Выбрать главу

Ale dlaczego kobiety?! Doszedłem do wniosku, że być może wynika to z przewrotnej mądrości tych kobiet Ogólne mniemanie, iż mężczyźni mają wyrzuty sumienia, jest oparte na bardzo śmiałej tezie, że mężczyźni w ogóle sumienie posiadają. Wyznanie zdrady przez mężczyznę (osobiście uważam, że to w każdym wypadku jest błąd) dowodzi, że niektórzy z nas sumienie jednak mają i że ono czasami gryzie. Zgodzi się Pani, że nie można mieć wyrzutów sumienia bez sumienia. Gdy nagle się okazuje, że mężczyzna, z którym mieszkam i na którym już tyle razy się zawiodłam, okazuje sumienie, to znaczy, że nie jest taki zły, za jakiego go ostatnio uważałam i dlatego może warto mu przebaczyć. Ten ostatni raz. Szczególnie, gdy on kłamie, tak jak to lubię najbardziej: „no wiesz, to było wieczorem w hotelu, minuta słabości, 3,5 promila alkoholu we krwi…”. Wyznał „kiedy”, wyznał „gdzie”, wyznał „jak”. Lepiej przebaczyć i nie drążyć „dlaczego” – dla własnego komfortu. Może stąd bierze się te (aż) 41%?

Powyższe dane dotyczą wyłącznie zdrad, które (już) wyszły na jaw. Całe „podziemie” zdrad skrywanych ciągle czeka na swoich ankieterów. Z danych zebranych ostatnio w Polsce wynika, że regularne podwójne życie prowadzi w Polsce 25% populacji, ale tylko 4% tej populacji ma poczucie bycia zdradzanym. Najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby te zdrady pozostały do końca tajemnicą. Według psychoterapeutów zajmujących się terapią par wyznanie zdrady przynosi o wiele więcej strat niż jej konsekwentne skrywanie. W związku z tym – dla dobra zainteresowanych – nawołują do stosowania konsekwentnie „wszelkich możliwych metod”, aby zdradę zatuszować. Powołują się przy tym na dane ze swoich gabinetów: przeciętny związek przetrwa we „trójkę z zatajeniem” o wiele dłużej niż we „trójkę odtajnioną”. Autor wymienionej wyżej „Skrywanej miłości”, psychoanalityk i psychoterapeuta z Monachium, Wofgang Schmidbauer, zachęca wręcz do okresowego stosowania – w przypadku wątpliwości i ewentualnych podejrzeń partnera – kłamstw i oszustw, tak „jak stosuje się penicylinę przy zapaleniu płuc”. Moim zdaniem jest to dziwna recepta jeszcze bardziej dziwnego lekarza. Ale ostatnio w domach z betonu jest dużo dziwnej miłości. Nie sądzi Pani?

Serdecznie i z zadumą,

JLW

Warszawa, piętek

Panie Januszu,

po raz kolejny wracamy do zdrady. Chyba nie jestem wdzięcznym partnerem w tym temacie? Niewierność daje to, czego nie daje wierność – twierdzą zwolennicy skoku w bok. Miłosną adrenalinę. 50 lat temu Alfred Charles Kinsey ujawnił w swoich badaniach, że 26% Amerykanek znajduje sobie kochanka przed upływem piątego roku małżeństwa. Dziś ich liczba wzrosła trzykrotnie. W zdradę wkracza więc równouprawnienie. Cieszyć się, czy smucić? Z kolei para amerykańskich badaczy płci George Nassa i Roland Libey wskazuje na zacieranie się różnic, które oddzielają naturę zdrady męskiej od kobiecej. Z opublikowanych przez nich danych wynika, że prawie 60% mężczyzn i 55% kobiet zdradza jeszcze przed czterdziestkę. Przy czym obalono mit, że kobiety najczęściej zdradzają wtedy, gdy są nieszczęśliwe w związku.

Tak jak potrafię zrozumieć wszystkie powody, dla których ludzie są sobie niewierni, tak nie chciałabym być z kimś, kto mnie zdradził albo z kimś, kogo ja zdradziłam. Wiem, są jeszcze jakieś układy rodzinno – finasowe, no i oczywiście najważniejsze są dzieci. Ja ich nie mam i może dlatego w sprawie zdrady jestem tak ortodoksyjna. Być może dlatego też nie wywołują we mnie popłochu atrakcyjne kobiety pojawiające się pobliżu mojego mężczyzny – sprawę zawsze stawiałam jasno: zrozumiem, ale nie przebaczę. Dewiza ta zresztą obowiązuje w obie strony. Wiem także, że dla mnie ewentualna zdrada oznaczałaby to, że zakochałam się w kimś innym.

Nudne, staroświeckie i nienowoczesne. Trudno. Szczerze mówiąc, nie chce mi się na ten temat pisać, bo przez ostatnie ćwierć wieku nie zmieniłam w tym względzie zdania. Jezu!

Pozdrawiam,

MD

Frankfurt nad Menem, sobota wieczorem

Czy Pani też czuje się w listopadzie „wypalona”? Listopad jest dla mnie ponury i deprymujący. Gdybym mógł zmienić kalendarz, wykreśliłbym z niego listopad. Każdego roku obiecuję sobie, że zrezygnuję z urlopu latem i wyjadę w listopadzie tam, gdzie akurat kończy się wiosna, przechodząc powoli w lato. Ucieczka z melancholii północy w acedię południa. Niby to samo (tak uważają permanetnie depresyjni Finowie), ale jest to „smutek w słońcu”. Niestety, dotychczas nie dotrzymałem słowa. Jedyną zaletą listopada są coraz dłuższe wieczory. W takie wieczory (około 19.00) uciekam od komputera, chemii i programów i czytam. Odwracam telewizor ekranem do ściany i wyciągam książki ze sterty odłożonych „koniecznie do przeczytania”. Niektóre są ze stycznia mijającego roku.