Takich przypadków celowych lub pomyłkowych pominięć jest kilka w długiej historii Nagród Nobla. Dwa z nich, na szczęście nieskuteczne, dotyczą polskiej (podwójnej) dumy narodowej i oba to woda na młyn każdej feministki. Niewiele brakowało, a nasza Maria Skłodowska-Curie nie dostałaby żadnej Nagrody Nobla.
Kiedy w 1903 r. rozważano nagrodę w dziedzinie fizyki za odkrycie radu, sztokholmski komitet zamierzał przyznać to wyróżnienie mężowi Skłodowskiej, Piotrowi i Henriemu Becquerel. Zapewne z racji swej płci, zdaniem czcigodnego komitetu, Maria mogła co najwyżej być uznana za laborantkę pomagającą swemu mężowi. Została w końcu jednak dołączona do grona laureatów wskutek ultimatum postawionego przez Piotra Curie.
Osiem lat później kandydatura Skłodowskiej pojawiła się powtórnie, tym razem w dziedzinie chemii, za pomiar ciężaru atomowego radu i odkrycie polonu. Istotną (!) przeszkodę w przyznaniu nagrody stanowił dla komitetu fakt, że Skłodowska po śmierci męża w 1906 roku związała się rzekomo z żonatym mężczyzną – fizykiem Paulem Langevin. W tym wypadku argumentacja komitetu sięgnęła, jeśli nie bruku, to z pewnością poziomu francuskich brukowców z tamtych czasów (1911 rok), które rozpuszczały plotki o romansie Skłodowskiej, próbując w ten sposób wpłynąć na decyzję komitetu.
Przed nami jeszcze tylko pompatyczna uroczystość wręczenia ozdobnych dyplomów i czeków w Sztokholmie i możemy spokojnie czekać do następnej rewii w przyszłym roku…
Serdecznie,
JLW
Warszawa, poniedziałek
Panie Januszu,
tak się składa, że przed laty zgłębiłam życiorys Skłodowskiej. Kobiety nieśmiałej, upartej i źle ubranej. Miała męża i dwie córki. Zakochana w żonatym mężczyźnie wywołała nieprawdopodobny skandal. Była wówczas wdowę, ale jej ukochany miał żonę i czwórkę dzieci. Nie wystarczyły zasługi w badaniu promieniotwórczości ani odkrycie radu, aby uchronić ją przed wściekłymi atakami moralistów. Cudzołożna cudzoziemka! Chociaż starała się robić dobrą minę do złej gry. jak zauważył Einstein, jej twarz nie potrafiła wyrazić ani bólu, ani radości, to odtąd jej życie nigdy już nie było takie jak dawniej. Miała 43 lata, gdy na jej drodze stanął Langevin. Żonaty z Emmą Jeanne Desfosses, córką rzemieślnika Ładną, ale prostacką kobietą. Małżeństwo okazało się nieporozumieniem. Bliższa znajomość z Langevinem zaczęła się od rozmów na temat jego rodzinnych kłopotów. Smutna wdowa, jak nazywał Marię, pociągała go „jak promyk światła w sanktuarium żałoby, w którym się zamknęła”. W połowie lipca 1910 roku mieli romans. Namiętny i gwałtowny, który niewiele miał jednak wspólnego z dobrą miłością. Zamiast cieszyć, niszczył. W tym samym czasie, jak donosił dziennik „Le Matin”, codziennie w Paryżu odnotowywano 39 przypadków wiarołomstwa. Wypadało mieć metresę, ale nie kochankę, dla której chce się zostawiać żonę i dzieci. Przez pewien czas związek Marii i Langevina owiany był tajemnicę. „Mój dropi Paul, spędziłam wczorajszy wieczór i noc, myśląc o Tobie i o godzinach, które spędziliśmy razem i które są dla mnie tak cudownym wspomnieniem. Nadal widzę Twoje dobre i czułe oczy. Twój uroczy uśmiech i myślę jedynie o chwili, kiedy znowu odnajdę całą słodycz Twojej obecności”. Jeszcze chwila i szanowana wdowa po Piotrze Curie będzie przypominała tropione zwierzę, a pogróżki żony kochanka, że ją zabije, staną się codziennością. Langevin zaczyna się wahać. Nie chce skandalu. Skłodowska niespodziewanie naciska. „Kiedy gnębi cię obawa, że skrzywdzisz czworo swoich dzieci, pomyśl o tym, iż moje dwie małe dziewczynki z dnia na dzień mogą stać się sierotami, jeśli nie znajdziemy jakiegoś trwałego rozwiązania, proszę, nie każ mi czekać zbyt długo na separację od łoża. Mogłabym wówczas spokojniej patrzeć w przyszłość”. Langevin nie potrafi podjąć decyzji. Miota się. „Moje noce są straszne, myślę o tym, że jesteś z nią, nie mogę spać, z wielkim trudem udaje mi się zdrzemnąć na dwie lub trzy godziny, budzę się w gorączce i nie mogę pracować, zrób z tym coś” – błaga go Skłodowska. Langevin wyprowadza się z domu. Minie rok, zanim jego małżeństwo rozpadnie się z katastrofalnymi skutkami dla wszystkich. Maria wszędzie musi odpierać nieprzyjazne spojrzenia. Francuska prasa prawicowa szykuje się do ataku.
Jedna z gazet publikuje miłosne listy wdowy Marii Curie. Czytelnicy nie mogą oderwać się od tej ze szczegółami opisanej historii cudzołóstwa. Największe emocje i wzburzenie wzbudza beznamiętny ton listów. Żadnego afektu. Tłum skanduje pod jej domem: „Precz z cudzoziemką – złodziejką mężów!”. „Pani Curie oszalała z miłości” – donosi prasa. Przy czym jej obce pochodzenie nie było wówczas aż tak trudne do zaakceptowania, jak jej płeć. Nie dość że uczona, nie dość że ma romans, to do tego wszystkiego jest kobietą. Aferze Curie towarzyszyło aż pięć pojedynków! W jednym z nich wziął udział i wyszedł bez szwanku sam Langevin. Ubrany w zapięty pod szyję surdut i bardzo blady wezwał na pojedynek jednego z dziennikarzy. Podobno obydwaj strzelili w powietrze.