– Co to było, to wszystko, w ogóle? – spytał Rafał surowo.
– Spokój, Karo! – powiedziała Karolina znękanym głosem, ujmując krócej smycz.
– To jest Karolina – dokonał prezentacji Stefek. – Ta, co to wam mówiłem. O co chodzi, miałem przecież pilnować Czesia, nie? Mówiłem, że ta Karo to jest zły pies! Znaczy, zła suka!
Pawełek najpierw obejrzał złą sukę, która, o dziwo, zachowywała całkowity spokój, z zainteresowaniem obwąchując Chabra. Potem popatrzył na jej panią i słowa zamarły mu na ustach. Czarne, lśniące jeszcze resztkami łez oczy Karoliny spojrzały mu prosto w serce. Odchrząknął, poczuł się jakoś dziwnie zakłopotany i zapomniał, co chciał, powiedzieć.
Janeczka oderwała się od sprawdzania, czy psy nie doznały żadnych obrażeń.
– Więc to był zwyczajny ślepy fart – zaopiniowała z westchnieniem ulgi. – Znaleźliście się tutaj jak na zamówienie. Chaber mówił, że jest niebezpiecznie i właśnie próbowałam wejść… Co tam było? – zwróciła się do brata.
Pawełek z pewnym wysiłkiem usunął z gardła dławiącą chrypkę.
– Nic takiego – rzekł niedbale. – Chcieli mnie wykończyć, bo za dużo się dowiedziałem. Czekali tylko na Czesia, leciał z igłami i już się nawet zacząłem obawiać, że nie zdążycie.
Oczy Karoliny pozbyły się łez, a za to lśniły blaskiem podziwu. Pawełek poczuł nagle niejasny żal, że nie stoczył tam żadnej walki i nie przetrwał mężnie wyszukanych tortur. Żeby chociaż leżał na podłodze, a nie na tej całkiem wygodnej kanapie…! No tak, do podłogi go nie mogli przywiązać…
– Hej, chodźmy stąd – powiedział niespokojnie Stefek. – Niech się ten Czesio nie połapie, że ja tu jestem, bo stracę do- skok. Odsuńmy się gdzieś dalej.
– On ma rację – przecknął się nagle Rafał, w niejakim otumanieniu zagapiony w to całe towarzystwo. – Odjeżdżamy, w domu się wszystko obgada. Jazda, wsiadać!
Ulokowanie w małym fiacie pięciu osób i dwóch psów napotkało pewne trudności, które po krótkich wysiłkach dały się przełamać. Karo i Karolina wsiadły z przodu, Karo próbowała pozbyć się kagańca, użytkując w tym celu rączkę biegów. Zanim dojechali pod ich dom, Rafał zdążył dziesięć razy oblać się zimnym potem.
– Prawdę mówiąc, żeby nie ona, nie wiem, co bym zrobił – wyznał po drodze Stefek, przyduszony nieco Chabrem, delikatnie odsuwając jego ogon z twarzy. – Sam bym się przecież na tego Czesia nie rzucił i wlazłby do środka jak nic.
– A ja bym stracił życie – mruknął Pawełek. – A co najmniej rozum.
– O rozumie nie mówiłeś? – zainteresowała się podejrzliwie Janeczka.
– Bo to długa sprawa. Wszystko ci opowiem. Co prawda, nogi już miałem…
– Ale ja też chcę posłuchać! – wtrąciła się gwałtownie Karolina. – Chciałam wam pomóc, ale nic z tego nie rozumiem i chcę się dowiedzieć! Niech to się opowiada u mnie w domu!
– Fakt, należy jej się – poparł ją uczciwie Stefek. – Mówię wam, wzięła psa i poszła jak nic, okiem nie mrugnęła. Poszczuła tego Czesia bombowo!
