Выбрать главу

Oni wiedzieli, że muszą zarobić na dom, rodzinę i dzieci, także na przypadkowe damy kuszącej urody, także na rozmaite rozrywki własne, no i zarabiali, bo do głowy im nie przyszło, żeby coś tu zmienić. Leniwi zawsze byli, a także konserwatywni, do czego przywykli, to im zostawało. I oto niebo się z nagła przed nimi otwarło, głupie baby bowiem, same z siebie, rzuciły się do zdejmowania z nich ciężarów, pchając pod nie własne barki.

Udało im się, wepchnęły.

Tym sposobem zyskały obowiązek

na równi z mężczyzną i chcąc nie chcąc,

same się zmusiły do:

l. Zdobywania wykształcenia i zawodu.

2. Wstawania o szóstej rano i opuszczania domu w pośpiechu, bez względu na pogodę i samopoczucie.

3. Przestawiania umysłu na sprawy obce własnej duszy i niekiedy nawet obrzydliwe.

4. Kontaktu z osobami, na które nie mogą patrzeć.

5. Trzymania języka za zębami.

6. Kładzenia uszu po sobie.

7. Malwersacji, nadużyć i produkcji manka.

8. Podejmowania błyskawicznych decyzji, co stanowi nieznośną torturę dla każdej istoty płci żeńskiej wyższego rzędu. (Niższe rzędy nie widzą w tym problemu, na przykład atakująca pantera.)

9. Niszczenia z trudem zdobytej, modnej odzieży w komunikacji publicznej.

10. Liczenia.

(Tu należy podkreślić zjawisko zadziwiające i niepojęte. Na sto kobiet liczyć umie przeciętnie jedna, bywa zatem, że w którejś setce dwie, na stu mężczyzn liczyć umie dziewięćdziesięciu ośmiu. Wyjątki potwierdzają regułę. I we wszelkich rachubach, kasach, bankowościach, księgowościach i innych placówkach matematycznych siedzą kobiety.

Harując w pocie czoła, słusznie uważają, że pracują ciężej, niż górnik na przodku i więcej powinny zarabiać.

Zgadza się, górnik robi to co umie i do czego się nadaje, one zaś wręcz przeciwnie.

Gdzie sens, gdzie logika i kto taki idiotyzm wymyślił? Jakiś zakamieniały antyfeminista…?)

11. Krótko mówiąc: zarabiania pieniędzy.

Doszły przy tym do stanu takiego ogłupienia, że jeśli któraś może pracować zawodowo, zarabiając pieniądze, i nie czyni tego, uważana jest za kretynkę.

.Zarabianie pieniędzy, samo w sobie, jest w zasadzie objawem przyjemnym. Zarobione przez siebie, a zatem całkiem własne pieniądze można wydać na co się chce i nawet nagannie roztrwonić, ma ono jednak jeden mankament. Rodzi cechę odrażającą i w najwyższym stopniu uciążliwą, mianowicie poczucie odpowiedzialności.

I tu konflikt straszny w głębi duszy rozkwita, wybucha i szaleje. Kapelusz, czy rachunek za telefon…? Garsonka, czy armatura do zlewozmywaka, bo starą diabli wzięli…? Skromniutka etola z norek, czy remont łazienki…? Rękawiczki, czy mięso na obiad…?

W tym ostatnim wypadku każda kobieta, nawet bardzo obowiązkowa, wybierze rękawiczki, bo od jedzenia się tyje. Uczyni ze wszechmiar słusznie.

Poczucie odpowiedzialności, jako takie, w kobietach istnieje z natury, ale ogranicza się do elementów, biologicznie do niej przynależnych. Do dzieci. Nader rzadko się zdarza, żeby kobieta, ratująca z płonącego domu nawet patelnię teflonową i najnowsze pantofle, zapomniała o dzieciach, błogo śpiących w kolebce. Równie rzadko przytrafia się jej zapomnieć o odebraniu dziecka z przedszkola, o jego wietrznej ospie, posiłku i w ogóle obecności. Dziecko przy boku ma zakodowane, dziecko pozostawione samotnie w domu gryzie ją natrętniej, niż komary w wilgotnej puszczy i potrafi zatruć bal w operze wiedeńskiej. Dziecko, odgrzewające sobie samodzielnie obiad po powrocie ze szkoły, pcha ją do telefonu w trakcie:

– konferencji na najwyższym szczeblu

– operacji woreczka żółciowego i zastawki sercowej

– remanentu w sklepie jubilerskim

– sprzedawania biletów w kasie kolejowej podróżnym, których pociąg odchodzi za czterdzieści sekund

– eliminacji do mistrzostw świata pań na torze w Le Mans

oraz wszelkich innych zajęć.

