Выбрать главу

Zdaniem Lizandra transfer Wybranych na arkadyjską Inną był pomysłem Arymana, który tam miał stworzyć przyczółek Wielkiej Zmiany, dlatego akcję przeprowadził anonimowo, a Ormuzd nie mógł jej do końca kontrolować. Decydujący bój miał się rozpocząć "gdy 666 dwakroć przeminie". Prosty rachunek wskazywał na rok 1332 (arymanistom nie przeszkadzało, że chronologia opierała się na dacie narodzin Chrystusa). W każdym razie w dniu peryhelium, gdy słońce świeci najsłabiej, spadł mrok na wróża. Zaniewidział, jego oczy pokryły się czarnym bielmem, ale otwarły się przed nim wrota prawdziwego – arymanowego – świata wiecznego dobroczynnego ognia. Nie ma dowodów historycznych na to zdarzenie, nie wiadomo nawet, czy Lizander istniał, czy też "6 czarnych ksiąg" jest kompilacją wielu wcześniejszych prac. Kulty satanistyczne istniały znacznie wcześniej, zaś sformalizowane komórki arymanistów pojawiły się dopiero w ćwierć wieku później.

A potem znalazł się Lizander II, lekarz, trochę mag, niektórzy utrzymują, że współpracownik tajnej policji. Nadał on arymanizmowi wymiar społeczny. Panowanie Ormuzda nazywał łańcuchem krzywd, kłamstw i wyzysku. Zwrócenie się do Arymana miało przynieść równość i wyzwolenie człowieka z niewoli ducha oraz pieniądza. Wizja ta pociągnęła intelektualistów i nędzarzy. Doskonale wykorzystywała bowiem ułomność natury ludzkiej, w której zawiść bywa silniejsza od solidarności.

Ekumena nie była krajem demokratycznym, toteż basileusowie będący zwierzchnikami Kościoła nie chcieli konkurenta Szatana. Lizander II po ledwie paru latach działalności został pojmany. Dowodów przestępczej działalności było aż nadto: herezja, opór wobec władzy, składanie ofiar z ludzi…

Egzekucję wyznaczono na 13 śniegula 1421 roku. Ściągnęła ona blisko milion gapiów na Agorę Nikejską. Po nieurodzajnym lecie i przegranych bojach na froncie wandalijskim władca postawił na igrzyska. Zachowało się wiele relacji z przebiegu ówczesnych wypadków.

Tak opisał zdarzenie "Raport Anonima", który po jakimś czasie ujrzał światło dzienne w prasie Archipelagiańskiej:

Usadowiony na szczycie dziewięcioramiennego kandelabra, miałem pod sobą morze głów, żywioł wzburzony, nieobliczalny… Niczym białe bałwany połyskiwały kapelusze kapłanów lub zieleniły się wyspy mnisich zawojów. Agora Nikejska ma kształt nieregularnego rombu. Od południa zamknięta kaskadą Starych Pałaców z czerwonej cegły, z pozostałych stron obramowana jest przez nowsze insule czynszowe. W onym dniu nie brakowało tam nikogo. Siwowłosi starcy mieszali się z dziatwą szkolną, chlamidy arystokratów czerwieniły się jak heliony wśród szarych chitonów demosu.

– Przypuszczałeś kiedykolwiek, że będziesz świadkiem równie barbarzyńskiego widowiska?- zakrzyknął do mnie Vito, reporter popołudniówki florentyńskiej, uczepiony sąsiedniego ramienia ogromnego kandelabra.

– Obawiam się, że nadając rozgłos egzekucji niepotrzebnie stwarzają szatańskiego męczennika.

– Nie znasz Greków? To są duże, trochę zapóźnione dzieci. Kochają takie igrzyska. Podobno już rozeszła się plotka, że Aryman przybędzie osobiście uratować swego emisariusza…

Rozległy się trombule i zaległa cisza – tak głęboka, żem słyszeć mógł bębniące po wyniosłym pomoście kroki skazańca i jego oprawców. Kilka kobiet osunęło się zemdlonych. Lizander II już z samego wyglądu przypominał Księcia Piekieł. Niski, garbaty, z haczykowatym nosem, był jak maszkary ze starej bazyliki w Appolonii… Gdy rozglądał się wokół, ludzie zasłaniali twarze. Jego pałające oczy miały ponoć straszliwą moc. Wierzono, że nawet mleko zsiadało się w piersiach karmiących matek…

Spojrzenia nasze skrzyżowały się. Na moment uczułem dojmujący chłód, docierający lodowatą klingą aż do dwunastnicy. Gdyby nie zapobiegliwość, która kazała przypiąć mi się pasami do kandelabra, mógłbym spaść w tłum. Niebo onego ranka było przeraźliwie niebieskie, bezchmurne. Odległa tarcza słoneczna oświetlała miasto bez żaru.

