Film, w którym najważniejszy jest bohater. W przenośni i dosłownie. I to pewnie dlatego z „Aviatora” nie dowiedzieliśmy się niczego o matce Hughesa – zaborczej, patologicznie pochylającej się nad własnym synem. Związanej z nim czymś w rodzaju emocjonalnego kazirodztwa. O jego nieudanych małżeństwach też się nie dowiedzieliśmy. O tym, że już w wieku dziesięciu lat miał na swoim koncie pierwsze wynalazki, że umierał w wieku siedemdziesięciu paru lat w całkowitym odosobnieniu. To takie niehollywoodzkie.
Pozdrawia,
MD
Chicago -Frankfurt, na pokładzie samolotu Lufthansy, niedziela nocą
Małgorzato,
Ray Charles – mówi Pani…
Jestem pewny, że i on bywał, i to nieraz w Blue Chicago. W drodze na lotnisko poprosiłem hinduskiego taksówkarza, żeby zatrzymał się na chwilę przy „sklepie z muzyką „. Kupiłem ostatnią płytę Raya: „Ray Charles: Genius Loves Company”. Jego duety między innymi z Natalie Cole, Norah Jones, Dianą Krall czy Van Morrisonem. Nie mogę się doczekać, aby posłuchać całości przy dobrym winie. Filmu jeszcze niestety nie widziałem. Zbyt rzadko ostatnio wykradam ze swojego harmonogramu czas na kino, Obejrzę natychmiast po wylądowaniu. No, może nie natychmiast, ale w najbliższym czasie. Natychmiast po wylądowaniu muszę pędzić z lotniska do biura.
Mam tyle planów na „po wylądowaniu”. Póki co około godziny temu wsiadłem do samolotu i aby móc posłuchać, i potem zobaczyć Raya, ta podróż musi skończyć się szczęśliwie. Nigdy nie jestem tego pewny…
Siedzę na miejscu 18H w klasie ekonomicznej boeinga Lufthansy. Jesteśmy na tak zwanej wysokości przelotowej. Około dziesięciu kilometrów nad powierzchnią Atlantyku. Na zewnątrz samolotu jest ponoć minus 55 stopni Celsjusza i samolot, w godzinę pokonuje odległość około tysiąca kilometrów. Takie informacje podał właśnie kapitan Schneider. Zawsze przerywam to, co robię akurat, i z uwagą wsłuchuję się w głos kapitana. Obojętnie, jak nazywa się linia lotnicza która wystawiła mój bilet i obojętnie, jakim nazwiskiem przedstawia się kapitan samolotu i tak prawie zawsze mówi to samo. Doskonale wiem, co powie, znam temperaturę na zewnątrz samolotu, wiem, jak szybko lecimy i jak wysoko jesteśmy na tej wysokości przelotowej. Bardziej niż informacje, które przekaże kapitan, interesuje mnie, jakim głosem to powie. Lubię, gdy mówi spokojnym głosem zadowolonego, pewnego siebie człowieka, który zdaje się mieć wszystko pod idealna kontrolą, przekonującym tonem doświadczonego psychoterapeuty. Niepokoję się bardzo, gdy mówi smutnym lub zmęczonym głosem pacjenta tegoż psychoterapeuty. Pojawia się wtedy w mojej głowie zatrważająca myśl, że być może kapitan przechodzi akurat swój najgorszy epizod depresji i nie bardzo zależy mu na życiu. Nie chciałbym – wiem, to zabrzmi dla Pani absurdalnie i histerycznie -umrzeć z powodu nieswojej depresji…
Boję się latać i z drugiej strony nie potrafię sobie wyobrazić swojego życia bez latania samolotami. Tak naprawdę, aby robić to, co robię, nie wolno mi nie latać. Pracuję z zglobalizowanej firmie, która ma swoją radę nadzorczą w Amsterdamie i dyrekcję w pobliżu San Francisco. Jestem w międzynarodowym zespole realizującym poważny projekt na trzech kontynentach, spędzam urlopy na odległych wyspach i ostatnio, w związku z promocją moich książek, często przemieszczam się z Frankfurtu do Polski. Bez samolotów nie mógłbym być o 17.00 w piątek przy komputerze w swoim biurze we Frankfurcie nad Menem, o 23.00 w hotelu w Warszawie i w poniedziałek rano przed 10.00 ponownie w biurze we Frankfurcie. Latać po prostu muszę. Gdyby nie samoloty, nie udałoby mi się bywać w miejscach, w których być powinienem lub w których chcę być. Latam bardzo często i równie często boję się latać. Za każdym razem, gdy siadam na swoim miejscu w samolocie, zdaję sobie sprawę, że oto znalazłem się w bardzo skomplikowanym urządzeniu, które składa się z ponad miliona różnych części i że te ponad milion części powinno działać i współdziałać ze sobą bez zarzutu. Na dodatek samolot, jako skomplikowane urządzenie, nie może obyć się bez specjalistycznych programów komputerowych, a ja, jako informatyk, doskonale wiem, że każdy program komputerowy może stać się zawodny i że to tylko kwestia czasu. Wystarczy, by pojawiły się warunki brzegowe, których nie przewidział programista. Na dodatek, po ii września, w każdym samolocie -jestem tego pewien – nad rzędami siedzeń unosi się duch jakiegoś terrorysty…