Выбрать главу

– Panie Dooner, muszę z panem natychmiast porozmawiać – powiedziała.

Szef nigdy jeszcze nie widział jej tak poważnej i przejętej.

Po wyjściu prezesa atmosfera w sali rozluźniła się, ale rozmówki i śmiechy nie trwały długo. Dooner wrócił po niecałych pięciu minutach. Był blady i szybko wszedł na podium.

– Liczy się każda chwila – oznajmił drżącym głosem, który zaszokował obecnych na sali. – Proszę mnie uważnie wysłuchać. Porwano wynajęty autokar z żonami niektórych z nas. Sprawcy podają się za tych drani, którzy ostatnio obrabowali banki i dokonali morderstw w Marylandzie i Wirginii. Twierdzą, że tamte napady miały być dla nas „lekcjami poglądowymi”. Podkreślają wyraźnie, że nie żartują i mamy spełnić ich żądania w określonym czasie, co do sekundy.

Prezes mówił dalej. Światło lampy na podium nadawało jego twarzy dramatyczny wygląd.

– Ich żądania są proste i jasne. Dokładnie za cztery godziny mamy im dostarczyć trzydzieści milionów dolarów okupu. Inaczej wszyscy zakładnicy zginą. Nie wiadomo, jak porwali autokar. Steve Bolding z naszej ochrony już tu jedzie. Zdecyduje, które siły policyjne zawiadomić. Prawdopodobnie wybierze FBI.

Dooner przerwał, żeby zaczerpnąć powietrza. Jego twarz powoli odzyskiwała normalną barwę.

– Jak wiecie, mamy polisę ubezpieczeniową na wypadek porwania. Pokrywa okup do pięćdziesięciu milionów dolarów. Podejrzewam, że porywacze wiedzą o tym. Wydają się dobrze poinformowani i zorganizowani. Potrafią też trzeźwo myśleć, co daje im przewagę. Muszą wiedzieć, że jesteśmy własnymi ubezpieczycielami i możemy szybko zdobyć pieniądze.

– A teraz, panie i panowie… – zakończył prezes – musimy się zastanowić, jaką mamy alternatywę. Jeśli w ogóle jakaś alternatywa istnieje. Porywacze postawili sprawę jasno: żadnych błędów z naszej strony, bo zginą ludzie.

Rozdział 56

Byłem w biurze terenowym FBI na Czwartej ulicy, kiedy dostaliśmy wezwanie alarmowe.

Porwano autokar firmy turystycznej „Waszyngton na kołach” z osiemnastoma pasażerami i kierowcą. Zdarzyło się to wkrótce po jego odjeździe sprzed hotelu Renaissance Mayflower. Kilka minut później zażądano trzydziestomilionowego okupu od Towarzystwa Ubezpieczeniowego MetroHartford.

Porywacze zabronili zawiadamiania policji, ale nie mogliśmy im ufać i siedzieć z założonymi rękami. Ulokowaliśmy się w Hiltonie Capitol na rogu Szesnastej i K, niedaleko Mayflower. Mieliśmy cztery zespoły dowodzenia, a w Mayflower dwunastu agentów. Było to dość niebezpieczne, ale Betsey twierdziła, że musimy mieć hotel pod obserwacją. Zainstalowaliśmy tam podsłuchy i kilka ukrytych kamer. Całe waszyngtońskie biuro terenowe FBI zostało postawione w stan pogotowia.

Autokaru szukały specjalnie wyposażone helikoptery apache. Miały wykrywacze ciepła na wypadek, gdyby porywacze chcieli ukryć gdzieś pojazd i pasażerów. Oznaczenie alfanumeryczne na dachu autokaru podano miejscowej policji, wojsku, władzom miejskim i stanowym, a nawet samolotom prywatnym. Nikomu nie powiedziano, dlaczego poszukuje się tego pojazdu.

Z Hiltona do Mayflower mogliśmy dotrzeć w razie potrzeby w dziewięćdziesiąt sekund. Mieliśmy nadzieję, że porywacze nie wiedzą o naszej bazie. Do terminu dostarczenia okupu pozostały dokładnie dwie godziny. Plan był niesamowicie napięty. Dla nich i dla nas.

Tymczasem zaczęły się problemy.

W Hiltonie zjawiła się Jill Abramson z wewnętrznego komitetu bezpieczeństwa towarzystwa ubezpieczeniowego i Steve Bolding z firmy ochroniarskiej. Abramson była tęgą kobietą, miała na sobie żółty, prążkowany kostium i wyglądała na jakieś czterdzieści parę lat. Bolding był wysoki, dobrze zbudowany, miał pewnie trochę ponad pięćdziesiątkę. Nosił niebieską kurtkę sportową, białą koszulę i dżinsy. Przyjechali nas pouczyć, jak mamy wykonywać naszą robotę.

