Выбрать главу

Wanda: (do Bolesława) Panie… Bolesławie? Kim pan jest? Co pan tu robi?

Boruta: On nas nie widzi ani nie słyszy, jak każdy tutaj. Zanurzony w swoim… potępieniu.

Wanda: Co on robi?

Boruta: Zadaje pani coraz głupsze pytania. Co ma robić, do cholery? Cierpi przez całą wieczność!

Wanda: Ale za co…?

Boruta: Za niewinność!

Wanda: No więc właśnie… Co to w ogóle za idea, żeby króla w kotle smażyć. Czy tam jakoś inaczej męczyć. Polityka, to bym jeszcze zrozumiała.

Boruta: Postawił na złego konia, droga Wandziu. Jak ci to powiedzieć, żebyś znowu mi nie zarzuciła, że cię chcę skołować. Że maturą straszę. Pamiętasz co nieco z podręczników historii? Bo jak myśmy już capnęli borowych, a Perun z ekipą wylądowali tu na kwadracie, okazało się, że nie wszyscy w nowym kraju cieszą się z przemiany. Buntować się zaczęli, mąciwody nudne marudne! Powstania pogańskie wzbudzać! Starych bogów poszukiwać! Piekło szturmować! I nasz Bolo milusiński, Okrutny jak się patrzy, co nie przepuścił żadnemu kapłanowi nowej wiary, stanął na ich czele. Tak się chciał dochrapać, karierowicz, a! To myśmy mu pokazali, co to znaczy Borucie na odcisk nadepnąć… No i potem go kazano z kart historii wymazać, wykreślić. Dość skutecznie, nie powiem, jak sama pani widzi.

Wanda: Może lepiej by mi pan wytłumaczył łaskawie, na czym konkretnie polega to jego cierpienie? Owszem, wygląda na zabiedzonego i jest w kajdanach. Ale wielkie mi halo, połowa menedżmentu średniego szczebla w co większych korporacjach wygląda gorzej od niego. Tyle że ten wali dłutem w granitową skałę. Nic mu się od tego nie stanie, zasapie się najwyżej… Powtarzam, wielkie mi halo.

Boruta: Proszę pani, ja naprawdę jestem łagodny, jak tylko mogę. Nie przypiekam żelazem i nie trzymam w smole. On musi po prostu wykuć w granicie swoje imię. Gdy to zrobi, będzie wolny.

Wanda: Granit twardy. Ale ile on tu siedzi? Dobrze liczę, prawie tysiąc lat? Przez ten czas powinien wykuć te… osiem liter.

Boruta: Heca w tym, pani kochana, że on jest niepiśmienny.

Wanda: (tłumiąc śmiech) No tak, teraz rozumiem.

Boruta: Ten tutaj, choć analfabeta, to nieźle narozrabiał. Myśli pani, że po pokonaniu Czwórcy nastał spokój? Otóż nie. Piast i następni królowie toczyli krwawą wojnę. To były chłopy na schwał. Już Mieszko pozamiatał, Chrobry też był dobry, a ten tutaj to jego wnuk. Sprzymierzył się z borowymi: ze strzygoniami, utopcami, całą tą hałastrą.

Wanda: Przypominam panu, pan mówi o swoich dawnych towarzyszach…

Boruta: A pani zapomina, że wyrzekłem się swoich dla Polski. Dla kraju! Nie ma pani pojęcia, jak straszliwy to ciężar. Bolo Zapomniany wgramolił się na tron i zaraz zaczął dokazywać. Jak płonął kościół, to i z tym kościołem wioska. Zdobywali gród za grodem, miasto za miastem. Myśli pani, że pieścili tylko ojca Mateusza i resztę ekipy wyłapanej na plebanii? Pod nóż buntowników szły wszystkie kmiotki w okolicy, nawet tacy, co to chcieli tylko świętego spokoju, kufelka miodu, kaszy ze skwarkami i strzechy nad głową! A wojny między bogami interesowały ich tylko wtedy, kiedy wędrowni grajkowie śpiewali o nich w knajpie. Miałem na to obojętnie patrzeć? Byłem zajęty budowaniem prowizorycznej piekielnej infrastruktury, ogarniałem z wolna, jak to właściwie jest z tymi karami za grzechy. Co miałem zrobić? Rzuciłem wszystko i poleciałem do Rajchu, do faceta, którego pani zna jako Kazimierza Odnowiciela. Był opatem, czy tam bratem, co stanowiło trudność. Takich jak ja niechętnie przyjmowano w klasztorach.

Wanda: Czemu mnie to nie dziwi?

