Выбрать главу

Bo to jest Magda. Arleta przyszła, żebym dał jej ognia, mówi, że niby robię cyrk, podobno tak Magda mówi. Proszę bardzo, oto są słonie, co przeze mnie idąc, zniszczyły moje serce, oto są pchły. Oto są psy tresowane, gdyż byłem niczym psy tresowane, co nie dostają nic w zamian, tylko jeszcze liścia na twarz i ani dziękuję, ani spierdalaj. Oto jestem psem tresowanym, żeby prowadził samochód bez dachu. Ognia nie mam. Gdyż jestem wypalony. I chcę teraz umrzeć. W ostatniej chwili, gdy będę umierał, chcę zobaczyć Magdę. Jak pochyla się nade mną i mówi: nie umieraj. Nie umieraj, to wszystko moja wina, będę teraz z tylko tobą, tylko nie umieraj, przecież nie o to tu chodzi, chodzi, żeby się dobrze bawić, a to wszystko były takie żarty, tak naprawdę przed tobą nie byłam Z nikim, z innymi nie byłam albo nawet nie byłam wcale, tak żartowałam, Żeby cię rozzłościć, palancie, teraz wszystko będzie dobrze, będziemy mieć dziecko, Klaudię, Bryczka, Nikolę, wiesz zresztą, zawsze tego chciałeś, będziemy je wozić w wózku, zobaczysz, jak będzie, tylko obiecaj, że nie umrzesz, a teraz ja muszę iść do toalety, ponieważ Arleta bajeruje teraz takiego jednego, on mówi, że jest prezesem i zna wszystkich, podobno dobie zresztą zna nawet, mówi: Silny, znam go, a ja nic, cisza, nie powiedziałam mu, że jesteś moim chłopakiem, bo było inaczej, ale teraz mu powiem, jaka jest prawda, żeby wiedział, jak jest.

Więc to najwyżej zrobię później jako ostateczność, gdyż Arleta mówi, że Magda teraz wyszła gdzieś. Mówi, że nie wie gdzie. Mówi, że nie wie z kim. Mówię jej, czy jest moją koleżanką czy też taką samą szmatą jak Magda. Ona mówi, że koleżanką. Ja mówię, że o co wtedy kurwa chodzi. Ona mówi, że z Irkiem. Że Magda poszła z Irkiem popatrzyć na miasto, pogapić się na samochody, zostać przyjaciółmi, ot po prostu. A więc z Irkiem. A więc dziecko będzie jednak brzydkie. Gorsze bardziej niż z Lewym. Genetycznie nienormalne. Genetycznie zboczone od urodzenia. Genetycznie bez sensu. Genetyczny skurwysyn. Od początku z genetycznie wrodzoną kieszonką w dziąśle na skradzione rzeczy, z wrodzonymi brudnymi paznokciami. Któregoś dnia będę jechał pociągiem i jak jakieś dziecko mnie poprosi o na jedzenie, i kiedy spojrzę w jego twarz, to zobaczę oczy Magdy, jąkanie Irka i swoje uszy lekko odstające w jednej osobie, gdyż coś tam po mnie również musiało w niej zostać, jakieś geny. Bliznę na czole też po mnie, co się wywaliłem kiedyś na szkło, złamany nos po jeszcze kim innym, sama rozpacz, najbrzydsze dziecko świata. Wtedy się spytam go, gdzie jego matka. Jak powie, że nie ma, że umarła, to w porządku, dam mu. A jak powie, że z tatusiem, to koniec z nim, niech mnie lepiej nie spotyka na swej drodze, bo tak będzie lepiej dla niego samego.

