Jeśli cokolwiek jej się stało…
– Panie Heniek? Mam Jima Nasha na linii. Proszę mówić.
– Jim?
– Słucham, panie Heniek – głos pilota dochodził z wielkiego oddalenia.
– Jesteście w La Cerita?
– Tak.
– Bogu dzięki. Proszę tam czekać na moje polecenia.
– Zrozumiałem.
– Les, potrzebuję dobrego pilota, który zawiezie mnie na najbliższe lotnisko.
– Chwileczkę, zaraz sprawdzę. Moglibyśmy polecieć do Soan Cristobal.
– Doskonale. Stamtąd dojadę do La Centa samochodem. Proszę powiedzieć pilotowi, żeby szykował maszynę.
– Tak jest.
Pilot powiedział Terri, że La Cerita jest niewielkim miasteczkiem zamieszkanym przez trzydzieści tysięcy ludzi. Zarezerwował dla nich pokoje w hotelu „Flores", w którym często zatrzymywali się amerykańscy turyści.
Jim Nash był dla niej niezwykle miły, ale stanowczo odmówił, kiedy nalegała, by lecieli dalej. Wsadził ją do taksówki i powiedział, że przyjedzie do hotelu później.
Terri zjadła kolację sama, a kiedy wciąż go nie było, poszła do pokoju, żeby przygotować się do spania.
Całe szczęście, że opuściła statek. Po tym, co się stało, nie mogła spojrzeć Benowi w oczy. Ból był zbyt wielki.
Jak tylko przybędzie do Lead, zajmie się unieważnieniem małżeństwa.
Ona i Ben przypominali dwie zbłąkane dusze, które odnalazły się w ciemną noc, ale kiedy nastał ranek, okazało się, że zbyt się od siebie różnią.
Popatrzyła na swoją dłoń. Obrączkę i pierścionek zostawiła na komodzie. Teraz nic już jej o nim nie przypominało. I tak powinno zostać.
Tylko jak przeżyje bez niego resztę życia?
Beth. Zadzwoni do Beth.
Sięgnęła po słuchawkę, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wstała z łóżka.
– Jim?
– To ja, Ben. Otwórz, Terri.
Zamarła.
– Mam powiedzieć właścicielowi, żeby wyważył drzwi, bo moja żona zasłabła?
– Nie rób tego. Już otwieram.
Kiedy przekręciła klucz, Ben wpadł do środka jak burza.
Terri cofnęła się o krok, z ledwością rozpoznając w zdenerwowanym mężczyźnie swojego Bena. Wyglądał tak, jakby nagle przybyło mu dziesięć lat. Oddychał ciężko jak po długim, wyczerpującym biegu. Ubranie miał wygniecione, a włosy potargane.
– Jim powiedział, że jest zbyt niebezpiecznie, żeby lecieć.
– Jak widzisz, mylił się.
Chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Ich oczy znalazły się naprzeciw siebie. Teraz, tak samo jak wówczas, w szpitalu, próbował przekazać jej coś spojrzeniem. Przez te szare oczy wołała do niej dusza Bena.
– O co chodzi? – spytała szeptem.
– Dlaczego wyjechałaś?
Nadeszła godzina prawdy. Lepiej powiedzieć wszystko i skończyć to raz na zawsze.
– Bo wiedziałam, że nie będziesz mógł znieść dłużej mojego widoku. – Gorące łzy spłynęły jej po policzkach.
– Skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł?
– Rzuciłeś mnie dziś rano na pożarcie lwom! Wiem, zasłużyłam sobie na to. Dlatego chciałam jak najszybciej zniknąć z twojego życia.
– Czym sobie zasłużyłaś? Powiedz! – Potrząsnął nią lekko.
– W naszą noc poślubną skrytykowałam wszystko, co kochasz. Dałeś mi tyle, a ja…
– Powiedziałaś tylko to, co i tak sam wiedziałem. Ale by zrealizować swoje marzenie, musiałem iść na kompromisy. Sam niczego bym nie osiągnął. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Dopiero ty uświadomiłaś mi, że trzeba mieć odwagę walczyć o swoje. To ja byłem przerażony tym, na co cię dziś naraziłem. To z mojej strony niewybaczalne, ale wiedziałem, że jeśli ty ich nie przekonasz, nikt inny tego nie zrobi. Jesteś kobietą, która chodzi własnymi ścieżkami. Weszłaś w moje życie i zmieniłaś je nieodwracalnie. Kiedy w szpitalu powiedziałaś mi, że jesteś rozwiedziona, pomyślałem „Bogu dzięki". Bo już wtedy zakochałem się w tobie bez pamięci. To się stało, ledwie na ciebie spojrzałem.
