął człowiek, za którego byłem w pewien sposób odpowiedzialny. Muszę dopełnić wszystkiego, co do mnie należy, cała reszta może poczekać.

– Dziękuję – szepnęła Terri.

Od początku czuła dziwną więź z tym człowiekiem. Teraz wiedziała już dlaczego.

Zakochała się.

Stało się to zupełnie bez jej wiedzy i woli. To uczucie było tak obezwładniające, że niemal bolało. W jakiś niepojęty sposób Ben Herrick zawładnął jej sercem, zmieniając całe dotychczasowe życie.

Przerażona, że odgadnie jej sekret, zerwała się na równe nogi i zaczęła zbierać naczynia na tacę.

– Wciąż jesteś rekonwalescentem, więc może nadszedł odpowiedni moment na niespodziankę.

– Czy to coś do jedzenia? – spytał, uśmiechając się.

– Jak widzę, myśl o dobrze wysmażonym steku nie opuszcza cię ani na chwilę, ale tym razem nie chodzi o jedzenie. Musisz się najpierw położyć.

Ben podszedł do łóżka. W granatowej piżamie wyglądał niezwykle pociągająco.

– Skąd wiedziałaś, że marzyłem o masażu stóp?

– Pudło – powiedziała, rumieniąc się lekko.

Nie spuszczał z niej wzroku. Terri podeszła do telewizora i włączyła odtwarzacz wideo.

Po chwili na ekranie pojawiły się pierwsze kadry „Mamuśki" z hiszpańskim tekstem. Ben uśmiechnął się.

– Pomyślałam, że skoro jest sztorm, możesz sobie trochę poleniuchować.

– Pod jednym warunkiem. Przyniesiesz lody czekoladowe i obejrzysz film razem ze mną.

Terri nie trzeba było tego powtarzać. Kiedy wróciła z kuchni, niosąc dwa pucharki lodów, Ben zapraszającym gestem poklepał miejsce obok siebie.

Podała mu lody, ale usiadła na fotelu obok łóżka.

Ben oglądał film, a ona patrzyła na niego. Kiedy niespodziewanie zadzwonił telefon, dostrzegła, że jego ciemne brwi ściągnęły się w jedną kreskę, co było niechybną oznaką niezadowolenia. Odłożył łyżeczkę i sięgnął po słuchawkę.

Terri podeszła do telewizora i wyłączyła go. Jak się okazało, niepotrzebnie, bo w tej samej chwili Ben odłożył słuchawkę.

– Jakiś problem?

– Nie będzie żadnego, jeśli mi pomożesz.

Rozdział 6

Zabrzmiało to tajemniczo, ale Terri była już tak zakochana w Benie, że nie odmówiłaby mu niczego. Tym razem jednak intuicja podpowiedziała jej, by zachować ostrożność.

Ben wstał z łóżka.

– Zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Zostań tu i dokończ oglądanie filmu, ja tymczasem zajmę się Marthą.

– Już tu dotarła? – w głosie Terri słychać było niedowierzanie. – Nie sądziłam, że jest aż tak zdeterminowana.

– Jeden ze stewardów poinformował mnie, że jest na dolnym pokładzie i czeka na pozwolenie, by wjechać na górę.

– A gdyby Parker tu był?

– W psychiatrii jest na to jakieś określenie.

– Dlaczego twój brat jej nie zwolnił?

– Obawia się, że zaczęłaby wówczas ciągać Parkera po sądach, by wyszarpać od niego więcej pieniędzy.

– Jak mogłabym ci pomóc?

– To bardzo proste. Nie zapominaj, że przede wszystkim przywiodła ją tutaj zazdrość. Mam wrażenie, że dzięki tobie moglibyśmy raz na zawsze rozwiązać problem Herricków.

– Nadal nie rozumiem, ale skoro tak twierdzisz, zrobię wszystko, co się da.

– Jesteś pewna?

Posłała mu dziwne spojrzenie.

– Jak na przedsiębiorcę pochodzącego z tak utytułowanej rodziny nie powinieneś się chyba wahać.

– Z utytułowanej, powiadasz? – Uśmiechnął się.

– Nie żartuj sobie ze mnie. Skoro mówię, że coś zrobię, nie musisz się martwić, że w ostatniej chwili zmienię zdanie.

– Wiem o tym – powiedział poważnym tonem. – Chodź. Lepiej, żebyśmy mieli to już z głowy. Poślę po nią windę.

– Gdzie mam być, kiedy przyjedzie?

– Może przygotujesz nam coś do picia?