Выбрать главу

– Co jest grane?

– Już wcześniej powinniśmy się zająć sprawą Eugene’a. Powiedz mi, Alice, jaki jest jedyny pewny fakt, który mamy w swoich rękach?

– No jaki?

– Cannen nie zastrzeliła Slupa, koniec kropka.

Wzruszyła ramionami.

– No dobrze, i co z tego?

– A więc, zastrzelił go ktoś inny. I tu rodzi się pytanie, dlaczego? Wiemy, że Eugene zaginął, Slup zaś został zabity. Byli ze sobą powiązani, adwokat i jego klient. Przyjmijmy, więc teoretycznie, że Eugene też nie żyje. Pracowali wspólnie nad jakąś grubszą sprawą, dzięki której Slup wyrwał się z więzienia. Musiało to dotyczyć jakichś ważnych informacji. Załóżmy, że ktoś załatwił ich obu dla zemsty lub by zapobiec wyciekowi danych.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Zastanów się, Alice. Każdy tak dobry strzelec musi być zawodowcem. Zawodowcy planują z wyprzedzeniem, co najmniej kilkudniowym. Gdyby, więc Carmen wynajęła zawodowca przed kilku dniami, po co miałaby jeździć po Teksasie, żeby podwozić facetów, takich jak ja? Dlaczego miałaby zabijać Slupa we własnej sypialni, gdzie była podejrzaną numer jeden? Strzelałaby z własnego pistoletu?

– Więc, co według ciebie naprawdę się stało?

– Podejrzewam, że jakaś ekipa morderców kropnęła Eugene’a w piątek i tak ukryła ciało, by nie zostało znalezione, póki sprawa nie przyschnie. Załatwili w niedzielę Slupa, ale zrobili to tak, by zrzucić podejrzenie na Carmen.

– Ale ona była razem z nim. Przecież sama mówiła?

– Może była w tamtym momencie z Ellie. A może brała prysznic. Kiedy ją aresztowano, miała mokre włosy.

– Przecież usłyszałaby strzały.

– Nie pod tym prysznicem. Huczy jak Niagara. A dwudziestka dwójka to cicha broń.

– Skąd wiesz, gdzie mają szukać ciała Eugene’a?

– Zastanowiłem się, jak ja bym to zrobił. Na pewno mieli własny samochód, więc może udawali, że im się popsuł. Zatrzymali go, wsadzili siłą do swojego wozu i zabrali. Ale na pewno nie zdecydowaliby się wieźć go zbyt daleko. Za duże ryzyko. Dwie, trzy minuty, nie więcej, jak sądzę, a to stanowi dwa do trzech kilometrów od miejsca porwania.

– Dlaczego na północ i po lewej stronie?

– Najpierw pojechałbym na północ, zawrócił i rozglądał się po lewej stronie. Wybrałbym miejsce i cofnął się kilka kilometrów, obrócił wóz i zastawił na niego zasadzkę.

– To ma ręce i nogi – przyznała Alice. – Ale co ze Slupem? Tu taka zasadzka nie wchodzi w grę. Więc, co? Zakradli się do domu? W Echo, na takim odludziu? Zaczaili się i wdarli do środka, kiedy ona brała prysznic?

– Mnie by się udało – zaręczył. – A podejrzewam, że są równie dobrzy jak ja. Może nawet lepsi.

– To czemu się przyznała?

– Jeszcze do tego dojdziemy Najpierw poczekajmy godzinkę.

ZOSTAWIŁ Alice przy pracy i postanowił w końcu wybrać się do muzeum Dzikiego Zachodu. Kiedy dotarł na miejsce, okazało się, że jest zamknięte, dostrzegł jednak alejkę prowadzącą na placyk za budynkiem. Znalazł tam grób Claya Allisona. Był zadbany, ozdobiony ładnym nagrobkiem: ROBERT CLAY ALLISON, URODZONY w 1840, ZMARŁY W 1887. NIGDY NIE ZABIŁ CZŁOWIEKA, KTÓRY NA TO NIE ZASŁUŻYŁ.

Reacher nie miał drugiego imienia. Nazywał się po prostu Jack Reacher. Urodzony w 1960, jeszcze żyje. Zastanowił się, jak będzie wyglądał jego nagrobek. Pewnie nie będzie żadnego nagrobka. Nie byłoby komu się tym zająć.

Wrócił alejką. Zbliżał się do długiego, betonowego, piętrowego biurowca. W jednym z okien zauważył napis złożony staromodną czcionką: ALBERT EUGENE, ADWOKAT.

Zmierzając do kancelarii Alice, przystanął na skrzyżowaniu. Słońce chyliło się ku zachodowi, na horyzoncie zbierały się chmury przypominające postrzępione łaty na niebie.

Alice nadal siedziała za biurkiem. Miała przed sobą meksykańskie małżeństwo. Wskazała mu odruchowo krzesło, które nadal stało tuż obok niej. Usiadł, podniósł słuchawkę i wykręcił numer do Abilene. Przedstawił się jako Chester Arthur i poprosił do telefonu sierżanta Rodrigueza.

