Выбрать главу

Beth podała siostrze bukiet teksańskiego łubinu. W tej samej chwili Ben objął ją ramieniem i poprowadził wzdłuż szpaleru uśmiechających się gości.

Rozdział 7

Ojciec Bena pierwszy złożył Terri gratulacje.

– Nie masz pojęcia, jak uszczęśliwiłaś naszą rodzinę, a zwłaszcza moją żonę. Ben od lat potrzebował kobiety, która by się nim odpowiednio zajęła. Gdyby on cię nie poślubił, na pewno zrobiłby to Parker. Witaj w rodzinie, Terri.

– Dziękuję, panie Herrick – Terri była naprawdę wzruszona. – Wszyscy jesteście wspaniali.

– Kochanie!

– Mamo!

– Wyglądasz naprawdę prześlicznie.

– Zawsze tak mówisz.

– Twój mąż myśli tak samo. Odkąd weszłaś do kaplicy, nie spuszczał z ciebie wzroku.

Mamo, to wszystko jest inaczej, niż myślisz. Beth objęła siostrę za szyję.

– Richard nie dorastał mu do pięt. Dzięki Bogu, że poznałaś Bena. Jeśli chcesz znać moje zdanie, tak po prostu miało być.

Terri też tak myślała. Aż do ich pierwszego małżeńskiego pocałunku.

– Pierwsza córka ma otrzymać imię po mnie – szepnęła jeszcze Beth, zanim reszta klanu Herricków zawładnęła Terri.

Creighton okazał się równie czarujący jak jego bracia. Na końcu kolejki czekał Parker.

Patrzył na Terri przez dłuższą chwilę.

– Nigdy nie miałem szansy, prawda?

Terri poczuła dziwną czułość.

– Parker, po rozwodzie wydawało mi się, że nigdy się nie zakocham. To, co wydarzyło się między mną a twoim bratem, jest czymś zupełnie niezwykłym, czego nie potrafię nawet nazwać.

– To się nazywa miłość. Jesteście jak połówki tego samego jabłka. Dajcie mi trochę czasu, a będę się cieszył waszym szczęściem.

Terri nie była pewna, czy zdoła znieść jeszcze choć chwilę tej rozmowy.

– Ty też znajdziesz prawdziwą miłość, Parker. Na pewno.

Parker uśmiechnął się.

– W takim razie, co powiesz na mały pocałunek, aby podtrzymać we mnie tę nadzieję? – Odnalazł jej usta i wycisnął na nich gorący pocałunek. – Benowi ku przestrodze – powiedział, uśmiechając się. – Niech pamięta, że musi być dla ciebie dobry. W przeciwnym razie, będzie miał do czynienia ze mną.

Nagle Terri dostrzegła kątem oka męża, który przyglądał się im z pewnego oddalenia. Jego oczy były niebezpiecznie zmrużone. Miała wrażenie, że jeszcze usłyszy jego komentarz na temat tego pocałunku.

– Pani Heniek?

Odwróciła się i zobaczyła kapitana Ortiza.

– Tak się cieszę, że zechciał pan przyjść na ślub.

– Czuję się zaszczycony. Dobrze zobaczyć czyjeś szczęście po takiej tragedii. Gratuluję.

– Dziękuję, kapitanie. Nie przestaję myśleć o rodzinach tych młodych ludzi, którzy zginęli w wypadku. Posłaliśmy im kwiaty.

– Jak już pani kiedyś mówiłem, jest pani bardzo hojna. Może zbyt hojna.

– Co pan ma na myśli?

– Juanita Rosario dzwoniła do mojego biura kilka razy. Koniecznie chciała się z panią skontaktować. Dobrze, że pani wypływa. Życzę miłego miesiąca miodowego.

Nie będzie żadnego miesiąca miodowego, ale kapitan Ortiz o tym nie wiedział. Nie miał pojęcia, jak skomplikowane były jej relacje z Benem ani jak bardzo martwiła się o Juanitę.

– Dziękuję, kapitanie. Mam nadzieję, że zostanie pan na przyjęciu?

– Z przyjemnością.

Następny w kolejce stal Carlos. Jego ciemne oczy uśmiechały się radośnie.

– Nie sądziłem, że jakaś kobieta rzuci Bena na kolana. Dokonałaś niemożliwego. Nigdy się nie zmieniaj. Gratulacje.

Te słowa podniosły ją na duchu. Carlos znał Bena i wiedział, co mówi.

– Dziękuję, Carlos. Jak mniemam, nie muszę ci mówić, jakie znaczenie ma dla mojego męża twoja przyjaźń.

Potem podchodzili inni goście, przeważnie współpracownicy Bena z żonami, którzy mieli mieszkać na statku.

