– W takim razie uważam, że twoje przedsięwzięcie jest skazane na niepowodzenie.
– Mogłabyś to wytłumaczyć? – Choć Ben zadał to pytanie spokojnym głosem, Terri wyczuła, że wyprowadziła go z równowagi.
– Może to jest pływające miasto, ale potrzeba w nim dzieci i starszych ludzi. Inaczej jego mieszkańcy będą się czuli tak, jakby brali udział w jakimś rządowym eksperymencie. Nie macie żadnego domu opieki. Co się stanie, jeśli lekarze zdiagnozują u kogoś chorobę Alzheimera?
Albo gdy skończysz sześćdziesiąt pięć lat? Będziesz musiał sprzedać mieszkanie i wyprowadzić się? Twarz Bena przybrała kamienny wyraz.
– Przykro mi, Ben. Nie chciałam ci sprawić przykrości, ale sam spytałeś. Tak to wygląda z kobiecego punktu widzenia. Sprzedaliście już absolutnie wszystkie mieszkania na statku?
– Nie.
– Może gdybyś nie narzucał tych ograniczeń, sprzedaż poszłaby lepiej. Nawet jeśli miałabym mnóstwo pieniędzy, nie kupiłabym apartamentu na „Atlantis", gdybym dowiedziała się, że nie można mieć tu dzieci i zwierząt. Bez nich czułabym się jak w modnym klubie. Jedna noc może być przyjemna, ale nie więcej.
– Czy to oznacza, że będziesz opuszczała statek na dłuższe okresy?
– Nie. Oczywiście, że nie. Jestem twoją żoną i zdecydowałam się być twoją asystentką. Będę przy tobie niezależnie od okoliczności.
– Nawet jeśli stracę na tym przedsięwzięciu ostatnią koszulę?
– Nie to miałam na myśli. Jak mogło ci coś takiego przyjść do głowy?
Terri zdała sobie sprawę, że swoimi uwagami popsuła atmosferę dnia, który miał być najpiękniejszy w jej życiu. Musi wytłumaczyć Benowi, że nie zrobiła tego specjalnie.
– Nie dalej jak kilka godzin temu przysięgałam, że będę z tobą na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie. Jeśli sądzisz, że ta przysięga nie ma dla mnie żadnego znaczenia, to się mylisz.
Zapanowało między nimi ogromne napięcie.
– Gdy wypłyniemy, zwołam zebranie zarządu. Powiesz im to wszystko.
– Nie chcę ich do siebie zrazić.
– Kilka godzin temu niemal jedli ci z ręki. To będzie bardzo interesujące doświadczenie.
– Ben… Obawiam się, że mimowolnie cię zraniłam. Wybacz mi. Twoje miasto na statku jest tak wspaniałe, że nie znajduję słów, by to wyrazić. Chodziło mi tylko o to, by wprowadzić takie rozwiązania, które ułatwią i uatrakcyjnią życie mieszkańców. Jestem dumna z tego, co osiągnąłeś. Powiedz, że nie zniszczyłam wszystkiego. – W jej oczach zalśniły łzy. – Nie zniosłabym tego.
– Daj spokój, Terri. Wiem, dlaczego cię poślubiłem. Ta rozmowa niczego nie zmienia.
– Ojciec zawsze mnie ostrzegał, że mogę wpakować się w poważne tarapaty, próbując wszystko ulepszać. Żałuję, że nie wzięłam sobie jego rady do serca. – Otarła łzy, które ciurkiem płynęły jej po policzkach.
W jednej chwili Ben znalazł się przy niej.
– Mamy za sobą pierwszy sztorm, pani Herrick, i muszę przyznać, że było to najbardziej ekscytujące doświadczenie w moim życiu. – Zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, ujął w dłonie jej mokrą twarz. – Nigdy się nie zmieniaj, proszę.
Poczuła na ustach jego gorące wargi i znalazła odpowiedź na swoje wątpliwości.
Kiedy podniósł głowę, z jej gardła wydobył się jęk protestu. Spojrzała mu w oczy.
– Przysięgam ci, że zrobię wszystko, by cię uszczęśliwić. Jeśli tylko nadal chcesz, żebym była twoją żoną.
– Już mnie uszczęśliwiłaś. – Objął ją. – Chodź, obejrzymy prezenty. Wiem, że umierasz z ciekawości.
Teraz Terri była nawet zadowolona z ich pierwszej małżeńskiej sprzeczki. Dzięki niej czuła się w towarzystwie Bena znacznie swobodniej. On też sprawiał wrażenie zrelaksowanego.
Przenieśli prezenty do salonu i zaczęli je rozpakowywać. Po kilkunastu minutach salon wyglądał jak pobojowisko.