Magda wchodzi, ale bez Irka. Wygląda tak, jak gdyby coś się stało, jak gdyby rozsypała się na czynniki pierwsze, włosy gdzie indziej, torebka gdzie indziej, kiecka na lewo, kolczyki na prawo. Rajstopy całe w błocie na lewo. Twarz na prawo, z jej oczu płyną czarne łzy. Jak gdyby walczyła na wojnie polsko-ruskiej, jakby podeptało ją całe wojsko polsko-ruskie, idąc przez park. Odżywają we mnie wszystkie moje uczucia. Cała sytuacja. Społeczna i ekonomiczna w kraju. To cała ona, to wszystko jej. Jest pijana, jest zniszczona. Jest naspidowana, jest upalona. Jest brzydka jak nigdy. Ciekną jej po brodzie czarne łzy, ponieważ jej serce jest czarne równie jak węgiel. Jej łono jest czarne, podarte. Przez całe łono idzie oczko. Z tego łona ona urodzi dziecko murzyńskie, czarne. Andżelę o zgnitej twarzy, z ogonem. Z tym dzieckiem to ona daleko nie zajedzie. Nie wpuszczą jej do taksówki, nie sprzedadzą jej białego mleka. Będzie leżeć na czarnej ziemi na działkach. Będzie mieszkać na szklarniach. Jedzona przez glizdy, jedzona przez robaki. Będzie karmić to dziecko czarnym mlekiem z czarnych piersi. Będzie je karmić ziemią ogrodową. Ale ono i tak umrze prędzej czy później.

Przychodzi Arleta. Mówię, że niech przekaże Magdzie, że życzę jej rychłej śmierci. Arleta puszcza balona z gumy Foczym nawija tę gumę na palec i zjada. Wygląda na to, że w swoim życiu niczym innym się nie zajmuje, tylko robi balony i nawija je na pałce. Że taką ma pracę, za co dostaje całkiem dobrą kasę i kupuje sobie za to wszystkie te szmaty, wszystkie te ruskie fajki. Mogłaby wystąpić z tym całym swoim przenośnym burdelem we „Śmiechu warte”. Arleta mówi, że mam nasrane w głowie, żebym nie mówił to, co mówię, bo to się może sprawdzić. Mówi, że jej się już tak zdarzyło parę razy. Na przykład w szkole kiedyś powiedziała: „zdechnij” do nauczycielki od przedmiotów zawodowych, i potem ona podobno wylądowała na porodówce na podtrzymaniu życia. Podobno powiedziała również kiedyś do koleżanki na zajęciach wuef: „złam sobie nogę”, i ta dziewczyna złamała sobie palca małego u ręki. Mówi też, że nie pali nigdy LM-ów, gdyż są niezdrowe i są to najbardziej rakotwórcze z papierosów. Także podobno los siedzi i czuwa, czy nie mówi się coś złego w czarną godzinę. Jeśli coś powiesz, a akurat jest czarna godzina, nie ma przebacz i to się staje, i nie ma odwołań, nie ma przepraszam. Jest to być może coś związane z religią, z życiem paranormalnym, jest to pewna właściwość życia paramentalnego.

Ale co Arleta ma do powiedzenia na tym tle, to już mnie za przeproszeniem gówno obchodzi. Gdzie była z Irkiem Magda, to się do ciebie pytam, mówię do Arlety. Ty pizdowata matko chrzestna. Razem z sobą we dwie będziecie miały te wszystkie pozamałżeńskie dzieci, nie wpuszczą was do jednej złamanej knajpy. Powiedz, co on jej zrobił, ten złodziej. Ukradł jej czyste serce, całą jej delikatność, wszystkie włosy, zniszczył jej rajstopy, doprowadził ją do płaczu. Zranił ją. I ja go za to zduszę, ale to potem. Teraz chcę wiedzieć, Arleta.

Ale jednak z jej kieszeni w dżinsach rozlega się odpowiedni sygnał i Arleta dostaje tekstową wiadomość. Że jej się fajnie ze mną rozmawiało, gdybym nie był taki cham, mówi do mnie i idzie gdzieś szybko. Wtedy Barman przychodzi i mówi do mnie, że są dymy. Ja mówię, że niby jakie są to dymy. On na to, że Magda zawsze była nieco wpadająca w histerię, za łatwo wpadająca. Ja mówię, że niby że o co chodzi. I już jestem lekko podkurwiony, bo nie lubię jak coś się dzieje nie po myśli.