– Pani Heniek? Proszę przyjąć moje gratulacje. Nazywam się Rolf Meuller i jestem jednym z dyrektorów na pokładzie statku pani męża. Reprezentuję konsorcjum Banku Szwajcarskiego z siedzibą w Zurychu. – Mężczyzna mówił z silnym niemieckim akcentem.

– Jest pan człowiekiem, którego chciałam poznać, panie Mueller. A tak między nami, jak bardzo zadłużony jest mój mąż? Żona powinna wiedzieć takie rzeczy.

Pan Mueller zaczął śmiać się tak bardzo, że musiał zdjąć okulary, by wytrzeć łzy.

Ben naliczył czterech: Parker, Carlos, kapitan Ortiz, Rolf.

Po kolejnych dziesięciu minutach mógł dopisać do tej listy kolejnych. Wszyscy ulegli czarowi jego żony.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie odwzajemniła jego pocałunku. Omal nie dostał zawału serca. Zupełnie nie był na to przygotowany.

Powiedział Terri, żeby dała z siebie wszystko. Nie spodziewał się jednak, że jego organizm zareaguje w tak gwałtowny sposób na, zdawałoby się, zupełnie niewinny pocałunek.

Mieli poczekać na to, co przyniesie najbliższa przyszłość i co z tego wyniknie. Wtedy myślał, że temu podoła.

Ale to wszystko było przed pocałunkiem. Teraz będzie musiał żyć ze wspomnieniem tego, jak jej usta rozchyliły się i jak żarliwie go przyjęły. Zaproszenie do raju – wytarty slogan nie wydawał mu się już teraz śmieszny.

Popełnił pierwszy błąd. Do diabła. Teraz nie wiedział, czy jej odpowiedź była wyłącznie grą, czy też rzeczywiście odczuła tę samą namiętność co on. Oddałby duszę, by poznać prawdę.

Cóż, będzie musiał jakoś się powstrzymać, by dać jej czas na zapomnienie o przeszłości, by mogła poczuć się przy nim bezpieczna. A noc poślubną trzeba odłożyć na jakiś czas.

Podczas przyjęcia zupełnie nie miał apetytu. Tymczasem jego nowo poślubiona małżonka tryskała humorem. Cały czas się śmiała, rozmawiała z gośćmi i sprawiała wrażenie uszczęśliwionej. Wszyscy byli pod jej urokiem.

Kiedy rozległy się głosy dopominające się przemówienia, Ben wstał i uciszył zebranych ruchem ręki.

– Terri i ja chcemy podziękować wam, że zebraliście się tu dzisiaj. Muszę przyznać, że byłem zszokowany, że zgodziła się mnie poślubić, bo, jak większość kobiet, boi się mumii.

Zebrani wybuchnęli śmiechem.

– Była ze mną przez cały czas, kiedy leżałem w szpitalu, osamotniony i zdany na pomoc innych. Przychodziła do mnie i rozjaśniała mój smutek. To wtedy zdałem sobie sprawę, że chcę, by na zawsze stała się częścią mojego życia. Jak wiecie, nigdy nie miałem żony ani osobistej asystentki. Jakimś cudem mam teraz obie. Terri, wstań i powiedz coś naszym gościom. Mają już dość słuchania moich wynurzeń.

Rozległy się śmiechy i brawa.

Terri umierała. W przemówieniu Bena nie padło ani jedno słowo o miłości. Nie miała prawa tego oczekiwać. Jak mogła marzyć o czymś, co było absolutnie poza jej zasięgiem?

Gdyby była mądra, dziękowałaby losowi za to, co jej podarował i starała się jak najwięcej z tego skorzystać. Ben chciał asystentki? Będzie ją miał.

Terri wstała.

– Obawiam się, że mój biedny mąż nie wie o tym, że każda kobieta, stając się żoną, automatycznie staje się asystentką swojego męża.

Zgromadzone w pokoju kobiety roześmiały się i zaczęły bić brawo.

– Jeśli zatem mój mąż się zgodzi, chciałabym, aby od tej pory uważano mnie na „Atlantis" za dyrektora działu handlowego. – Spojrzała na Bena z wyczekiwaniem.

– A mam wybór?

– Widzicie, jaki jest słodki? Dla tych, co nie wiedzą, jeszcze tydzień temu pracowałam dla izby handlowej w Dakocie Południowej. Jestem w tym całkiem niezła. To da mi znacznie szersze pole do działania, niż gdybym została tylko sekretarką. Kiedy Ben dał mi do przeczytania folder, od razu zobaczyłam, że na statku nie ma izby handlowej. Skoro „Atlantis" jest miastem, musi posiadać taką instytucję. Jestem pewna, że to było zwykłe przeoczenie, zważywszy na to, ile spraw ma na swojej głowie mój wspaniały mąż.