Karolina spęczniała z dumy, nie odzywając się już. Nie zamierzała się przyznawać, że nikogo nie szczuła, że Karo najzwyczajniej w świecie, wyrwała się jej z ręki. Chciała mieć swój udział w wyratowaniu Pawełka, spragniona była podziwu i wdzięczności. Pawełek tak patrzył… No, tak patrzył… że niechby jeszcze z raz tak popatrzył…
Stwierdziwszy z wielką ulgą i jeszcze większym zdziwieniem, że rączka biegów jednak wytrzymała, Rafał również wysiadł przed domem Karoliny. Pomyślał, że pewnie trzeba będzie łagodzić uczucia rodziców i ten obowiązek spadnie na niego. Nie było jej dość długo, mogli się zdenerwować, a on tu jest w końcu najstarszy…
Niczego nie trzeba było łagodzić. Mamusia Karoliny spokojnym głosem zawiadomiła, że właśnie zaczynała się niepokoić, tatuś obejrzał córkę i nie odezwał się ani słowem. Rozkwitła emocjami Karolina robiła honory domu, zaprosiła wszystkich do swego pokoju.
Wyjaśnienia w pierwszej chwili trochę kulały, bo magazyn z zabawkami, przez które przeszło lekkie tornado, odwrócił część uwagi. Rafał oderwał się pierwszy.
– No dobra, mamy wyjaśniać, to wyjaśniajmy. Wlazłeś przez ogrodzenie i co było dalej?
Pawełek odłożył na podłogę model mercedesa.
– Popatrzyłem sobie przez różne okna – rzekł z westchnieniem. – Nic na razie nie słyszałem, ale oni się połapali, że podglądam. Był tam pan Fajksat, Czesio i Okularnik, wszyscy się znają. I wiem, kto to jest Barański. Ropuch.
– Nie…?!- wykrzyknęła Janeczka.
– Kto to jest Barański i kto to jest Ropuch? – spytała Karolina.
– Jedna i ta sama osoba. Właściciel tego domu. Oszust i podlec. Fałszuje pieczęcie ekspertów. Połapali się, mówię, że jestem, Czesio wyszedł i dał mi po łbie. I zawlókł do środka.
– Jak to?! – oburzył się Stefek. – Kiedy?! Przecież przyleciał przy nas!
Pawełek wyjaśnił, że Czesio przyleciał dwa razy. Gromkie atrakcje towarzyszyły drugiemu przyjściu.
– A gdzie był Chaber? – spytała Janeczka.
– Skąd wiesz o pieczęciach ekspertów? – zainteresował się równocześnie Rafał. Pawełek opisał sytuację.
– A co do pieczęci, to widziałem – dodał. – Nie dość, że znaczki leżały, ale pieczątki obok. Nie zorientowałem się w pierwszym momencie, ale teraz w oczach mi stoi. Jeden ekspert ma jedną pieczątkę, a nie dziesięć, a poza tym on wcale nie jest ekspertem i nie ma prawa ich mieć. A potem słyszałem.
– Po jakiego diabła łapali cię i wlekli do środka? – zirytował się Rafał. – Od zewnątrz nic byś nie słyszał! Na głowę upadli, czy co?
– Wiedzieli, co robią – odparł Pawełek z wielką satysfakcją. – Wszystko dlatego, że jestem wnukiem dziadka. Fajksat mnie rozpoznał.
– A jakbyś nie był wnukiem dziadka, to co?
– To nic. Przepłoszyć mnie chcieli, owszem, ale nie wiedzieli, kto tam podgląda. Okazało się, że ja.
– I co?
– I przecież znają dziadka, nie? A dziadek doskonale wie o fałszowaniu, tylko do tej pory nie miał pojęcia, kto to robi. I Barański ma znaczki pana Franciszka, nie wszystkie, ale dużo, chciał wydrzeć je od pani Piekarskiej, skompletować kolekcję i sprzedać jednemu z Francji. Znaczy nie całkiem tak, chciał mu pokazać, ekspertyzy i tak dalej, a potem najmniej z połowę sfałszować. Fałszują tak, że robią kserokopię na specjalnym papierze. I teraz mu się cały interes zawalił. Wystarczy, że powiem dziadkowi, co widziałem i słyszałem.
Rafał omawiane kwestie znał doskonale. Poczuł się wstrząśnięty.
– Rany boskie, skąd to wszystko wiesz…?!
