– Dopiero od wczoraj. Ale nie o tym chciałam rozmawiać. Być może na statek przybędzie młoda, ciężarna kobieta, która potrzebuje pracy. Prawie nie mówi po angielsku i nie wiem, jakie ma kwalifikacje. Za jakiś tydzień urodzi dziecko. Wiem, że na statku miało nie być dzieci, ale być może wkrótce ten przepis zostanie zmieniony. Chciałam się dowiedzieć, czy są jeszcze wolne mieszkania dla personelu?
– Kilka.
– A jakieś kawalerki?
– Są.
– Jeśli ta kobieta będzie mogła zająć jedną do czasu porodu, zapłacę. Gdyby po porodzie nie mogła pracować na statku i musiała wrócić do Guayaquil, zajmę się tym osobiście.
– Jasne. Nie ma problemu.
– Mam nadzieję, że nie mówi pan tak tylko dlatego, że jestem żoną Bena.
– Gdybym potrzebował tego mieszkania, powiedziałbym pani. Jak na razie jednak nie widzę przeszkód.
– Dziękuję, panie Reagan.
– John.
– Dzięki, John. Problem polega na tym, że nie mam pewności, czy ona w ogóle się pojawi. Jednak uznałam, że powiadomię cię o tym, zanim taka sytuacja zaistnieje.
– Nie ma problemu.
– Świetnie. W takim razie poproszę cię o jeszcze jeden drobiazg. Mógłbyś napisać mi po hiszpańsku kilka słów? Chciałabym umieć się z nią porozumieć, gdyby do mnie zadzwoniła.
– Bardzo proszę.
Po kilku minutach była przygotowana do rozmowy z Juanitą.
– Dziękuję. Do zobaczenia wkrótce.
Po wyjściu od Johna poszła do supermarketu na pierwszym piętrze. Chciała ugotować Benowi obiad i musiała kupić potrzebne produkty. Przygotowanie ziemniaków, kotletów, fasolki i owocowej sałatki zajęło jej niecałą godzinę. Nakryła stół i czekała na męża.
– Terri?
Na dźwięk znajomego głosu jej serce natychmiast zaczęło szybciej bić.
– Jestem w kuchni.
– Hmm, coś ładnie pachnie. Nie spodziewałem się obiadu w domu.
– Mam nadzieję, że zdążysz zjeść, zanim pójdziesz dalej walczyć z żywiołem.
– Jasne. Umieram z głodu.
– W takim razie siadaj. Zaraz podam obiad.
Ben miał rzeczywiście wilczy apetyt. Zjadł wszystko, co mu nałożyła i to, co miała nadzieję ocalić na następny dzień.
Spojrzał na nią nieśmiało.
– Byłem bardziej głodny, niż sądziłem.
Terri nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Jedz, jedz. Dzień się jeszcze nie skończył. Jak wrócisz, włączę ci film, przy którym na pewno zaśniesz. Przygotowałam coś specjalnego.
– Co takiego?
– „Zabójcze pomidory"
– Co? Nigdy o takim filmie nie słyszałem.
– W Dakocie znają go wszystkie dzieci.
Ben sięgnął przez stół i uścisnął jej rękę.
– Nie mogę się doczekać. Dziękuję za obiad. Był naprawdę pyszny.
– Na zdrowie.
Kiedy wyszedł, posprzątała ze stołu, ciesząc się z tych kilku wspólnie spędzonych chwil jak dziecko. W pewnym momencie zadzwonił telefon komórkowy. Juanita?
– Słucham?
– Mówi kapitan Ortiz.
– Tak, kapitanie?
– Jest ze mną Juanita Rosario.
– Gdzie jesteście?
– Na nadbrzeżu w policyjnym samochodzie. Po pani telefonie zadzwoniłem do gospodarza domu. Zachowywał się dość dziwnie, więc pojechałem tam. Chciał ją wyrzucić na bruk, bo nie zapłaciła za mieszkanie. Jak się okazało, pani były mąż od dawna zalegał z czynszem. Juanita dała gospodarzowi pieniądze, które otrzymała od pani, ale i tak kazał jej się wyprowadzić. Powiedziałem Juanicie o pani propozycji. Zgodziła się przyjechać tu ze mną, ale obawiam się, że jest chora.
– Myśli pan, że zacznie rodzić?
– Nie wiem.
– Dziękuję, że zadał sobie pan tyle trudu, kapitanie. Będę o tym pamiętać. Zaraz zadzwonię do szpitala, żeby po nią przyjechali. Będę czekała w izbie przyjęć.
