Выбрать главу

To była zwykła drobnostka. Niespodziewanie wszedłem do salonu i, stając w drzwiach, ujrzałem, jak twarz mojej żony rozjaśnia się na powitanie. Gdy jednak zobaczyła, że to ja, radość znikła z jej twarzy, i z rozczarowaniem odwróciła wzrok. To mi wystarczyło. Przecież odgłosu moich kroków nie można było pomylić z żadnymi innymi, prócz kroków Aleca Fairbairna. Gdybym go wtedy zobaczył, to bym go zabił, bo gdy wpadam w gniew, staję się szaleńcem. Mary zobaczyła ten diabelski błysk w moich oczach i natychmiast do mnie podbiegła, wyciągając ręce. „Nie rób tego, Jim! Nie rób tego!” - zawołała. „Gdzie jest Sarah?” - spytałem. „W kuchni” - odparła. „Sarah - powiedziałem, gdy tam wszedłem - ten człowiek, Fairbairn, nie ma już wstępu do mojego domu”. „Dlaczego nie?” - spytała. „Bo ja tak każę” - byłem bardzo stanowczy. „Och! - powiedziała - skoro moi przyjaciele nie są mile widziani w tym domu, to, rozumiem, mnie też tu nie chcą”. „Rób, co uważasz - odpowiedziałem. - Ale jeśli tylko ten Fairbairn znów się tu pokaże, przyślę ci jego ucho na pamiątkę”. Chyba przeraził ją mój wyraz twarzy, bo nie powiedziała ani słowa i tego samego wieczora opuściła nasz dom.

Nie wiem, czy była to czysta złośliwość tej kobiety, czy też może wydawało jej się, że może zwrócić mnie przeciwko mojej żonie, zachęcając ją, by się źle zachowywała wobec mnie. Tak czy inaczej znalazła sobie dom dwie ulice dalej i wynajmowała kwatery marynarzom. Fairbairn zatrzymał się u niej, a Mary często wychodziła na herbatę do swojej siostry i do niego. Jak często tam bywała, tego nie wiem, ale pewnego dnia poszedłem za nią. Gdy zacząłem dobijać się do drzwi, Fairbairn uciekł przez płot na tyłach ogrodu niczym jakiś tchórzliwy skunks, którym zresztą był. Poprzysiągłem żonie, że ją zabiję, jeśli jeszcze raz zobaczę ich razem, i zaprowadziłem ją do domu szlochającą, drżącą i bladą jak płótno. Nie było już pomiędzy nami ani śladu miłości. Widziałem, że się mnie boi i nienawidzi, a ponieważ sama ta myśl sprawiała, że sięgałem po butelkę, zaczęła mną również gardzić.

Sarah wkrótce przekonała się, że nie utrzyma się w Liverpoolu, wróciła więc do Croydon i, jak sądzę, zamieszkała ze swą siostrą, a moje sprawy toczyły się zwykłym torem. Potem nadszedł tydzień, kiedy wydarzyła się ta potworna katastrofa.

Było to tak. Wypłynęliśmy na pokładzie „May Day” w siedmiodniowy rejs. Gdy jedna beczka się obluzowała i spowodowała uszkodzenia, musieliśmy na dwanaście godzin zawinąć do portu. Zszedłem na ląd i wróciłem do domu, myśląc o tym, jak zaskoczona będzie moja żona. Miałem nadzieję, że może się ucieszy z tego, że tak szybko wróciłem. O tym właśnie myślałem, gdy skręcałem w moją ulicę. W tej samej chwili minęła mnie dorożka. Siedziała w niej Mary obok tego Fairbairna. Rozmawiali sobie, śmiali się i nie mieli pojęcia, że stoję tuż obok, obserwując ich z chodnika.

Mówię panu, mogę dać słowo, że od tej chwili nie panowałem już nad sobą. Kiedy teraz

0 tym myślę, wszystko to wydaje mi się jak jakiś mglisty sen. Ostatnio bardzo dużo piłem, i te dwie rzeczy wyłączyły mi mózg. Nawet teraz czuję, jak coś pulsuje mi w głowie, wali niczym młot dokera, lecz tego ranka wydawało mi się, że w uszach gwiżdże mi i huczy cała Niagara. Rzuciłem się biegiem za tą dorożką. W ręce miałem ciężką dębową laskę. Mówię panu, od początku miałem mordercze myśli, ale kiedy tak za nimi biegłem, do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Trzymałem się trochę z tyłu, tak, żeby ich obserwować, samemu nie będąc widzianym. Wkrótce zatrzymali się przy stacji kolejowej. Przy kasie był spory tłum, podszedłem więc do nich dość blisko, uważając, by mnie nie spostrzegli. Kupili bilety do New Brighton. Zrobiłem to samo, ale wsiadłem trzy wagony za nimi. Gdy dojechaliśmy na miejsce, oni wysiedli

1 ruszyli wzdłuż promenady, a ja przez cały czas trzymałem się niecałe sto jardów za nimi. W końcu zobaczyłem, że wynajmują sobie łódź i odpływają od brzegu. Dzień był bardzo gorący, i na pewno sobie myśleli, że może na wodzie będzie im chłodniej.

