Выбрать главу

– Nie, dziękuję. Idziemy?

Nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę wyjścia. Zamieniła jeszcze kilka słów ze zgromadzonymi przed kościołem ludźmi i ruszyła na parking. Przynajmniej nie będzie musiała się z nim kłócić o to, kto będzie prowadził. Zdaniem lekarzy Ben powinien oszczędzać ramię jeszcze przez kilka tygodni.

– Terri? Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego nie zaprosiłaś mnie do swojego mieszkania? – spytał, kiedy wjechali do Lead.

To niespodziewane pytanie zupełnie zbiło ją z tropu.

– Byłam tak zajęta, że zupełnie nie miałam czasu.

– Teraz mamy czas.

– Mama czeka na nas z lunchem. Jak zjemy, muszę odwieźć cię na lotnisko.

– Pilot odleci wtedy, kiedy wydam mu polecenie.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Terri zatrzymała samochód na podjeździe domu rodziców.

– Czy wahasz się dlatego, że zdecydowałaś się za mnie wyjść i obawiasz się, że będę próbował cię uwieść, zanim będziesz na to gotowa?

Co?

– Nie!

Jeżeli czegokolwiek się obawiała, to tego, że on nie podejmie takiej próby. Potrząsnęła głową.

– Źle mnie zrozumiałeś.

– Chyba jednak nie. Wiem, że czas i miejsce nie są odpowiednie. Dopiero co pożegnałaś byłego męża. Ale chciałbym zobaczyć, jak mieszkasz, chciałbym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej. Gdyby chodziło mi tylko o seks, nie zaproponowałbym ci małżeństwa.

Terri nie mogła uwierzyć własnym uszom.

Ben nie zmienił zdania.

Nadal podtrzymywał swoją propozycję.

– Zaproponowałem ci, żebyś została moją żoną, a potem zobaczymy, co z tego wyniknie. Nie tracę nadziei, że przyjmiesz moją propozycję, wyjdziesz za mnie i zostaniesz matką moich dzieci.

– Nie wiem, jaką matką bym była – szepnęła.

– Ja też nigdy jeszcze nie byłem ojcem. Musimy poczekać na to, co przyniesie przyszłość. Jednak niezależnie od tego, co się wydarzy, możesz na mnie liczyć, Terri – powiedział twardo. Wiedziała, że może mu wierzyć.

– Chciałbym, żebyś dziś ze mną poleciała. Może powiedziałabyś o naszych zamiarach rodzinie. Moim zdaniem powinniśmy się pobrać jeszcze przed rozpoczęciem rejsu. Potem będziemy mieli tak dużo pracy, że na uroczystości weselne mogłoby nam nie wystarczyć czasu.

Serce mocniej zabiło jej w piersiach. Po porażce pierwszego małżeństwa tylko głupiec spieszyłby się do drugiego, wiedząc o tym, że ma być zawarte bez miłości. Małżeństwo z rozsądku. Ale sama myśl o tym, że mogłaby stracić Bena i nigdy więcej nie zobaczyć…

– Czy wolno zawierać śluby na pełnym morzu?

W jego oczach dostrzegła błysk.

– Na szczęście kapitan Rogers ma wszystkie niezbędne uprawnienia.

To chyba sen.

– Na pierwszym pokładzie jest kaplica, która doskonale nadaje się do tego celu. Bez trudu zmieszczą się w niej nasze rodziny.

– Obawiam się, że moja nie będzie mogła popłynąć. Nie mają wiz.

– Mam przyjaciela, który pomoże załatwić im tymczasowe prawo pobytu w Ekwadorze. Co jeszcze cię trapi?

– Mój szef.

– Przykro mi z jego powodu. Nie znajdzie nikogo tak dobrego jak ty.

– Czy twoja rodzina nie będzie w szoku na wieść o naszym ślubie?

– Na pewno tak.

– Kiedy masz zamiar im powiedzieć?

– Myślisz, że jeszcze się nie dowiedzieli?

– Wątpię. Martha była wściekła i pewnie nie miała ochoty opowiadać wszystkim o rezultatach swojej wyprawy na „Atlantis".

– Parker zapewne bardzo ubolewa z powodu swojej porażki.

– Nie bądź śmieszny.

– O co jeszcze się martwisz?

– Powinnam zwolnić moje mieszkanie.

– Z tym nie ma najmniejszego problemu. Wystarczy jeden telefon i firma zajmie się przetransportowaniem twoich rzeczy na statek.

Ten mężczyzna działał z prędkością światła. Terri z trudem nadążała za tokiem jego myśli.

