Chłopak udał, że tego nie widzi. Odporność na żeńskie wdzięki nie była jego mocnym punktem. Wprawdzie Gurus skończył już szesnaście lat i uchodził za najinteligentniejszego z całej paczki, ale, o hańbo, był męską dziewicą. Całe jego doświadczenie ograniczało się do podejrzenia paru schadzek w orelskich zagajnikach i namiętnej lektury "Porno – rulonów", co w jego wieku zdarza się wszystkim kandydatom na wybitnych intelektualistów. Wprawdzie wyobraźnię chłopaka pulchną jak jego policzki zaprzątała Dia, nie znaczy to, że wypełniała ją bez reszty. Wśród tej reszty kryło się mnóstwo gołych Equatorianek i bezpruderyjnych gwiazdek z "rulonów dla dorosłych". W swoich snach z ich udziałem Gurus bywał zazwyczaj pogromcą dinozaurów, dwumetrowym blondynem o bezczelnym spojrzeniu i gigantycznych genitaliach. Poranki, które witał wtulony w poduszkę, niosły z sobą coś upokarzającego. Szedł do lavatorni, spoglądał w lustro, porównywał marzenia z rzeczywistością i wzdychał.
Orelskie księżniczki w typie Claudii znajdowały w snach miejsce poczesne i wilgotne. Czarnobrewa nie do końca wydawała się postacią realną. Być może sprawiało to jej wyzywające spojrzenie, bezczelność karminowych ust albo drażniąca obecność myszki na policzku?
– Podobam ci się, strażniku? – zapytała naraz. Poczerwieniał, ale milczał. – Rozumiem, służba nie drużba? Szanuję to i podziwiam. A właściwie ile masz lat? Jeśli nie chcesz mówić, możesz pokazać. Na palcach.
– Siedemnaście – mruknął, postarzając się o rok.
– Myślałam, że co najmniej osiemnaście, wyglądasz tak męsko!
Dla kogoś, kogo od paru lat przezywano "bułą" lub "stekowcem", komu wiecznie pociły się ręce i spadały okulary, komplement, nawet jeśli był trochę na wyrost, zabrzmiał jak muzyka sfer anielskich.
Tymczasem przez następną horę Claudia nie powiedziała słowa. Nawet na niego nie patrzyła licząc sęki na deskach stropowych. Było to poniekąd wkurzające. I nudne. Ziewnął. Wtedy przemówiła:
– Właściwie mógłbyś położyć się spać, zamkniesz mnie. W alkowie nie ma okna…
Zdecydowanie pokręcił głową. Myśli, że ma do czynienia z naiwniakiem?
– Jak nie chcesz, będę spać sama. – Przymknęła oczy. Po chwili jej oddech się wyrównał. Udawała? W każdym razie Gurus mógł się jej wreszcie przyjrzeć dokładniej. Dotąd rzucał jej ukradkowe spojrzenia. Teraz mógł ją obserwować niczym żywą rzeźbę, i to z pracowni mistrza. Dojrzała, lecz niestara. Smukła, choć niechuda, miała rasowe nogi (połyskliwe kajdanki tylko podkreślały szczupłość kostek), przechodzące w piękne uda… Skraj sukni swawolnie zawinął się, toteż zwiedzający mógł wędrować wzrokiem wysoko ponad kolano i tylko żałować, że dalej rozpoczyna się strefa gęstego cienia. Gurus dzięki wyobraźni mógł sobie tamten rejon doskonale wyobrazić, dałby jednak wiele mogąc uczestniczyć osobiście w wycieczce w tę cienistość.
Ciekawiło go, jak mocny ma sen. Dia spała zawsze czujnie jak avozaurek budząc się przy najmniejszym szmerze. Ale ta… Podniósł się bezszelestnie. Czarnobrewa spała dalej, oddychając równo, podszedł tak blisko, że poczuł niepokojący zapach jej potu pomieszany z doskonałymi pachnidłami…
Claudia otworzyła oczy. Błyskawicznie opadł na fotel nie wypuszczając króciaka. Zignorowała te manewry.
– Okropnie niewygodnie spać w ubraniu – rzekła. – Możesz mi pomóc się rozebrać? Ze skutymi rękami i nogami niewiele mogę… Proszę…
– Jeśli to podstęp, to uprzedzam, umiem strzelać – powiedział, zbliżając się do brunetki.
– Wierzę ci. Rozepnij mi tylko te dwie fibule i agrafę. O, jeszcze ten zatrzask i ten. Bez albany, jeno z podtrzymującym piersi strofium Claudia wyglądała jeszcze powabniej. Zwłaszcza że sutki jej piersi prowokująco prześwitywały przez jedwab. – Teraz rozluźnij pasek… – poprosiła. – O, jak dobrze. Nakryj mnie pledem.
Ku jego żalowi cała ceremonia ściągania dolnej półtuniki odbyła się już pod pledem. A na co liczył?