Z rosnącym zadowoleniem Pawełek powtórzył wszystko, co słyszał przez dziurę. Pamiętał doskonale każde słowo, teraz już mógł to spokojnie kojarzyć i wyciągnąć wnioski. Zawleczenie go do środka było oczywistym idiotyzmem, ale i bez tego stał się dla nich niebezpieczeństwem, skoro zobaczył znaczki i pieczątki na stoliku. Jako osoba postronna mógł nie mieć pojęcia, co widzi, ale jako wnuk dziadka…
– No tak – przyznał Rafał – teraz już się mniej dziwię. I co chcieli? Trzasnąć cię i utopić w gliniankach?
– Glinianki im do głowy nie przyszły, nie wiem dlaczego. Chcieli mnie podrzucić na tamtejszych działkach, ale nie jako trupa, tylko jako debila.
– Proszę? – zdziwił się Rafał.
Tu już wyjaśnienia Pawełka były nieco mniej dokładne, nie znał się na medycynie. Szok insulinowy stanowił zjawisko całkowicie mu obce. Wrogowie w każdym razie byli pewni, że co najmniej skretynieje nieodwracalnie i straci pamięć na zawsze, możliwe, że właśnie taki rezultat udałoby się im osiągnąć, gdyby Czesio zdążył. Teraz, kiedy im uciekł, nie wiadomo co zrobią…
– Wiadomo – powiedziała spokojnie Janeczka. – Albo będą mówili, że go chcieli tylko nastraszyć, albo się wyprą całkiem i powiedzą, że go znaleźli na schodkach, sam się przewrócił i rąbnął w głowę, a oni go zabrali do domu, żeby ratować. Czesio poleciał do apteki po lekarstwo. Głowę daję, że tak będzie.
– Niegłupie – pochwalił z namysłem Pawełek. – I coś mi się widzi, że tego…
– No właśnie. Też będziesz mówił, że tak właśnie było.
– Co takiego?! – oburzył się Rafał. – Czy wam coś na umysł padło?! Pozwolić im na takie…?!
– A co, uważasz, że dziadek powinien się dokładnie dowiedzieć, jak wygląda nasza metoda dedukcji? – przerwała zimno Janeczka. – Tobie też nie radzę gadać za dużo. Oni i tak będą się bali, że powiemy prawdę…
Karolina słuchała rozmowy z szalonym zainteresowaniem. Dzięki pierwszej opowieści Stefka rozumiała doskonale prawie wszystko. Przerażająca przygoda, w której wzięła udział bezpośredni, teraz podobała jej się nadzwyczajnie. Co prawda, w trakcie akcji wrażenia trochę przerosły jej siły, ale skończyło się to szczęśliwie i przyjemność brała górę nad okropnościami. W dodatku Pawełek, mówiąc do siostry i Rafała, właściwie zwracał się do niej. Spoglądał na nią niby krótko, ale za to jak…!
– Z tego wynika, że uratowała cię Karania – powiedziała głosem, w którym już zaczynało dźwięczeć rozbawienie.
– Fakt! – przyznał natychmiast Pawełek z gorącym zapałem. – I ty!
– I Stefek – podsunęła sprawiedliwie Janeczka. – To był genialny pomysł. Chaber sam jeden takiego zamieszania by nie narobił.
Stefek siedział w kącie, prawie w milczeniu, pławiąc się w błogości absolutnej. Od czasu do czasu ośmielał się nawet patrzeć wprost na Janeczkę. Dzisiejsze wydarzenia, wystrzałowe i tak imponująco skuteczne, upoważniały go niejako do takiego zuchwalstwa. Ostatecznie to on znalazł Karolinę razem z tym jej straszliwym psem, on wyśledził Czesia, on wpadł na cudowną myśl zabrania ich ze sobą. No owszem, niech będzie, przypadek w tym wszystkim gdzieś tam się plątał, ale nie kto inny, tylko on sam temu przypadkowi dopomógł. A teraz siedzi tu, patrzy na swoje bóstwo, ma prawo do tego, nic już więcej nie musi robić i słyszy słowa uznania.
– Co teraz? – spytał Pawełek, spoglądając na Karolinę. Karolina również chciała to wiedzieć.
– Teraz trzeba zrobić wszystko razem – oznajmiła Janeczka zdecydowanie. – Zawiadomić dziadka o aferze. I załatwić te piwnice i działki, z tym, że, zdaje się, miejsce nam odpadło…