Выбрать главу

– No i co? – spytała Alice.

– To chyba samochód ze zdjęcia – rzekł z namysłem Reacher. – Tego, które stoi w gabinecie Walkera, gdzie we trójkę ze Slupem i Eugene’em opierają się o zderzak.

– Dla mnie wszystkie pick-upy wyglądają tak samo.

Wsiadła do garbusa, by zgasić światła. Następnie Reacher zaprowadził ją do głównego wejścia. Zapukał. Otworzył zdumiony Bobby Greer, spojrzał na nich groźnie.

Reacher uniósł dłoń, by pokazać mu chromowaną gwiazdę. Machnięcie odznaką. To było przyjemne. Może nie aż tak, jak machnięcie odznaką Wojskowego Wydziału Śledczego USA, ale zrobiło odpowiednie wrażenie na Bobbym. Powstrzymało go przed zatrzaśnięciem drzwi.

– Policja – rzekł uprzejmie Reacher. – Hack Walker właśnie nas mianował. Mamy uprawnienia na terenie całego hrabstwa Echo. Gdzie jest pańska matka?

Bobby chwilę się wahał, nim powiedział:

– W domu.

Reacher wprowadził Alice do salonu. Rusty Greer siedziała przy stole.

– Jesteśmy tu służbowo, pani Greer – oznajmił Reacher. Pokazał jej odznakę. – Musimy pani zadać kilka pytań.

– Nie zrobiłam nic złego – zastrzegła Rusty.

– Szczerze mówiąc, wszystko zrobiła pani źle.

– Niby co?

– Moja babka za nic w świecie nie oddałaby własnych wnucząt. Powiedziałaby, że po jej trupie, broniłaby dzieci jak lwica.

– Ale to dla dobra dziecka – tłumaczyła się Rusty. – Zresztą nie miałam wyjścia. Przedstawili odpowiednie dokumenty.

– Skąd pani wie, że dokumenty były odpowiednie?

Rusty wzruszyła ramionami.

– Wyglądały przekonująco. Mnóstwo w nich było urzędowych sformułowań typu: wyżej wymieniony, od niniejszego miejsca, stan Teksas.

– Były podrobione – skwitował krótko Reacher. – To było porwanie, pani Greer. Zniewolenie. Zabrali pani wnuczkę, żeby szantażować synową.

Starał się dostrzec u niej jakiś przebłysk poczucia winy, wstydu, strachu lub wyrzutów sumienia. Jej twarz coś wyrażała, ale nie miał pewności, co dokładnie.

– Potrzebny nam jest rysopis tych ludzi – powiedział Jack. – Ilu ich było?

– Dwójka. Mężczyzna i kobieta.

– Jak wyglądali?

Rusty wzruszyła ramionami.

– Zwyczajnie.

– Włosy? Oczy? Ubranie?

– Jasne włosy, jak sądzę. Oboje. Tani garnitur i garsonka. Chyba niebieskie oczy. Mężczyzna był wysoki.

– Czym przyjechali?

– Dużym fordem. Szarym, a może niebieskim.

– Mam nadzieję, że mówi pani prawdę.

– Czemu miałabym kłamać?

– Jeśli pani kłamie, nie ujdzie to pani na sucho. Ci sami ludzie zabili Ala Eugene’a.

– Zabili? Al nie żyje?

– Zginął dwie minuty po uprowadzeniu go z samochodu.

Zbladła i zaczęła poruszać wargami.

– A co z… – wymamrotała, nie przeszło jej przez gardło imię Ellie.

– Na razie nic – powiedział cicho Reacher. – Jak sądzę. Mam taką nadzieję. I pani powinna ją mieć, bo jeśli dziecku włos z głowy spadnie, wrócę tu i przetrącę pani kark.

KAZALI jej się wykąpać. Było to bardzo krępujące, bo jeden z mężczyzn stał w drzwiach i obserwował ją. Wytarła się niewielkim białym ręcznikiem. Nie miała ze sobą piżamy. Musiała przecisnąć się obok niego, żeby wyjść z łazienki. Potem pozostała dwójka przyglądała się jej, kiedy szła do łóżka. Ten drugi mężczyzna i kobieta. Wszyscy byli wstrętni. Położyła się do łóżka, naciągnęła kołdrę na głowę i z trudem powstrzymywała łzy.

– Co TERAZ? – spytała Alice.

– Wracamy do Pecos – odparł Reacher. – Muszę pomyśleć.

Minęła bramę i skierowała się w mroku na północ.

– Dlaczego sądzisz, że ci sami ludzie zabili Eugene’a?

– To kwestia strategii – wyjaśnił. – Nie sądzę, by ktoś wynajął dwa zespoły, jeden do morderstwa, a drugi do porwania. Na pewno nie tu na tym pustkowiu. Sądzę, że to zespół od mokrej roboty dodatkowo zaaranżował porwanie.