Oto przykład kliniczny:

Na różnych wyścigach konnych co najmniej ze dwadzieścia razy w sezonie rozlega się z głośnika rozpaczliwy apel do jakiegoś tatusia, na którego mały Mareczek czeka w sekretariacie. Najstarsi ludzie nie pamiętają, żeby taki apel kiedykolwiek dotyczył mamusi, która w szponach hazardu zdołała o Mareczku całkowicie zapomnieć. I wcale nie dlatego, że mamusie bywają tam rzadziej.

Odpowiedzialność za Mareczka tkwi w mamusi biologicznie.

Mówiłam, że ta biologia nie nadąża!

Reszta przeciwnie. Biologicznie tkwi w mamusi. przekonanie, że odpowiedzialność za wszystko inne ponosi mężczyzna. Odpowiedzialność własna wypacza jej charakter.

Walka z biologią jest niewskazana i nie daje dobrych rezultatów. Zdaje się, że jeszcze nigdy nikt jej nie wygrał, a nawet jeśli wygrał, na złe mu wyszło. I dobrze mu tak.

Niewątpliwie szatański pomysł tego zarabiania pieniędzy zalągł się w jakiejś kuchni, wśród prac domowych. Może akurat osobie coś wykipiało.

Osoba wyobraziła sobie czarowny raj. Elegancko przyodziana, uczesana i z wyszukanym makijażem, siedzi wygodnie w jakimś biurze, wokół niej dorośli ludzie, którzy nie rozmazują sobie po twarzy łez brudnymi rękami, rycząc przy tym głośno, niekiedy nawet mężczyźni, którym nie musiała cerować skarpetek i prasować koszul… (I nie będzie musiała! Niechby nawet wszystko mieli, jak psu z gardła wyjęte!), zakres obowiązków ma ograniczony, pisze sobie spokojnie na maszynie, przekłada papierki z jednej strony biurka na drugą, papierki lekkie, nie kipią, nie przypalają się, jeść nie chcą i myć ich nie trzeba, przez osiem godzin sama przyjemność, święty spokój i relaks. I za to jeszcze jej zapłacą! A któż by nie chciał, któż by o takim szczęściu nie marzył…?!

Wyobraźnia popełnia różne wybryki i miewa szeroki zakres. Mogła podsunąć inne obrazy.

Ukochana rodzina siedzi przy stole, dziecko wylało na siebie talerz zupy, mąż wrzeszczy o sól. drugie dziecko odmawia spożycia marchewki, w kuchni przypalają się naleśniki, a dlaczegóż by ona nie miała robić tego wszystkiego za pieniądze? Kelnerka, jakiż to piękny zawód, nie chce ten głupek marchewki, niech nie żre, zupę wylało, można posprzątać z czułym uśmiechem i przecudowną świadomością, że odzież gnojowi zmieniać i prać ją będzie kto inny. A co do przypalania, to dużo ją obchodzi i za taką przyjemność dostanie pieniądze…!

Analizy w laboratorium spokojnie sobie robi; doświadczenia chemiczne, interesujące i miłe, chociaż nieco może przesadnie aromatyczne, tnie szmatę wedle formy, albo coś nowego wydziwia, opiekuje się zrzędzącym i kwękającym bałwanem nie przez całą dobę na okrągło, tylko przez parę godzin i furt jej za to płacą. Ależ to raj! Po diabła ma się męczyć za darmo we własnym domu…?!

I te oto czarowne wizje zadecydowały o dalszym ciągu egzystencji. Wyobraźnia zapomniała bowiem o pewnym drobiazgu.

Otóż raj rajem i przyjemność przyjemnością, ale dom własny, mężczyzna i dzieci pozostały, nie ulegając zmianie. Zawód wyuczony i wykonywany zabiera swoje osiem godzin, pokonanie przestrzeni pomiędzy miejscem zamieszkania a miejscem pracy też wymaga czasu, razem wziąwszy kosztuje to godzin co najmniej dziewięć. W smętnej reszcie, która ocalała z dzionka, wyzwolona kobieta musi zmieścić:

– posprzątanie mieszkania

– przyrządzenie posiłków, co najmniej dwóch, obiadu i kolacji, jeśli ma dość rozumu, żeby zepchnąć z siebie śniadania