Betsey już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Bolding podniósł rękę gestem nakazującym milczenie. Najpierw on miał coś do powiedzenia. Było jasne, że chce dowodzić całą akcją.

– Zrobimy tak. Dopuszczę was do tego, ale w każdej chwili mogę was wykluczyć. Jestem byłym starszym agentem specjalnym Biura i znam wszystkie prawidłowe posunięcia. Nieprawidłowe też. Nie mamy czasu na uprzejmości. Agentko Cavalierre, są jakieś ślady umożliwiające identyfikację przestępców? Jest jedenasta czterdzieści sześć. Nasza godzina zero to trzynasta czterdzieści pięć. Dokładnie.

Betsey wzięła krótki oddech, zanim odpowiedziała. Panowała nad sobą dużo lepiej, niż ja byłbym w stanie, rozmawiając z tym prywatnym ochroniarzem.

– Podejrzanych tak, ale to w żaden sposób nie pomoże zakładnikom. Ktoś widział porwanie autokaru. Było dwóch mężczyzn w maskach przypominających narciarskie. Autokar zauważono na DeSales Street, ale nie wiemy, czy przed porwaniem, czy po. Jest już jedenasta czterdzieści siedem, panie Bolding.

Pani Abramson zaskoczyła nas wszystkich.

– Do Mayflower właśnie jadą pieniądze. Zapłacimy okup.

– Zgodnie z planem – odrzekł Bolding. – Czekamy na dalsze instrukcje porywaczy. Jak dotąd, nie odezwali się po raz drugi. Nasi ludzie dostarczą pieniądze. Zrobimy to sami.

Betsey w końcu nie wytrzymała.

– Ja wysłuchałam pana, a teraz pan wysłucha mnie, kolego. Pan był starszym agentem specjalnym, a ja nim jestem. Gdyby został pan w Biurze, byłabym teraz pańską przełożoną. I jestem nią teraz. To nasi ludzie dostarczą okup i ja tam będę, nie pan. Tak to zrobimy!

Abramson i Bolding zaczęli się z nią kłócić, ale natychmiast im przerwała.

– Mam dosyć waszych bzdur. Doskonale wiemy, że porywacze są niebezpiecznie nieprzewidywalni. Albo przyjmiecie moje warunki, albo wyłączę was z tej sprawy. Mogę cię w tej chwili aresztować, Bolding. Panią też, pani Abramson. Mamy masę roboty i została nam dokładnie godzina i pięćdziesiąt siedem minut.

Rozdział 57

Spacerował po zatłoczonym holu Hiltona i długich korytarzach wiodących donikąd. Nikt nie wiedział, co się dzieje, a to właśnie lubił. Tylko on znał odpowiedzi, znał także wszystkie pytania.

Zauważył przyjazd agentów FBI i detektywa Crossa z policji waszyngtońskiej. Oczywiście nie widzieli go. Ale nawet gdyby widzieli, nie mogliby go zatrzymać i aresztować. To było po prostu niemożliwe.

Absolutnie nierówne szanse – jego umysł i doświadczenie przeciwko ich umysłom i doświadczeniu. Czasami nie traktował tego nawet jako próby sił. Miał tylko jeden problem: jeśli go to znudzi i przestanie być ostrożny, może kiedyś go złapią.

Przez hol przeszła zdenerwowana, przygnębiona grupka. Skierowała się w rejon hotelowych sal konferencyjnych. Tam FBI założyło swój obóz. MetroHartford zlekceważyło jego ostrzeżenie, ale spodziewał się tego. Nieważne. Nie tym razem. Chciał, żeby FBI i Cross włączyli się do sprawy.

W końcu zdecydował się wyjść z Hiltona. Poszedł do Renaissance Mayflower – miejsca przerażającego przestępstwa. Tam rozegra się prawdziwy dramat.

I tam chciał być Supermózg. Być blisko i przyglądać się.

Rozdział 58

Porywacze w końcu odezwali się do dyrektorów MetroHartford. O trzynastej dziesięć. Do godziny zero pozostało już tylko trzydzieści pięć minut.

Wiedzieliśmy, co będzie, jeśli nie dotrzymamy terminu. Albo jeśli nie dotrzymają go porywacze, może nawet celowo.

Popędziliśmy z Betsey do hotelu Mayflower. Odkryliśmy dwie rzeczy. Niby drobne, ale w tej sytuacji wydawały się ważne. Pierwszą były drzwi kuchenne wychodzące na zaułek z zatoką dla zaopatrzenia. W czasie inauguracji Clintona parkowała tam Secret Service. Weszliśmy tamtędy niezauważeni. Drugą były wąskie, metalowe schody za Salą Chińską, w której siedzieli dyrektorzy MetroHartford. Prowadziły na galeryjkę nad rotundą. Wskazali je nam agenci FBI. Były tam małe okienka. Mogliśmy przez nie patrzeć i słuchać, nie będąc widziani.