Выбрать главу

Wanda: (zgryźliwie) W gruncie rzeczy żadne. Maturę zdawałam przecież z wuefu… Co, tego pan nie sprawdził?

Boruta: Wandziu kochana jak klin z rana! Za kogo mnie pani ma, normalnie serce mi krwawi. Mówię tylko o tym, że kto zarządza przeszłością, ten trzyma w garści przyszłość. Przetopiliśmy denary, które bił Bolo, spaliliśmy jego portrety i księgi, które zawierały jego imię. Osobiście szeptałem w ucho Wincentego Kadłubka, gdy ten pisał swą kronikę. To nie moja wina, że biedaczyna był przygłuchy. Z pisarzami nie sposób dojść do ładu. Są dumniejsi niż króle i pieszczą się czule. Ba, powiem więcej! Kiedy przyszło co do czego, zakasałem rękawy i sam spisałem historię Polski! Owszem, nie podałem w niej swojego imienia. Ale robota jest moja, łatwo to pani rozpozna. Nie chwaląc się, Gall Anonim — to ja!

Wanda: (uszczypliwie) Istotnie, jeśli chodzi o przechwałki, to z panem nie pogadasz. Krynica czystej cnoty!

Boruta: (skromnie, nie zauważając przytyku) Ktoś musiał się tego podjąć. Oficjalna historia Polski została spisana, zaś rzeczy, o których pani mówię, okryła tajemnica. Od tego czasu obowiązuje inna, nasza, że tak powiem, wykładnia dziejów. Legendy się jakieś ostały, owszem… Ale kto szuka dziś prawdy w bajkach? Tak musiało się stać, na pewno pani to zrozumie, zwłaszcza pani, czyż nie? Pamięta pani choćby tę straszną zimę w 1980 i to, co się naprawdę stało z…

Wanda: (przestraszona, słaba) Proszę przestać. Mówiłam, że o… o Kaziku nie będę rozmawiać. Dlaczego mi pan to robi? Chodzi o ten artykuł o pana powiązaniach…? Naprawdę tak pana dotknął? To wszystko jeszcze da się odkręcić, tylko niech pan…

Boruta: (przerywając jej) Bo mogę. Cóż mi pani zrobi? Pójdzie pani do swojej gazety albo innej telewizji i powie pani: «Słuchajcie, państwo redachtorzy! Pogańscy bogowie żyli naprawdę. Walczyli z nimi pierwsi Piastowie. A, właśnie, jeszcze jedno. W ten weekend wpadłam sobie do piekła. Jest w dawnym pegeerze i całkiem tam fajowo».

Wanda: (próbuje się otrząsnąć, przekuć wszystko w żart) Teraz widzę, jaki pan jest stary. Nikt już nie mówi «fajowo».

Boruta: Oj tam, oj tam. No, proszę nie zwieszać tego czerwonego nosa na kwintę. Przejdziemy się?

Kroki.

Boruta: Pani pozwoli. Proszę się przyjrzeć temu tu biedaczynie…

Wanda: To człowiek w ogóle? Taki kosmaty? Co on tutaj robi?

Boruta: Przed panią Leszek Czarny, wielki wojownik i książę piastowski. Oraz wielki skurwysyn. Jak się może pani domyśla, jego matka była dziwożoną. Dziwożoną z bimbałami. Dlatego taki urodziwy. A ludzie myśleli, że po prostu jak był mały, zapatrzył się na figlujące borsuki.

Wanda: E, co pan mówi, aż taki brzydki nie jest… Czemu się tak miota?

Boruta: To jego kara. Leszek nigdy nie przegrał żadnej bitwy. Miał łeb jak sklep i charakter jak adapter. A w pysk bił szybciej, niż powiesz «Lelum polelum». Nerwowy trochę, znaczy. Równo tam wszystko w nim grało na wojnę. Poza tym byście go dziś sakramencko polubili.

Wanda: No, wygląda uroczo z tym buzdyganem.

Boruta: Bo to czesio. Z czesiosłowacji. No, gej, co pani taka niekumata? Prawdę mówię, nic nie zmyślam. Ale to już zdążyła pani zauważyć. Pierwszy w waszej, to jest naszej historii taki spartiata. Pokonał Rusinów i Litwinów, utarł nosa biskupowi krakowskiemu, zmuszając go do wyskoczenia z kasy, i jeszcze natłukł Tatarzyna. Teraz wciąż walczy, a jego los, w pewnym sensie, to marzenie prawdziwego wojownika. Mierzy się z największymi. Z Achillesem i Hunem Atyllą, z Williamem Wallace’em i Ragnarem Lothbrokiem…

Wanda: Panie kochany, ten ostatni to postać z serialu.