Czekał całą minutę. Kiedy Rodriguez podszedł w końcu do telefonu, Reacher natychmiast się zorientował, że znaleziono ciało Eugene’a. W głosie sierżanta słychać było usilne naleganie.

– Musimy poznać nazwisko pańskiego klienta, panie Arthur.

– Co znaleźli pańscy ludzie? – spytał Reacher.

– Dokładnie to, o czym pan mówił. Dwa i pół kilometra na północ, po lewej stronie, w głębokiej szczelinie wapiennej. Zabity jednym strzałem w oko.

– Mój klient tego nie zrobił – oświadczył Reacher. – Porozmawiam z nim i być może się do was odezwie.

Odłożył szybko słuchawkę, nie dopuszczając już Rodrigueza do głosu. Alice wybałuszyła oczy.

– Więc znaleźli Eugene’a. Co teraz?

– Trzeba ostrzec Hacka Walkera.

– Ostrzec go?

Reacher kiwnął głową.

– Zastanów się. Hack, Al i Slup stanowili paczkę. Carmen mówiła, że wszyscy współpracowali przy ostatniej sprawie. Hack negocjował z władzami federalnymi, więc wiedział to samo, co jego kumple. Może być następny.

Alice zwróciła się do swoich klientów.

– Przepraszam państwa bardzo, ale muszę wyjść – rzuciła.

HACK Walker właśnie zbierał się do domu. Minęła osiemnasta. Kiedy powiedzieli mu o śmierci Eugene’a, zbladł jak ściana. Obszedł biurko, chwytając się blatu i opadł na fotel. Nic nie mówił przez dłuższą chwilę, a potem powoli kiwnął głową.

– Podejrzewałem to od dawna – rzekł. – Ale wciąż żyłem nadzieją.

Alice od razu wyłożyła teorię Reachera: zginęło dwóch z trzech. Układ, niebezpieczne informacje. Walker nie odzywał się, myśląc gorączkowo. Potem potrząsnął głową.

– To ślepy zaułek – powiedział. – Ten układ to nic takiego. Slup się załamał i postanowił spłacić zaległe podatki. Dopiekło mu więzienie. Al skontaktował się z urzędem skarbowym i przedstawił im propozycję. Oskarżyciel federalny musiał wyrazić zgodę, przyznam, że trochę popchnąłem sprawę. Dzięki mnie załatwił to szybciej niż w normalnym trybie. Był to rutynowy układ z urzędem skarbowym.

Znów potrząsnął głową i zastygł nieruchomo.

– Muszę już iść – powiedział.

Alice skinęła głową.

– Bardzo nam przykro, że stracił pan przyjaciela.

Walker wyglądał na stropionego, jakby gryzło go coś innego.

– O co chodzi? – spytał Reacher.

– Uważam, że nie powinniśmy już więcej rozmawiać. Kręcimy się wokół własnego ogona i trafiamy na fałszywe tropy.

– Naprawdę?

– Pomyślcie tylko. Nikt nikogo nie morduje z powodu banalnego układu z urzędem skarbowym. Prawda? Slup i Al chcieli odebrać Carmen pieniądze z rachunków powierniczych i przekazać urzędowi. Teraz Słupa i Ala nie ma już wśród żywych. Jej motyw wygląda coraz bardziej przekonująco. Jeśli przyjmiemy, że to prawda, mamy do czynienia ze spiskiem. Są już dwie śmierci, a nie jedna.

– Nie było żadnego spisku – nie zgodził się Reacher. – Gdyby wynajęła ludzi do mokrej roboty, czemu chciałaby zatrudnić mnie?

Walker wzruszył ramionami.

– Żeby trochę zamącić? Żeby odsunąć od siebie podejrzenia?

– Czy jest aż tak bystra?

– Chyba tak.

– Proszę to udowodnić. Pokazać, że zatrudniła kogoś. Ma pan przecież jej wyciągi bankowe. Proszę pokazać jakąś dużą wypłatę.

Walker skrzywił się i otworzył szufladę w biurku. Wyjął stos dokumentów finansowych: Niezależne Rachunki Powiernicze Greerów od l do 5, i zaczął je przyglądać strona po stronie. Potem przesunął dokumenty na drugą stronę biurka. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.

Alice przejrzała je, przyglądając się kolumnie wypłat. Wielokrotnie pobierano pieniądze, ale sumy były niewielkie i przypadkowe.

– Zsumuj zeszły miesiąc – polecił Reacher. Dodała cyfry.

– Dziewięćset, okrągła suma.

Reacher kiwnął głową.

– Za dziewięćset dolarów nie zatrudni się kogoś, kto działa tak, jak widzieliśmy. Musimy z nią porozmawiać.

– Nie da rady – powiedział Walker. – Jest już w drodze do więzienia.