– Wedle akt, śledztwo było szczegółowe. Zatuszowali sprawę. Nikogo nie postawiono w stan oskarżenia.
– Ale nie zabili już nikogo więcej?
– Skończyło się tak samo nagle, jak się zaczęło. Przynajmniej ich wystraszyli.
KIEDY wrócili do Pecos, całe biurko Alice pokryte było samoprzylepnymi karteczkami z odręcznymi notatkami. Przeczytała wszystkie wiadomości.
– Jadę do aresztu na spotkanie z Carmen – rzekła. – Są już wyniki laboratoryjnych badań odcisków palców oraz testów balistycznych. Hack Walker chce się z tobą widzieć w tej sprawie. Wygląda na to, że ma jakiś problem.
– Jasne, że ma – odparł Reacher.
Ruszyli do drzwi i jak najszybciej pokonali rozżarzony chodnik. Rozdzielili się przed budynkiem sądu: Alice podążyła w stronę aresztu, Reacher zaś wszedł po schodach. Stażysta bez słowa wskazał mu gabinet Hacka Walkera. Reacher zastał prokuratora zagłębionego w raporcie technicznym.
– Zabiła go – rzekł krótko. – Badania balistyczne to potwierdziły Reacher usiadł przed biurkiem.
– Pańskie odciski także były na pistolecie – dodał Walker. – Jest pan zarejestrowany w amerykańskiej bazie odcisków palców. Wiedział pan o tym?
Reacher kiwnął głową.
– Wszyscy wojskowi tam są.
– Więc, może znalazł pan ten pistolet gdzieś porzucony? – zasugerował Walker. – Może podniósł go pan, a potem odłożył w bezpieczne miejsce.
– Może – odparł Reacher.
– Modli się pan czasem?
– Nie.
– Tym razem powinien pan paść na kolana i podziękować.
– Niby komu?
– Powiedzmy stanowym policjantom. Że w czasie zabójstwa był pan w ich radiowozie. Gdyby zostawili pana w baraku, byłby pan podejrzanym numer jeden.
– Dlaczego?
– Pańskie odciski znaleziono na pistolecie – powtórzył Walker. – A także na wszystkich nabojach. Na magazynku oraz pudełku z amunicją. To pan załadował ten pistolet, panie Reacher.
Reacher nie odezwał się.
– Wiedział pan, gdzie się znajduje sypialnia? – spytał Walker. – Rozmawiałem z Bobbym. Powiedział mi, że spędził pan poprzednią noc u niej. Łudził się pan, że jej szwagier będzie siedział w stajni niczym mysz pod miotłą? Pewnie obserwował przez okno, jak wchodzicie do sypialni.
– Nie spałem z nią – zastrzegł Reacher. – Spędziłem noc na sofie.
Walker uśmiechnął się.
– Sądzi pan, że ława przysięgłych tak łatwo w to uwierzy? Albo słowom byłej striptizerki? Mało prawdopodobne. Szczęściarz z pana, panie Reacher.
Nie odpowiedział.
Walker westchnął.
– Coraz mocniejsze argumenty przemawiają za tym, że działała z zimną krwią. Najwyraźniej dużo o tym myślała, zaprzyjaźniła się z byłym wojskowym, żeby nauczył ją posługiwać się bronią. I co ja mam, do diabła, robić?
– To co pan planował. Zaczekajmy na jej kartę choroby.
Walker kiwnął głową.
– Przyślą ją jutro. Wie pan, co zrobiłem? Wynająłem biegłego, który rzuci na nią okiem, chcę, by mnie ktoś przekonał, iż jest choćby cień szansy, że Carmen nie kłamie.
– Niech się pan nie gorączkuje – poradził mu Reacher. – Jutro będzie po wszystkim.
– Mam taką nadzieję.
Biuro Ala Eugene’a ma mi przysłać dokumenty dotyczące finansów Slupa. Jeśli pieniądze nie były motywem, a karta choroby będzie dla nas korzystna, może w końcu przestanę się gorączkować.
– Nie miała pieniędzy – przyznał Reacher. – To była jedna z jej autentycznych bolączek.
– To bardzo dobrze – rzekł Walker. – Jej bolączki rozwiązują moje problemy.
– Powinien pan być bardziej aktywny – zauważył raptem Reacher. – W związku z wyborami. Zrobić coś, co może zyskać poklask.
– Co pan ma na myśli?
– Na przykład odkurzyć sprawę patrolu granicznego. To spodobałoby się ludziom. Właśnie poznałem rodzinę, której syn został przez nich zabity.
Walker potrząsnął głową.
– To stare dzieje.
– Ale nie dla osieroconych rodzin. W ciągu roku zginęło wtedy dwadzieścia kilka osób.