Prezenty od rodziny zachowali na koniec.
– To od Parkera. Chyba jakaś fotografia – podała mu.
– Pewnie dał nam swoje zdjęcie, żebyś go przypadkiem nie zapomniała. O, jest i karteczka. „To moja ulubiona. Będzie mi ciebie przypominać".
Terri spojrzała pytająco na Bena.
– Mój brat kocha konie najbardziej na świecie.
Wyjął fotografię z pudełka i pokazał ją Terri. Przedstawiała klacz w kłusie.
– Och, Ben! Wspaniałe zwierzę.
– Rzeczywiście, piękne. A skoro już jesteśmy przy temacie mojego brata, możesz mi powiedzieć, dlaczego dał pieniądze Juanicie Rosario?
Rozdział 8
W tym momencie do salonu wszedł steward.
Gruszki w szampanie, krewetki, sałatka ze szpinaku, jagnięcina, słodkie ziemniaki zapieczone w brązowym cukrze, cynamonie i maśle, a na deser ciasto truskawkowe z bitą śmietaną.
Jak uszczęśliwione dzieci, usiedli do jedzenia pośród bałaganu. Terri bawiła się jak nigdy w życiu.
Ben dopił szampana i usiadł na sofie.
– Powiem Andre, że przeszedł samego siebie.
– Chciałabym osobiście mu podziękować. Mam nadzieję, że z czasem poznam cały twój personel. I będę mogła do każdego zwracać się po imieniu.
– To bardzo ambitny plan, nawet jak na ciebie.
– Ale możliwy do zrealizowania.
– Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.
– Właśnie chciałam to samo powiedzieć o tobie. W przeciwnym wypadku nie byłoby „Spirit of Atlantis", a ja nie zostałabym żoną jego twórcy. Kiedyś Cyganka wróżyła mi z ręki i powiedziała, że w przyszłości przystojny brunet zabierze mnie w długą podróż. Potem dowiedziałam się, że to samo mówiła moim koleżankom.
Ben zachichotał.
– Teraz mogłabym posłać jej kartkę i napisać, że przepowiednia sprawdziła się w stu procentach. Dodałabym tylko, że nie uprzedziła mnie, iż najpierw spotkam mumię.
– Musiałem wyglądać przerażająco.
– Nie było tak źle, tylko ta maska tlenowa… Naprawdę czujesz się już zupełnie dobrze? Ja po czymś takim tygodniami dochodziłabym do siebie.
– Miałem odpowiednią opiekę. Ty mi ją zapewniłaś.
– Cieszę się, że mogłam się na coś przydać.
– Twoje wizyty przywracały mnie do życia. Tylko były zbyt krótkie. Dlatego po ciebie przyjechałem.
– Teraz masz mnie na zawsze. Łańcuch od Creightona jest tego wymownym znakiem.
– To taki nasz rodzinny dowcip.
– Chciał dać do zrozumienia, że nawet ty nie uchroniłeś się przed małżeńskimi więzami, tak?
– Coś w tym stylu. – Ben spojrzał na nią z uwagą. – A wracając do poprzedniego tematu, czy pani Rosario poprosiła mojego brata o pieniądze?
– Nie. Dał je z dobroci serca.
– W takim razie zwrócę mu je.
– Czy myślisz, że… – Terri w ostatniej chwili ugryzła się w język.
– Ze co?
Powinna się domyśleć, że Ben nie popuści i wytrwale będzie drążyć temat.
– Fotografia od Parkera podsunęła mi pewien pomysł. Może gdzieś w mieszkaniu znalazłoby się miejsce, żeby zrobić kolekcję rodzinnych zdjęć i pamiątek. – Miała na myśli konkretne miejsce w sypialni. – Ale porozmawiamy o tym innym razem.
– Do tej pory jadłem tu i spałem. Teraz, odkąd mam żonę, to mieszkanie stanie się domem. Możesz tu robić wszystko, co tylko ci się podoba. Twoje rzeczy powinny wkrótce nadejść z Lead.
– Rozpieszczasz mnie.
– Zasługujesz na to. A teraz powiedz, co chciałaś powiedzieć o Parkerze.
– Może poczuć się dotknięty, jeśli oddasz mu pieniądze.
– Tak?
– Ty i Creighton zawsze go kontrolowaliście, a on tak bardzo się cieszył, że mógł stać się czyimś dobroczyńcą.
– Twoja znajomość ludzkiej natury nieustannie mnie zadziwia. Zostawię Parkera w spokoju.
– Dziękuję. Jutro ostatni dzień przed wypłynięciem. W czym mogłabym ci pomóc?