Patrząc przez okuloscop widziałem, iż skazaniec zachowywał się z godnością. Nie stawiał oporu. Wszedł na szafot krokiem człowieka absolutnie przekonanego o słuszności sprawy. Może spodziewał się łaski. Uniósł pięści wygrażając tłumowi, który zawył, potem rozgiął szponiaste palce i skierował je ku dołowi, jakby chcąc dobyć z głębin swego antyBoga…

Pierwszy wstrząs ledwie odczuliśmy. Nastąpiło krótkie stęknięcie skorupy, tłum zakołysał się, była to jednak pierwsza fala. Za nią szły następne i następne, wyżej, mocniej, gwałtowniej. Nastało pandemonium. Kandelabr giął się jak trzcina miotana cyklonem. Moi sąsiedzi spadali na podobieństwo oliwek strącanych orkanem… A cóż działo się z tłumem? Wszyscy padli twarzami na bruk. Jednak cała powierzchnia nie tylko dygotała, jęły otwierać się w niej rozpadliny, więc gdy jedni chcieli przetrwać przytuleni do Matki Ziemi, drudzy tratowali ich próbując ujść jak najdalej. Z głuchym hukiem pękło wzgórze pałacowe, a powstała przepaść pochłonęła Monastyr Świętej Trójcy. Czekając śmierci widziałem stuletnie insule rozsypujące się w pył jak zamki z piasku i rozpadającą się niczym makówkę kopułę świątyni pod wezwaniem Przezorności Pana. A potem wyrżnąwszy łbem w jakiś wspornik straciłem przytomność.

Kiedy świadomość wróciła, niebo zasnuwały dymy. Nadal wisiałem w mej uprzęży z pasów. Na opustoszałym placu jak okiem sięgnąć leżały zwłoki potratowanych. Czasem spod stosu ciał dolatywał jęk lub przekleństwo. Wśród ruin krzątali się nieliczni hoplici poszukujący żywych. Z rusztowania zostały resztki. Martwy kat leżał z rękami zaciśniętymi wokół topora i głową roztrzaskaną jakąś belką. Poszukałem ciała Lizandra. Nie znalazłem. Dotarłem do skraju ruin. Ze Starego Pałacu pozostały tylko pylony i brama helleńska. W bocznej uliczce grupka hołoty plądrowała ocalałe mercatoria i składy.

I wydawało mi się, iż słyszę ponad ową agorą śmierci tryumfujący chichot Szatana…

Trzęsienia ziemi nie należały w nomie nikejskim do rzadkości. Polis leżała w pobliżu wielkiego tektonicznego uskoku, okolica obfitowała w wulkany, a w późniejszych czasach sejsmolodzy na podstawie tablic tektonicznych dowiedli, że prawdopodobieństwo wstrząsu tamtej zimy było więcej niż duże. Sam diabeł jednak nie mógł wybrać lepszego momentu. Wstrząs ziemi uruchomił serię wstrząsów społecznych prowadzących do rozkładu dotychczasowych zerodowanych więzi. Głód, wojna i zdemobilizowane żołdactwo dokonały reszty. Wprawdzie Lizander II przepadł, tak jakby go ziemia pochłonęła, ale jego wyznawcy otrzymali niepodważalny dowód, że Aryman jest gotów śpieszyć im z pomocą. Toteż początkowo nieliczna organizacja poczęła się plenić szybciej niż szczurostekowce.

W dekadę po trzęsieniu głodowy bunt zmiótł ostatniego basileusa. Władza po kilku kolejnych przewrotach znalazła się na ulicy. Znaleźli się chętni, którzy zdołali ją podnieść "W imię Prawdziwego Boga – Szatana Dobroczyńcy Ucieleśnionej Sprawiedliwości". Rewolta 1432 roku ogarnęła cały kontynent pogrążając go w chaosie. Próżno doradcy Navigatora Orestiona nalegali na interwencję. Próżno emigranci wenedyjscy, którzy znali naturę Ekumeny, przestrzegali przed imperium Zła. Przywódca Archipelagu wierzył, że sam lud Ekumeny zdecyduje o sobie i wnet nastanie tam era powszechnej szczęśliwości.

Jakże się mylił. Niczym robactwo po łagodnej zimie wszędzie wyłoniły się ekspozytury tajnej organizacji. Głosiły one syrenie obietnice równości, braterstwa, dobrobytu. Chodziło o jedno – o władzę. Satanissmus Nurites, a potem Periander odkryli dużo wcześniej, że zorganizowana bezwzględna mniejszość poradzi sobie łacno ze zdezorientowaną większością. Grożąc zmową Wandalii i Federacji uwiodła lud Ekumeny. Niektórzy mówią -nieszczęsny. Leontias uważał jednak, że nikt nie może zdjąć z ludu odpowiedzialności za szaleństwa jego tyranów. A Ekumeńczycy od zawsze przywykli do bicza spadającego na ich tyłki. Tym razem komfort polegał na tym, iż wmówiono im, że biczują się sami.