– Będą wyglądali na przeciętną rodzinę – zauważyła Alice. – Mężczyzna, kobieta i dziewczynka.

– Raczej nie. Sądzę, że będzie ich więcej niż dwoje. W wojsku zwykle działaliśmy trójkami. Musi być przynajmniej kierowca, strzelec i ktoś obserwujący tyły.

– Strzelałeś do ludzi w żandarmerii wojskowej?

Wzruszył ramionami.

– Czasami.

Zamilkła. Obserwował, jak bije się z myślami, czy dopytywać o dalsze szczegóły. W końcu zorientował się, że postanowiła jednak nie drążyć tematu.

– Czemu trzymają Ellie? – spytała.

– To znaczy, czemu ją wciąż trzymają? Przecież już zmusili Carmen do przyznania się. Co jeszcze mogą przez to zyskać?

– Jesteś prawnikiem – odparł. – Sama musisz do tego dojść. Kiedy zeznania stają się nieodwracalne?

– Kiedy oskarżony przyzna wobec wielkiej ławy przysięgłych, że nie ma zastrzeżeń wobec spisanego zeznania, następuje przełom.

– Jak szybko może się to zdarzyć?

– Już jutro. Zajmie to najwyżej dziesięć minut, góra kwadrans. Więc może już jutro wypuszczą Ellie.

– A może nie. Będą się bali, że ich rozpozna. To bystra dziewczynka. Potrafi siedzieć cicho, obserwować i myśleć.

– Więc, co robimy?

– Przede wszystkim musimy ustalić, gdzie teraz przebywa.

– Niby jak? – spytała Alice. – Od czego zaczniemy?

– Zajmowałem się już podobnymi sprawami – rzekł z namysłem Reacher. – Przez całe lata ścigałem dezerterów i żołnierzy bez przepustek. Trzeba myśleć, jak oni, i zwykle odnosi to skutek.

– Ale oni mogą być gdziekolwiek. Takich kryjówek jest mnóstwo. Opuszczone farmy, stare rudery.

– Nie. Sądzę, że raczej korzystają z moteli. Wygląd ma dla nich kluczowe znaczenie. To element ich strategii. Nabrali Ala Eugene’a, wydali się przekonujący Rusty Greer. Muszą korzystać z bieżącej wody i pryszniców.

– W tej okolicy są setki moteli.

Kiwnął głową.

– A oni prawie na pewno będą się przenosić z jednego do drugiego. Codziennie zmiana miejsca. To podstawowa zasada bezpieczeństwa.

– Więc niby jak mamy dziś wieczorem znaleźć ten właściwy?

– Pomyślimy, co byśmy zrobili na ich miejscu, a dowiemy się, co zrobili. Najpierw musimy jednak wrócić do twojego biura.

– Po co?

– Bo nie przepadam za atakami frontalnymi. Zwłaszcza na takich zawodowców, tym bardziej gdy jest z nimi dziecko.

– Więc co robimy?

– Wprowadzamy w czyn zasadę „dziel i rządź”. Musimy zastawić zasadzkę na dwoje z nich i wywabić ich. Ci ludzie zdają sobie sprawę, że o nich wiemy. Sami po nas przyjdą, żeby zminimalizować ryzyko własne.

– Wiedzą, że my wiemy? Jakim cudem?

– Właśnie ktoś im doniósł.

– Kto?

Reacher milczał wpatrzony w ciemność.

ALICE postawiła samochód na parkingu za kancelariami adwokackimi. Miała klucz do drzwi od tyłu. Było tu mnóstwo mrocznych zakątków, więc kiedy szli, Reacher rozglądał się na wszystkie strony. Do stali się do środka bez przeszkód.

– Zadzwoń do Walkera i powiedz mu, na jakim jesteśmy etapie – polecił Reacher. – Powiedz mu, że tu jesteśmy.

Kazał jej usiąść plecami do siebie, żeby miała na oku wejście od tyłu, podczas gdy on będzie obserwował drzwi frontowe. Położył pistolet na kolanach. Następnie z innego telefonu wykręcił numer sierżanta Rodrigueza w Abilene. Rodriguez nadal był na posterunku i zmęczenie wyraźnie dawało mu się we znaki.

– Sprawdziliśmy w związku adwokatów – powiedział. – Chester Arthur nie figuruje w rejestrze adwokackim w Teksasie.

– Bo jestem z Vermont – odparł Reacher. – Pracuję tu charytatywnie dla dobra sprawy.

– Akurat.

– No dobrze, proponuję układ – powiedział Reacher. – Nazwiska za rozmowę. Co pan wie o patrolach granicznych?

– Chyba wystarczająco dużo.

– Czy przypomina pan sobie śledztwo w sprawie patrolu granicznego sprzed dwunastu laty?

– Może.

– Czy chodziło o zatuszowanie sprawy?