– Zapewne miałeś dużo kobiet? – zapytała nagle Claudia.
– Ychy.
– A tak między nami, wolisz brunetki czy blondynki?
Zawahał się. Stwierdzenie, że preferuje brunetki nie przechodziło mu przez usta, z kolei wybór blondynek mógłby być niegrzeczny wobec czarnowłosej.
– A ja ci się podobam?
Przełknął ślinę. Delikatnie podciągnęła koc ku górze. Najpierw wyjrzały paluszki, piątka różowych kucyków z siodłami pokrytymi perłową farbą. Później wyłoniła się cała stopa… Kostki skute bransoletkami. Koc szedł w górę jak kurtyna w Narodowym Orelskim Odeonie. Już ujawnił kształtne łydki, minął kolano. Gurus gotów był się założyć, że zatrzyma się na udach, ale proces odsłaniania trwał nadal. I naraz ukazało się to, czego nigdy nie widział z bliska na swobodzie, w stanie można rzec pierwotnym. (Podglądanie w latrynie starej Sesterii nie liczyło się w tej konkurencji, a gdy koledzy hultaje rozebrali Dię, miał przez cały czas zapotniałe okulary). Oto pojawił się włochaty przystrzyżony gazon w kształcie tępego klina, czarny jak futro ultimijskiej wydry. Ale zaraz się zasłonił.
– Usiądź koło mnie, strażniku. Obiecuję, zostanę twym więźniem, nie będę cię namawiała, żebyś mnie wypuścił. A przeciwnie, gotowa jestem oddać się twym najwymyślniejszym torturom. Boisz się?
– Nie boję – odrzekł cokolwiek chrapliwie – i tak nie mam kluczyka do kajdanek.
– Chcę, żebyś tylko usiadł na łóżku. Broń możesz cały czas trzymać w ręku. Miły chłopiec. Chcesz mnie może dotknąć? Śmiało!
Jej skóra przypominająca najdelikatniejszy jedwab była bardzo ciepła. Zwłaszcza po wewnętrznej stronie ud w porównaniu z zewnętrzną… Poczuł, jak ogarnia go dziwny dygot. Nie mógł nawet opanować szczękania zębami.
– Zimno ci? Może wejdziesz pod koc – proponowała kusicielka.
– Nie jjjest mi zzzimno – wyjąkał. Jej skute ręce dotknęły jego ramion.
– Odpręż się, herosie. Chcę tylko, abyśmy się oboje nie nudzili. Znam mnóstwo doskonałych zabaw. Naraz jej głowa znalazła się w jego kolanach. – Och, twoja męskość, czuję ją… pragnę…
Przymknął oczy, nie chcąc patrzeć, jak manipuluje przy środkowych zapinkach jego kombinezonu. Naraz zatrzymała się.
– Słyszałeś?
– Co?
– Chyba mała chodzi po domu.
Poderwał się i zbliżył do wyjścia z sąsiedniej cubiculi. Trącił klamkę. Zamknięte.
– Zaryglowała się od zewnątrz.
– No to wracaj do mnie, mój strażniku, mój wielki.
Wrócił. Napięcie ustępowało, a gdy poczuł wargi kobiety na swoim brzuchu, ogarnęło go niebywałe znieczulenie, napłynęła omdlewająca rozkosz…
I wtedy gwałtownie poderwała głowę. Trafiła go czaszką prosto w szczękę. Gurus osunął się zamroczony, króciak wypadł z jego ręki. Claudia zsunęła się naga z łoża i podniosła broń z podłogi. Podpełzła ku drzwiom. Zamknięte. Pomyślała o przerażeniu uwięzionej wewnątrz smarkuli. Zachichotała. Zemsta to rozkoszna rzecz. Na początek jednak musiała się uwolnić. Najpierw przestrzeliła łańcuszek łączący kajdanki u nóg. Potem wygimnastykowanymi palcami stóp pociągnęła za spust uwalniając ręce… Dziecinnie proste! Kopniakiem wywaliła drzwi od alkowy. W słabej smudze światła ujrzała wybrzuszenie pod kocem. Strzeliła kilkakrotnie, aż z poduszek posypało się delikatne siano. Dopadła posłania. Wzniesienie okazało się jedynie fałdą pledu. Dii tam nie było. Szarpnięciami otwierała szafy. Siekając garderobę przestrzeliła stojącą w kącie skrzynię… Każdą z kul przeznaczała w myśli dla wielkiego Słowianina.
Dziewczyny jednak nigdzie nie było. Alkowa nie miała okna. Pozostawał piec, wielki kominek. Rzut oka na palenisko ujawnił sporo świeżo spadłej sadzy.
A więc tam wlazła, doskonale, zostawimy twemu panu skwareczkę. Zgarnęła z półek trochę książek, bukiet zeschłych kwiatów, podpaliła – wysoko z przewodu kominowego rozległ się pełen przerażenia krzyk.