– A Tyran zaparł się przy nim już chociażby przez ambicję – zwierzał się Henio. – Bogiem a prawdą, Dominik by wystarczył, bo nic nie wie o braku świadka i gorliwie przyznaje się do tej obrony własnej. Ale to ciągle zostawia te cholerne niejasności i wstyd okropny faceta nie znaleźć.
– I tak się dziwię… – zaczął krytycznie Janusz.
– Co się dziwisz? – napadł na niego Henio. – Co mamy? Nie notowany, odciski palców możemy sobie w wychodku na gwoździu zawiesić, tyle wiadomo, że duży i piegowaty, pracuje, fajnie, a w jakim zawodzie? Może kanały czyści, a może oblatuje odrzutowce. Kasia już się postarała jednego słowa o nim z tych usteczek zachwycających nie wypuścić. Owszem, teraz się Tyran połapał, że należało czatować na niego dokładnie pod jej wszystkimi drzwiami, bo jak lał w mordę Dominika na Willowej, człowiek czekał na Granicznej i możliwe, że odwrotnie. Ale już go zgniewało, brak ludzi, nie brak ludzi, nie popuści, szczególnie że jest nadzieja na jedną dobę tylko.
– Rodzice…
– A owszem, zapewne posiada, chociaż też może sierotka, jak Kasia. Nazwiska nie mamy, to jak znaleźć rodziców? Wieku też Kasia przezornie nie podała, na którym roku na uczelniach szukać? A może on starszy od niej o dychę? Żeby nie Jacuś oraz jego maniactwo i, co tu ukrywać, talenty, w ogóle byśmy o nim nie wiedzieli. Ty wiesz, gdzie jego odciski u Kasi znalazł? Ona wszystko czyści i glansuje, nie zgadniesz, pod poręczą fotela, drewnianą taką, wierzch wytarła, spód jej widocznie do głowy nie przyszedł, a on pewno siedział i ręką obejmował. Tyle naszego. Jak Boga kocham, wampira łatwiej znaleźć!
– No dobra, rozumiem. Wypuścił ją. Co dalej było?
– Nic. Poleciała na trzy godziny na Akademię, a potem do tej firmy, dla której aktualnie obrazek reklamowy robi. Potem zaś udała się na Willową i do tej pory chyba tam siedzi. Po drodze kupiła coś do żarcia w spożywczym sklepie. Wobec tego pilnujemy Granicznej i mucha tam nie wleci bez naszego udziału. Na Willowej, rzecz oczywista, też pilnujemy.
– Niejasności…
– Niejasności, a pewnie, że są niejasności. Otwarte drzwi, niech je szlag trafi, zaraz, o otwartych drzwiach to tylko pani zeznaje…?
Popatrzył nagle na mnie tak podejrzliwie, że ten schab powinien był mu ugrzęznąć w gardle. Nie ugrzązł jednak, dziwne. Z chęcią bym się wyparła pierwszych zeznań, ale jak niby tam weszłam, jeśli było zamknięte? Ponuro potwierdziłam, zgadza się, drzwi były uchylone i nie wymyśliłam tego. Mogę przysięgać przed sądem nawet dwadzieścia razy.
– No więc właśnie. Dobra, małe piwo, ale gdzie złoto? Wyniki badań z laboratorium stanowią materiał dowodowy i Tyran ich fałszował nie będzie. Niejasności tłumaczy się na korzyść oskarżonego, może to i teoria, ale cholera wie, co wpadnie do łba sędziemu. W prokuraturze też nie sfałszują, bo na co im to. A może jednak, mimo wszystko, Kasia w truciu udział brała?
– I co? – zirytowałam się. – I jej chłopak to wyjaśni? Za rękę ją trzymał?
– Coś wyjaśni na pewno. Dużo wyjaśni. Z tego wyciągnie się wnioski. Może i sama Kasia jaką farbę puści, bo że nie mówi wszystkiego, ja osobiście głowę daję. Co za febra jakaś dodatkowo się po tym wszystkim kotłuje!
Pożarł ostatni kawałek schabu i zwrócił się nagle do Janusza.
– Ten twój drugi wątek, co? Kurza jego twarz…!