– Naprawdę?
– Tak, najdroższa. Przyjechałaś odszukać byłego męża, a ja się w tobie zakochałem. Nie mogłem ci wtedy powiedzie, że on zginął ani że cię kocham tak, jak nikogo innego na świecie. Gdybyś nie zgodziła się na ślub,, Atlantis" popłynąłby beze mnie. Ja nigdzie bym się bez ciebie nie ruszył.
– Och, najdroższy… – Zarzuciła mu ramiona na szyję. – Pokochałam cię w chwili, w której spojrzałam w twoje oczy. Przemówiły do mnie tak, jak nie przemówiłyby słowa. Chciałam ulżyć twojemu cierpieniu. Objąć cię ramionami i pocieszyć. Nie wiedziałam, czy jesteś żonaty, ale nie miało to znaczenia. Odnalazłam miłość swojego życia i nie zamierzałam pozwolić ci odejść. Kocham cię ponad wszystko…
Ben nie pozwolił jej dokończyć. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka.
– Masz pojęcie, jak bardzo cię pragnę?
Wystarczył jeden jego dotyk, aby jej ciało odpowiedziało natychmiast wybuchem namiętności. Ich usta odnalazły się i połączyły w namiętnym pocałunku. Terri straciła poczucie rzeczywistości. Wiedziała tylko, że oto zaznaje spełnienia z mężczyzną, który zawładnął jej ciałem, sercem i duszą.
Kiedy zadzwonił telefon, jęknęła z niechęcią. Tak dobrze jej się spało.
Telefon dzwonił jednak nieubłaganie.
Ben sięgnął po słuchawkę i odezwał się lekko schrypniętym głosem. Rozmawiał chwilę, po czym odłożył słuchawkę i pochylił się, by pocałować Terri. Odpowiedziała żarliwie na jego pocałunek.
Po chwili Ben oderwał się od niej i usiadł gwałtownie na łóżku.
– Kochanie, co się stało? Boli cię ramię?
– Nie. Dzwonił Jim. Warunki pogodowe poprawiły się trochę i można wrócić na statek.
– Gdzie jest twój pilot?
– W San Cristobal. Przyjechałem tu samochodem.
– W takim razie, zbierajmy się.
Wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki wziąć prysznic. Ben ruszył za nią.
– Jeśli tu zostaniesz, obawiam się, że nigdy nie wylecimy.
– Już jesteś zmęczona swoim mężem? – spytał z przewrotnym uśmiechem.
– Wiesz, że nie.
– Powiedz tylko słowo, a dam znać Jimowi i polecimy jutro.
– Możemy kochać się także w naszym mieszkaniu – powiedziała, ujmując w dłonie jego twarz.
– Obiecujesz?
– Wiesz przecież, że oszalałam z miłości do ciebie.
– Na tyle, żeby mieć ze mną dziecko?
– Nawet kilkoro. A teraz pospieszmy się, żeby je szybko zrobić.
– Muszę ci o czymś powiedzieć. Nie chciałbym, aby to wpłynęło na nasze uczucie.
Terri odczuła niepokój.
– Jak cokolwiek mogłoby je zmienić?
– Wiesz, że uważam cię za nieprzeciętną kobietę. Wszystko, do czego się zabierasz, robisz z ogromną pasją i zaangażowaniem.
– Wiem. To moja największa wada.
– To nie wada. To dar. Nie wiesz jeszcze, ale udało ci się przekonać członków zarządu, żeby zmienili swój pogląd na niektóre kwestie. Znieśli zakaz przebywania na pokładzie dzieci i zwierząt. Twoim zadaniem będzie zorganizowanie szkół i przedszkola.
– Ben! To wspaniała wiadomość!
– Wiedziałem.
– Co wiedziałeś?
Nie odpowiedział.
– Kochanie?
– Znam to twoje spojrzenie. Już ci coś chodzi po głowie.
– Nie rozumiem tylko, w jaki sposób miałoby to wpłynąć na nasze małżeństwo.
– Jestem zaborczym człowiekiem. Nie lubię się niczym dzielić, a już na pewno nie kobietą, którą kocham.
– Ale przecież nie musisz. Jestem twoją żoną i to jest dla mnie najważniejsze. Cała reszta nie ma znaczenia.
– Teraz tak mówisz…
– Przyrzekałam przed Bogiem, że nie opuszczę cię do końca moich dni i dotrzymam obietnicy. Mnie też się nie podoba to, że mam tyle czasu spędzać z dala od ciebie. Ale jest na to sposób. Mogę przenieść swoje biuro do twojego.