Pozwolę sobie w tym momencie jako chemik skomentować fenomen Gainsbourga i Truffauta. Jest bardzo prawdopodobne, że obaj ci panowie oprócz czaru, którym zniewalali kobiety (nie mam argumentów, aby z tym dyskutować), nosili też zapach… piżma. Ostatnio wpadł mi w ręce bardzo interesujący artykuł o feromonach. Wynika z niego jednoznacznie, że mężczyźni, którzy intensywnie wydzielają androstenol, alkohol sterydowy o zapachu piżma, działają afrodyzyjnie na kobiety. Potwierdzają to badania na reprezentatywnych próbach kobiet. Androstenol wydzielany przez mężczyzn znany jest jako feromon knura. Sam knur nie pachnie przy tym androstenolem, ale jego utlenioną pochodną, czyli androstenonem, a ten keton z kolei ma łatwo rozpoznawalną woń rozłożonego moczu. Ciekawe jest, że małe ilości androstenonu dodaje się do perfum. Największe ilości androstenonu wydziela pacha mężczyzny. Najwięcej androstenonu wydzielają (w pocie) ludzie czarni, potem biali, a najmniej Azjaci… I to pacha mężczyzny o czarnym kolorze skóry i najlepiej z… wąsami. U mężczyzn źródłem androstenonu są włosy pod pachami. Istnieje przypuszczenie, że to nie przypadek, bowiem pacha mężczyzny znajduje się przeciętnie na wysokości nosa kobiety W przypadku Serge'a Gainsbourga to może się nawet zgadzać, ponieważ to wysoki mężczyzna. W przypadku raczej niewysokiego Truffauta już mniej. Może obydwaj wydzielali androstenon w inny sposób…
Ale pozostawmy spekulacje na temat chemii feromonów i wróćmy do Francuzów oraz ich flirtu. Moralność? W tym kontekście (flirtu) nie interesuje ona zbytnio Francuzów. „Żyć moralnie to tak, jakby żyć życiem które nie sprawia żadnej radości” – cytował Jean-Pierre w odpowiedzi na moje pytanie o moralność. Cytował kobietę. Francuzkę. I to wyjątkową. Cytował Edith Piaf. Sama wielokrotnie publicznie przyznawała, że nigdy nie rezygnowała z żadnej radości życia, a żegnając się z nim, zaśpiewała o tym w niezapomnianym songu „Non. je ne regrette rien” (Niczego nie żałuję). Jean-Pierre uważa, że Piaf powiedziała tylko to, o czym zawsze myśli przeciętna francuska kobieta. Flirt jest według niego dla francuskich zarówno mężatek, jak i panien „przyprawą życia”, którą chętnie dodają do często mdłej zupy swojej codzienności.
Tym tłumaczył także wyjątkową – muszę tutaj koniecznie zaznaczyć, że Jean-Pierre nigdy jeszcze nie odwiedził Polski – atrakcyjność swoich rodaczek. Francuska kobieta jest piękna, atrakcyjna i zadbana, ponieważ chce być nieustannie uwodzona. Powoływał się przy tym na statystyki dowodzące, że ze wszystkich kobiet w świecie, nie tylko w Europie, Francuzki są najzgrabniejsze. W Paryżu na przykład jest o 20% więcej sklepów z bielizną niż piekarni. Według Jean-Pierre'a świadczy to o tym, że Francuzki częściej myślą o stanikach i majtkach na zgrabnym ciele niż o jedzeniu, które to ciało mogłoby zdeformować Dość pokrętne jest to naciąganie statystyki, ale coś w tym musi być, bowiem według ostatnio opublikowanych przez nobliwy magazyn mody „Voque” wyników ankiety przeprowadzonej na ponad tysiącu mężczyzn z całego świata, Francuzki zostały jednoznacznie uznane za najzgrabniejsze i najszczuplejsze pośród kobiet świata.
Zdobycie kobiety jest dla francuskich mężczyzn wyzwaniem, które chętnie podejmują. Francuzi nie znoszą łatwych zwycięstw. Kobieta, która zbyt wcześnie mówi „oui”, psuje cały ich misternie przygotowany plan, jest zbyt łatwą zdobyczą. A jeśli do końca nie mówi „oui”, to także nic wielkiego się nie stanie. Francuski flirtujący mężczyzna nie jest alpinistą i nie zależy mu tak naprawdę na „szczytowaniu” (nie zapytałem Jean-Pierre'a, czy chodzi mu o orgazm). Dla niego „droga jest celem”.