Rozgoryczenie, wyrzut i pretensje, jakie w jego głosie zabrzmiały, miały wręcz obowiązek przytłoczyć Janusza z kretesem. Obowiązku nie spełniły, może dlatego, że jednak, mimo wszystko, nie Janusz skomplikował sytuację. Wyrzut zniósł ulgowo…
– Nie podoba mi się to wszystko razem – powiedziałam do niego ponuro po wyjściu Henia. – Tę Kasię coś gnębi i gryzie, a ja ją polubiłam. Łatwego życia nie miała, wygrzebała się z impasu własnym wysiłkiem i chyba wreszcie, po tej starej megierze, należy jej się odrobina spokoju, a nie taka szarpanina. Wolałabym sama z nią pogadać, niż żeby Tyran jej chłopaka złapał!
Ze zdenerwowania wszystkie naczynia umieściłam w zlewozmywaku nie wiadomo kiedy. Janusz doniósł popielniczki.
– Zostaw, pozmywam…
– Odczep się i nie zawracaj głowy! Wielkie mi co, zmywanie pod gorącą wodą! Obrzydzenie mnie bierze na tych wszystkich, takich podobno strasznie zmaltretowanych i nieszczęśliwych, bo na Zachodzie garnki zmywali, katorga zgoła i galery! Kretyńska propaganda! Możesz potem posprzątać.
Janusz nie zamierzał mnie drażnić. Uporządkował pokój w imponującym tempie i wrócił do kuchni.
– Nie miałbym nic przeciwko temu – rzekł w zadumie. – Więcej Kasia powie tobie niż Tyranowi… Pod warunkiem, że teraz ty nie zaczniesz wszystkiego ukrywać.
– Nie – zapewniłam go od razu. – Ona musi zwalić z siebie te jakieś okropne tajemnice i też je zechce ujawnić. W najgorszym wypadku któreś z nich je odsiedzi i będzie spokój. Mam zamiar namówić ją do zwierzeń, bo może na razie trochę ją zatyka. Zadzwoniłabym do niej, ale nie wiem, jak tam z telefonami. Tyran mnie wyłapie i znów zacznie się polka.
– O ile nie będziesz rozmawiała dłużej niż trzy minuty…
Zainteresowałam się.
– Jesteś pewny?
– Mokotów ma jeszcze starą centralę. Śródmieście też. Na telefonach Kasi podsłuch prawdopodobnie jest założony…
– Prawdopodobnie…? – powiedziałam z kąśliwym oburzeniem.
– No dobrze, z pewnością. Na twoim nie. Podsłuchają, co mówisz, ale może nie zgadną, że to ty.
– Prędzej Kasia nie zgadnie… Oszalałeś, przecież będę musiała się przedstawić i podać adres! I już mnie mają! Zaraz, ale mogę tylko sprawdzić gdzie ona jest i powiedzieć, że zaraz tam przyjadę i jechać do niej…
– I wywiadowca Tyrana złapie cię w progu… Rozzłościły mnie nagle te wszystkie przeszkody razem.
– A, do pioruna, niech się Tyran wypcha! Rób sobie, co chcesz, zaproszę ją tutaj, a ty załatw, żeby ją dopuścili. W interesie Tyrana to leży! Może przyjechać razem z chłopakiem i niech się to wreszcie przewali!
– No dobrze, ale dzwoń od siebie…
Bez słowa porzuciłam resztę zmywania, już niewiele zostało, wytarłam ręce i udałam się do własnego mieszkania.
– O Boże – powiedziała Kasia, obecna na Willowej. – To cud, że pani się odezwała! Dzwonię do pani i dzwonię, a pani nie ma w domu, bałam się nagrać na sekretarkę… Czy ja bym mogła… Chciałam się pani poradzić… Ja już mówiłam, pani się zgodziła, a teraz chyba najwyższy czas…
– Też tak uważam – poparłam jej zdanie. – Tylko może nie przez telefon, o ile chciała pani w cztery oczy.
– Tak, ja wiem…
– Ten pani chłopak co? Skończył robotę?
– Tak – powiedziała Kasia żywo i w głosie jej brzmiała rzetelna ulga. – Dzisiaj. I nawet mu zapłacili. I ma zamiar zgłosić się dobrowolnie, ale nie wiemy jak. Pójść tam? Zadzwonić? I kiedy, jeszcze dziś wieczorem, czy jutro rano?
Zabiła mi ćwieka. Wrodzona niecierpliwość pchała mnie do pośpiechu, ale nie mogłam sama decydować o poczynaniach Tyrana, chociaż byłam pewna, że czeka zachłannie. Poza tym, niech się tylko ten chłopak pokaże, złapią go z miejsca i doprowadzą przemocą, przepadnie mu okoliczność łagodząca, byłoby znacznie lepiej, gdyby przyszedł sam z siebie. Jeśli jej zdradzę obecność wywiadowców, Tyran mnie zabije.