Za dziesięć dziesiąta Ben rozstał się z Carlosem i ruszył do domu. Całe popołudnie myślał tylko o tym, by wrócić do Terri. Zawołał ją po imieniu. Nie odpowiedziała. Poszedł do kuchni, ale i tam jej nie zastał. Może położyła się spać?
Jej łóżko było nietknięte, pobiegł więc do swojej sypialni, myśląc, że pewnie zasnęła przed telewizorem. Tam też jej nie było. Był tak rozczarowany, że sam się tym zdziwił. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak głęboko Terri wrosła w jego życie. Przed wypadkiem nie odczuwał braku kobiety. Od lat żył sam, od czasu do czasu chodził na przypadkowe randki.
I nagle, kiedy leżał pogrążony w bezsilnej rozpaczy w szpitalu, pochyliła się nad nim kobieta o anielskiej twarzy. Cudowne oczy spojrzały na niego z takim przejęciem, że jego życie w jednej chwili uległo diametralnej zmianie.
Gdzie ona jest?
Wyjął telefon komórkowy. Zdenerwowany czekał, aż odbierze. Miała prawo chodzić, dokąd chciała i nie musiała mu się z tego spowiadać. Nie musiała czekać na niego jak oddana żona. Już raz przez to przeszła z Richardem i do niczego dobrego ją to nie doprowadziło.
Naprawdę myślisz, Heniek, że dla ciebie zechce to zrobić po raz drugi?
– Cześć. Pomyślałem, że zadzwonię do ciebie.
– Co słychać?
Ben zacisnął palce na słuchawce. Coś było nie tak.
– W porządku.
– Gdzie jesteś?
– W domu.
– Och. Nie sądziłam, że tak wcześnie wrócisz.
Tak wcześnie? Było po dziesiątej. Ben zrobił głęboki wdech.
– Kiedy wrócisz?
– Nie wiem.
– Chcesz, żebym po ciebie przyszedł?
– Nie. Powinieneś iść spać. Wrócę, jak będę mogła najszybciej.
– Co się stało?
– Później ci wyjaśnię.
– Terri, powiedz mi, gdzie jesteś.
Terri zamknęła oczy. Niepotrzebnie go zaniepokoiła. Chciała powiedzieć mu o Juanicie, ale nie dziś. Nie w przeddzień tak ważnego wydarzenia w jego życiu!
Wiedziała, że ma na głowie mnóstwo spraw i nie chciała dokładać mu nowych zmartwień. Nie widziała jednak innego wyjścia. Skoro dziecko zdecydowało, że chce przyjść na świat, nic nie było w stanie tego zmienić.
– Jestem w szpitalu…
– Boże…
– Ben, nic mi nie jest! – krzyknęła, ale Ben się rozłączył.
No nie.
Wiedziała, że za kilka chwil zjawi się w szpitalu. Zeszła więc do głównego holu. Cały czas robiła sobie wyrzuty, że nie powiedziała mu o Juanicie. Tak się kończy robienie tajemnic przed mężem i próby zbawienia całego świata.
– Ben! – krzyknęła na jego widok.
I nagle znalazła się w jego ramionach.
– Bogu dzięki – wyszeptał drżącym głosem.
– Rozłączyłeś się, zanim zdążyłam powiedzieć, że nic mi się nie stało.
Odsunęła się, obawiając się, że jeśli jeszcze przez chwilę pozostanie w jego uścisku, nie oprze się i będzie musiała go pocałować.
– Co się dzieje?
– To długa historia. Wolałabym opowiedzieć ci o wszystkim w domu.
– Kto jest chory?
Terri przygryzła nerwowo wargę.
– Juanita Rosario.
Jego oczy pociemniały.
– Co ona robi na statku?
– Właśnie ma cesarskie cięcie.
Ben zamrugał powiekami.
– Lekarz powiedział, że dziecku grozi niebezpieczeństwo i potrzebna jest szybka pomoc.
Niemal słyszała, jak jego szare komórki intensywnie pracują, przetwarzając dane.
– Parker popełnił błąd, dając jej pieniądze.
– Nie, to nie ma z nic wspólnego z twoim bratem…
– Pani Herrick? – glos pielęgniarki przerwał jej. – Och, pan Herrick! Cóż za zaszczyt! Gratulacje z okazji ślubu.
– Dziękuję.
– Pani Herrick? Doktor Cardenas chce z panią porozmawiać. Proszę się nie martwić, pacjentka urodziła śliczną córeczkę… Pierwsze dziecko urodzone na „Atlantis". Wszyscy są zachwyceni. Ależ niesamowita noc!