– I nie zapomnij o świadectwie urodzenia. Bez niego nie ruszymy z formalnościami.

– Myślę, że mama przechowuje gdzieś oryginał w rodzinnych dokumentach.

– Pozostaje jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Podaj mi lewą rękę – jego głos zabrzmiał bardzo tajemniczo.

Terri kątem oka dostrzegła jakiś błysk. Po chwili na jej palcu migotał oprawiony w złoto brylant. Zadrżała. Załamujące się we wnętrzu kamienia promienie były odbiciem ognia, jaki Ben rozniecił w jej sercu.

– Terri? Ben? – Kapitan Archibald Rogers stał przed nimi w galowym mundurze. – Za dwa dni ten statek wyruszy w swój dziewiczy rejs. Ludzie na całym świecie będą go podziwiać, wyrażać swoje uznanie dla osiągnięć ludzkiego geniuszu i porównywać z największymi dziełami, jakie stworzył człowiek. Jednak teraz ma się wydarzyć coś znacznie bardziej doniosłego. Zgromadziliśmy się tu wszyscy, by być świadkami, jak dwoje wspaniałych ludzi zostanie połączonych świętym węzłem małżeńskim. Za chwilę staniecie się mężem i żoną. Kiedy mężczyzna i kobieta decydują się zawrzeć ten sakramentalny związek, nic na świecie nie jest od tego ważniejsze. Nic nie może ich rozdzielić i nic nie może być większą radością. Odtąd Ben musi codziennie zadawać sobie jedno pytanie: Co mogę zrobić dziś dla mojej żony? Kiedy mąż i żona bardziej dbają o potrzeby swojego partnera niż swoje, żadna siła na ziemi nie jest w stanie rozerwać ich więzów. Ben, weź Terri za rękę i powtarzaj za mną.

Terri poczuła, jak jego silna dłoń ujmuje jej dłoń. Niezdolna spojrzeć mu w oczy, skoncentrowała się na jego ustach.

– Ja, Benjamin Herrick biorę sobie ciebie, Terri, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci…

Słuchając tych słów, obiecała sobie w duchu, że zrobi wszystko, aby być żoną, w której Ben zakocha się bez pamięci. Na razie jednak musi mieć w sobie tyle miłości, by wystarczyło ich dla obojga.

– Terri, powtarzaj za mną.

– Ja Terri Jeppson, biorę sobie ciebie, Benjamina, za męża i ślubuję ci…

Jak na ironię głos zadrżał jej niebezpiecznie, podczas gdy Ben wypowiedział słowa swojej przysięgi pewnym i silnym głosem. Mężczyzna, który patrzył na nią bezradnie spod bandaży w szpitalnym łóżku odszedł do historii.

– Możecie wymienić obrączki. Ty pierwsza, Terri.

Terri zsunęła ze środkowego palca obrączkę i założyła ją na palec Bena.

– Teraz ty, Ben.

Ben wyjął z kieszeni szeroką obrączkę i wsunął ją obok zaręczynowego pierścionka. Serce Terri tłukło się jak szalone.

– Symbole wyglądają pięknie, ale nic nie znaczą, jeśli za nimi nie idzie prawdziwa, czysta miłość. W niej ukryta jest magia związku, który przed chwilą zawarliście. Mocą nadanej mi władzy ogłaszam was mężem i żoną. Ben, wszyscy wiemy, że cierpliwość nie jest twoją najmocniejszą stroną. Możesz zatem pocałować swoją żonę.

– Postaraj się – szepnął nowo poślubiony mąż Terri.

Zdążyła jeszcze dostrzec w jego oczach diabelski błysk, a potem zapomniała o całym świecie.

Wziął sobie do serca radę kapitana, a Terri ochoczo odpowiedziała na jego pocałunek. W pewnej chwili zauważyła, że Ben lekko pobladł.

– Boli cię! – powiedziała z niepokojem. – Powinieneś założyć temblak.

– Nic mi nie będzie.

A może to nie zwichnięte ramię wywołało na jego twarzy grymas? Może to chodzi o jej reakcję na pocałunek?

Wielki Boże, czyżby pomyślał, że chciała wymóc na nim coś, czego na razie nie był w stanie jej dać?

– Proszę państwa o powstanie – odezwał się znów kapitan. – Pragnę zaprezentować wam pana i panią Heniek. Państwo młodzi zapraszają wszystkich na przyjęcie, na którym będziecie mogli im pogratulować i zrobić tyle zdjęć, ile tylko zechcecie.