To było tak, jakby sami oddali się w moje ręce. Nad wodą wisiała lekka mgiełka, i nie sposób było niczego zobaczyć dalej niż na kilkaset jardów. Wynająłem łódź i popłynąłem za nimi. Widziałem rozmyte kontury ich łodzi, ale płynęli niemal tak szybko jak ja, i nim się z nimi zrównałem, musieliśmy już być ponad milę od brzegu. Mgła otoczyła nas jak kurtyna, odcinając naszą trójkę od całego świata. Mój Boże, czy kiedykolwiek zapomnę wyraz ich twarzy, kiedy zobaczyli, kto siedzi w zbliżającej się do nich łodzi? Mary krzyknęła. On zaczął przeklinać jak szaleniec i zamachnął się w moją stronę wiosłem, bo musiał dostrzec w moich oczach śmierć. Uchyliłem się i walnąłem go moją laską, która zmiażdżyła mu głowę, jakby to było jajko. Może bym ją oszczędził, mimo całego mojego szaleństwa, ale oplotła go ramionami, wołając do niego i powtarzając jego imię: „Alec!, Alec!”. Uderzyłem jeszcze raz, i po chwili leżała wyciągnięta obok niego. Byłem jak dzika bestia, która posmakowała kr wi. Gdyby Sarah tam była, to, klnę się na Boga, dołączyłaby do nich. Wyjąłem nóż i... Cóż, powiedziałem już wszystko. Ogarnęła mnie jakaś dzika radość na myśl, jak poczuje się Sarah, kiedy zobaczy ten znak i zrozumie, co wynikło z jej wtrącania się w nasze sprawy. Potem przywiązałem ciała do łodzi, wybiłem dziurę w dnie i czekałem, aż pójdzie na dno. Doskonale wiedziałem, że właściciel łodzi pomyśli, że stracili w tej mgle orientację i zniosło ich na pełne morze. Doprowadziłem się do porządku, wróciłem na ląd, a potem udałem się na mój statek, tak że nikt nie miał pojęcia o tym, co się wydarzyło. Tej nocy przygotowałem paczkę dla Sarah Cushing, a następnego dnia wysłałem ją z Belfastu.

I taka jest cała prawda. Możecie mnie powiesić albo zrobić ze mną, co wam się podoba. Ale nie możecie mnie ukarać, bo już zostałem ukarany. Za każdym razem, kiedy zamykam oczy, widzę te dwie wpatrzone we mnie twarze. Widzę, jak patrzyli na mnie, gdy moja łódź wyłoniła się z mgły. Zabiłem ich szybko, ale oni zabijają mnie powoli. Jeśli będę musiał przeżyć jeszcze jedną taką noc, to oszaleję albo umrę, zanim nadejdzie ranek. Nie wsadzi mnie pan samego do celi, prawda, sir? Niech się pan zlituje i tego nie robi. I niech w dniu śmierci zostanie pan osądzony, tak jak dzisiaj mnie pan osądzi.

- I co to oznacza, Watsonie? - rzekł z powagą Holmes, odkładając dokument. - Jaki sens ma ten zamknięty krąg bólu, przemocy i lęku? To musi służyć jakiemuś celowi, bo w przeciwnym razie naszym wszechświatem rządzi przypadek, a to jest nie do pomyślenia. Ale jaki to cel? To wielkie i odwieczne pytanie, na które ludzki umysł do dziś nie potrafi znaleźć odpowiedzi.

Rozdział trzeci

Czerwony krąg Część pierwsza

- Cóż, pani Warren, nie sądzę, żeby miała pani jakieś szczególne powody do obaw. Nie rozumiem, dlaczego ja, człowiek, którego czas ma bądź co bądź jakąś wartość, miałbym się zajmować tą sprawą. Naprawdę mam inne zajęcia, które pochłaniają moją uwagę - powiedział Sherlock Holmes i znów pochylił się nad swoim wielkim notesem z wycinkami z gazet, w którym układał i zapisywał materiały do prowadzonych przez siebie spraw.

Jednakże gospodyni obdarzona była uporem i sprytem typowym dla swojej płci. Stanowczo trwała przy swoim.

- W ubiegłym roku pomógł pan mojemu lokatorowi rozwiązać pewną sprawę -powiedziała. - Chodzi o pana Fairdale’a Hobbsa.

- Aha. tak. To była prosta sprawa.

- Ale on przez cały czas o tym mówi. O tym, jaki pan był dobry i uprzejmy, sir, i jak rozjaśnił pan ciemności. Przypomniałam sobie jego słowa, kiedy mnie samą ogarnęły wątpliwości i zaczęłam błądzić po omacku. Wiem, że mógłby pan się tym zająć, gdyby tylko pan zechciał.