Boruta: Właśnie! Kazek to ważne imię w pani życiu. Tak się nazywał pani pierwszy mąż…

Wanda: (oschle) O tym rozmawiać nie będziemy.

Boruta: No pewnie. O zmarłych albo dobrze, albo wcale. W każdym razie nasz historyczny Kazio wcale nie palił się do gry o tron. Doskonale go rozumiem. Musiałem użyć całej swej hmm… perswazji?

Wanda: Czym pan go skusił?

Boruta: Ludzie chcą trzech rzeczy. Władzy, pieniędzy i seksu. Ten zgrabny zestaw ma w swojej ofercie każdy porządny diabeł, a ja stałem się bardzo porządnym diabłem, szanowna pani. Istnieje jednak czwarty typ człowieka, i Kazio był jego wybitnym przedstawicielem. Taki gość łaknie wyłącznie świętego spokoju. Więc obiecałem mu, że będzie wielkim królem… bez żadnego wysiłku.

Wanda: Powiedział mu pan, że odbijanie Polski z rąk pogan to weekend w Sopocie?

Boruta: Mniej więcej. Widzi pani, miałem asa w rękawie. Cztery asy. Poker właściwie… Mam na myśli Szczerbiec, a także Róg, Włócznię i Pierścień. Z czym to się pani kojarzy?

Wanda: Z seksem na dziko? BDSM, krępowanie, chłosta, te sprawy…?

Boruta: Noo, Wandziu… Chciałbym powiedzieć, że nie znałem pani od tej strony, ale musiałbym skłamać.

Wanda: Proszę sobie za wiele nie obiecywać.

Boruta: Więc właśnie. Żeby Piast z drużyną skuli bogów, nawet urżniętych w pestkę, trzeba ich było nieco wykrwawić. No, osłabić, i tak moc każdego przeszła w jakiś bajer, padło na to, co akurat było pod ręką. Szczerbiec był przecież zwykłym mieczem. Tego pierścienia nie wzięliby od pani w lombardzie, włócznia to tylko patyk, dopiero potem nasadzono na to ostrze, żeby nie wyglądało tak przaśnie, a róg, znaczy taki ichni kielich, walał się nieopodal, po popijawie. Improwizacja pełna! Ale to w tych przedmiotach zaklęła się część boskiej mocy, ta najważniejsza. To z ich pomocą dało się spuścić łomot potworom Bolesława.

Wanda: Miał pan je wszystkie? Co się z nimi stało? Jeśli to niby takie skuteczne ustrojstwo, wie pan, ile by można w ten sposób osiągnąć…? Twardowski na ten przykład…

Boruta: (ucina) Nie miałem ich wszystkich, a i ich obecna sytuacja niewiele panią obchodzi. Zresztą, co pani by z nimi zrobiła? Wystawiła na Allegro?

Wanda: Bardziej interesuje mnie, co zrobił z nimi pan.

Boruta: Z tych czterech gadżetów niewątpliwie najbliższy jest pani róg. Jego akurat dorwał nasz Bolo. W każdym razie Kazek dał się skusić, zebrał drużynę i wrócił do Polski. Borowi bronili się twardo i pewno szarpaliby się za łby aż do dzisiaj, gdyby nie prawdziwy bohater, cichociemny kraju Polan. (milczenie)

Wanda: No, kto to taki? To jakiś kolejny test z historii? Mieliśmy się już w to nie bawić.

Boruta: Jak to kto? No przecież że ja! Ryzykowałem. Za moją głowę była wysoka nagroda. Ale poszedłem, przedarłem się do obozu Bola i…

Wanda: (ironicznie) Wyzwał go pan na pojedynek! Och, chyba nie…

Boruta: Nie jestem barbarzyńcą. Najdroższy Bolo mamrotał do siebie w kącinie, a ja porozmawiałem z jego doradcami. Każdemu powiedziałem to samo: że jest wielki, jest wspaniały i to on powinien być królem. Doradcy, jak to się dzisiaj mówi, dział consultingu, od zawsze odznaczali się przerostem ambicji nad kompetencją. No i Bolo dostał przez łeb, teraz mamy go tutaj, a doradcy pożarli się o władzę jeszcze nad ciepłym trupem. Każdy ciągnął w swoją stronę, obóz borowych poszedł w rozsypkę i Kazio Odnowiciel dostał ich na talerzyku, po prostu — załatwił jednego po drugim. Polska odzyskała swoją potęgę, Kazio przypisał sobie wszystkie zasługi, zgodnie zresztą z umową, a ja zająłem się tym, co zwykle, brudną robotą i drobną psotą. Jakie jest pani zdanie o polityce historycznej?