– Przeprowadzono śledztwo w sprawie tego patrolu granicznego – wyjaśnił Walker. – Jeszcze nim ja objąłem urząd, sprawa została zamknięta. Przeglądałem te akta przed laty.
– Ma je pan?
– Jasne. To była grupka zwyrodniałych oficerów, którzy działali na własną rękę, śledztwo miało ich najprawdopodobniej po prostu tylko nastraszyć.
– Rozumiem – zakończył Reacher. – Pańska decyzja.
Wyszedł z biura Walkera i znalazł się na rozgrzanej klatce schodowej, gdzie niemal nie dawało się oddychać. Na chodniku było jeszcze goręcej. Kiedy dotarł do kancelarii, pot zalewał mu oczy. Zastał Alice siedzącą samotnie przy biurku.
– Już wróciłaś? – spytał zdumiony. – Widziałaś się z nią?
Alice skinęła głową.
– Nie chce, żebym ją reprezentowała.
– Niby, czemu?
– Nie wyjaśniła. Zachowywała się spokojnie i racjonalnie.
– Starałaś się ją przekonać?
– No pewnie, ale bez przesady. Wolałam wyjść, nim się rozzłości i zacznie mnie obrzucać wyzwiskami. Gdyby usłyszał to jakiś postronny świadek, straciłabym twarz. Zamierzam znów się z nią spotkać później.
– Czy powiedziałaś jej, że ja cię przysłałem?
– No jasne. Reacher to, Reacher tamto. Ale to nic nie zmieniło.
– Wróć do niej około siódmej. Kiedy biura na górze opustoszeją, będziesz ją mogła trochę przycisnąć. Pozwól jej nawet rzucać mięsem.
– Dobrze – odparła. – Niech będzie siódma. Gdzie mogę cię wtedy znaleźć?
– Mieszkam w ostatnim motelu przed autostradą. Pokój jedenaście, jestem zameldowany jako Miliard Fillmore.
– Lubisz hałas samochodów?
– Lubię taniochę. Lubię przybrane nazwiska. Lubię anonimowość.
Uśmiechnęła się bez słowa. Zostawił ją nad papierami i poszedł do pizzerii. Zamówił pizzę z dużą ilością sardeli. Domyślił się, że jego organizm domaga się soli.
KIEDY jadł, zabójcom właśnie podawano przez telefon opis nowej ofiary. Dzwonił mężczyzna o cichym głosie. Podał szczegółowy opis nowego celu – mężczyzny – począwszy od jego imienia i nazwiska, wieku poprzez wyczerpującą charakterystykę wyglądu, aż po listę miejsc, gdzie prawdopodobnie można go spotkać w ciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin.
Informację przyjęła kobieta. Wymieniła cenę i czekała, co na nią powie jej rozmówca. Była przygotowana na to, że będzie się targował. Pomyliła się. Powiedział tylko, że przyjmuje warunki i rozłączył się.
GDY zjadł pizzę, Reacher zamówił lody i wypił kawę. Zapłacił i wrócił do swojego pokoju w motelu. Długo stał pod prysznicem, przepłukał ubranie w umywalce i powiesił na krześle, żeby wyschło. Następnie ustawił klimatyzację na maksymalne chłodzenie i położył się na łóżku, czekając na Alice. Spojrzał na zegarek. Pomyślał sobie, że jeśli zjawi się po ósmej, będzie to dobry znak, ponieważ gdyby Carmen zmieniła zdanie, musiałyby, co najmniej godzinę poświęcić na rozmowę. Przymknął oczy, bo chciał się przespać.
O siódmej dwadzieścia usłyszał niepewne pukanie do drzwi. Otworzył owinięty w pasie ręcznikiem. W drzwiach stała Alice. Potrząsnęła tylko głową i weszła do środka.
Przebrała się w czarne spodnie i kurtkę. Spodnie miały bardzo wysoki pas, który prawie stykał się z brzegiem sportowego stanika. Prawie. bo obnażony był trzycentymetrowy skrawek opalonego ciała.
– Spytałam ją, czy chodzi o mnie – powiedziała Alice. – Czy wolałaby mężczyznę? A może Latynosa? Powiedziała, że nikogo nie chce.
– Zwariowała.
– Niewątpliwie – odparła Alice. – Wyjaśniłam jej położenie. Tak na wszelki wypadek, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Ale to nic nie dało.
– Daj mi włożyć spodnie – poprosił Reacher.
Zniknął w łazience, naciągnął spodnie i wrócił.
– Próbowałam wszelkich sposobów – opowiadała Alice. – Powiedziałam, że przywiążą ją do łóżka. Opisałam przebieg wstrzyknięcia trucizny. Ale to wszystko jak rzucanie grochem o ścianę.