Boruta: O, naprawdę? Diabeł Boruta pewnie też…?

Wanda: Tak czy inaczej, nie wygląda mi to na karę.

Boruta: Pani miła by się napiła? Poczekajmy chwilę… Och! Ach! Ale wykopyrtnął! Jejku, ale się wścieka! Bo widzi pani, pani sympatyczna, z ochotą na łyczka. Zawsze mu daję jakieś przeszkadzajki na arenę. Zalewam ją kisielem, rozrzucam gwoździe, a teraz nasmarowałem posadzkę mydłem. Lesio-Czesio się wywraca i przez to przegrywa w dwójnasób. Może to trochę czerstwe, ale przyznaję, serdecznie mnie bawi. Proszę pamiętać… prawdziwy wojownik nie boi się klęski, lecz upokorzenia.

Wanda: Jak rozumiem, Leszek Czarny również odegrał jakąś sekretną rolę w tej pana historii…

Boruta: Sekretną jak sekretną. Trupy, które za sobą zostawiał, świadczą o czymś innym. W każdym razie, jeśli nasz Bolo sterował pierwszym rokoszem borowych, to Lesio-Czesio odpowiadał za drugi. My tu jesteśmy skuteczni, ale nie okrutni. Nie wytłukłem przecież wszystkich zwolenników Zapomnianego. I jak mi się odpłacili… (pociąga nosem, jakby chlipał) Siły Czarnego były szczupłe, a nawet wychudzone. Zebrał resztę stworów skrywających się po lasach, plus takich jak on mieszańców, i postawił wszystko na jedną kartę. Ale, przyznaję z niechęcią, długo nikt mu nie podskoczył. Jak tylko próbował, to bęc, w czapę i w obornik, to znaczy do piachu. Miał gościu krzepę, a i łeb do dowodzenia. A i ludzie go lubili, czego już zupełnie nie pojmuję. Poradził z nim sobie dopiero ten niewdzięcznik.

Wanda: Niewdzięcznik?

Boruta: Łokietek.

Wanda: Władysław Łokietek?

Boruta: Kurdupel, no. Karypel. Konus bonus. Sama pani wie. Mały, zawzięty. Taki, kurna, glonojad. Twardzieli to jednak najlepiej szukać między karzełkami. Był młodszym bratem Czarnego, oczywiście z innej matuli, i od początku miał pod górkę. Matka trzymała go pod spódnicą. Nie dostał nawet swojego księstwa. Z miejsca mi się spodobał. Jeden z tych, co chcą przebić mur własną głową…

Wanda: Napuścił pan braci na siebie, mam rację?

Boruta: Nazwijmy to wyrównaniem szans. Lesio-Czesio miał swoją armię, więc wystarałem się Łokietkowi o Szczerbiec. Lesio poszedł w piach, a cwany Władek zabrał się za podnoszenie Polski z rozbicia dzielnicowego.

Wanda: Dlaczego mi się zdaje, że go pan nie lubi? Czemuż to? Przed chwilą sam pan mówił, że pan by wszystko, dla kraju…

Boruta: No cóż. Ujmijmy to tak: koniec końców, odrobinkę mnie rozczarował. Ale to nic, jestem diabłem. Rozczarowanie moją kawą, żal cierpkim winem, gorycz zaś mym…

Wanda: A gdzie on jest?

Boruta: Niby kto?

Wanda: Łokietek! Proszę się przyznać. Pan go tutaj nie ma!

Boruta: Skąd ta pewność? Nie no, w porządku, Łokietek może nie do końca jest w piekle. Ociupinkę mi się wymknął. Przyrodzona dobroć czyni mnie ślepym, za to Łokietek miał dobry wzrok. Na przykład umiał czytać. I dopisał coś tam w cyrografie. Nie miałem czasu, leciałem ogarniać cyrk z Henrykiem Probusem i rycerzami zmienionymi w gołębie, podpisałem bez patrzenia.

Wanda: Co pan dostał zamiast duszy? Kota w worku? Szuflę łajna?