Выбрать главу

– Tak, mój fanklub topnieje.

– No, na to wygląda.

Szesnaście minut później Kristiansson i Kvant zameldowali się w pokoju Gunvalda Larssona. Obaj ze Skånii, niebieskoocy, szerocy w barach, mierzący sto osiemdziesiąt sześć centymetrów. Obaj mieli złe doświadczenia z poprzednich spotkań z olbrzymem siedzącym za biurkiem. Trafieni spojrzeniem Gunvalda Larssona znieruchomieli, rzeczywiście do złudzenia przypominając dwa kamienne posągi policjantów patrolowych w skórzanych kurtkach z błyszczącymi guzikami, poprzecznymi pasami, pistoletami i pałkami. Różnił ich subtelny drobiazg: Kristiansson kurczowo trzymał czapkę pod lewą pachą, Kvant nie zdjął swojej z głowy.

– Do licha, to on – szepnął Kristiansson. – Ten parszywiec…

Kvant milczał. Jego zawzięta mina świadczyła o tym, że nie pozwoli sobą pomiatać.

– No tak – odezwał się Gunvald Larsson. – Jesteście, żałosne cymbały.

– O co właściwie cho… – zaczął Kvant i umilkł, widząc, że Gunvald Larsson wstaje z krzesła.

– Chodzi o pewien techniczny detałik. Siódmego marca dziesięć po jedenastej w nocy zostaliście wezwani na Ringvägen 37 w Sundbybergu, żeby sprawdzić zgłoszony pożar. Pamiętacie?

– Nie – bezczelnie odparował Kvant. – Nie pamiętam.

– Przestań kłamać! – wrzasnął Gunvald Larsson. – Pojechaliście pod ten adres czy nie pojechaliście? Odpowiadać!

– Może i tak – powiedział Kristiansson. – Byliśmy… to znaczy wydaje mi się, że chyba pamiętam. Ale…

– Ale co?

– Ale nic się nie stało – dokończył Kristiansson.

– Nic już więcej nie mów, Kalle, nie pogrążaj się – upomniał kolegę Kvant i oświadczył gromkim głosem: – Ja nie pamiętam.

– Jeśli usłyszę jeszcze jedno łgarstwo – zagrzmiał dziesięć razy głośniej Gunvald Larsson – osobiście dopilnuję, żebyście wylecieli stąd na zbity pysk do magazynu rzeczy znalezionych w Skånör-Falsterbo, czy skąd tam jesteście. Możecie kłamać przed sądem albo gdzie wam się podoba, tylko nie tutaj! I zdejmij czapkę, sukinsynu!

Kvant zdjął czapkę, wcisnął ją pod lewą pachę i zerknął na Kristianssona.

– To twoja wina, Kalle, gdybyś nie był takim cholernym leniem…

– Przecież ty w ogóle nie chciałeś tam jechać – zaoponował Kristiansson. – Powiedziałeś, że niczego nie słyszeliśmy, że wracamy i kończymy zmianę. Powiedziałeś, że radiostacja nawala.

– To całkiem co innego – rzekł Kvant. – Nic się nie poradzi na popsutą radiostację. Taka okoliczność jest poza kontrolą policjanta.

Gunvald Larsson opadł na krzesło.

– No, dalej!

– Ja wtedy prowadziłem – zaczął Kristiansson. – Odebraliśmy wiadomość…

– Bardzo niewyraźnie – wtrącił Kvant.

Gunvald Larsson obrzucił go miażdżącym spojrzeniem.

– Żadnych bajek! Od powtarzania kłamstwo nie będzie prawdziwsze.

– I pojechaliśmy tam – podjął zalękniony Kristiansson. – Pod ten adres w Sundbybergu, na Ringvägen 37. Był tam wóz strażacki, ale nic się nie paliło. Nic się nie stało.

– Oprócz fałszywego alarmu, czego nie zgłosiliście. Z lenistwa i głupoty. Tak było?

– Tak – wymamrotał Kristiansson.

– Byliśmy wyczerpani – dodał Kvant z błyskiem nadziei w głosie.

– Czym?

– Długą i ciężką służbą.

– Pocałuj mnie w dupę. Ile mieliście interwencji?

– Ani jednej – przyznał Kristiansson.

Mało imponujące, ale przynajmniej zgodne z prawdą, pomyślał Gunvald Larsson.

– Była paskudna pogoda – wyjaśnił Kvant. – Zła widoczność.

– Akurat mieliśmy zjeżdżać – dodał Kristiansson. – Zakończyliśmy zmianę.

– Siv była ciężko chora – powiedział Kvant. – Siv to moja żona.

– I nic się nie stało – powtórzył Kristiansson.

– Otóż to – rzekł łagodnie Gunvald Larsson. – Nic się nie stało. Nie licząc kluczowego dowodu w sprawie potrójnego morderstwa. Won! – wrzasnął. – Wynoście się do wszystkich diabłów! Precz mi z oczu!

Kristiansson i Kvant wypadli z pokoju. Niewiele teraz mieli wspólnego z posągami.

– Jezu – jęknął Kristiansson, ocierając pot z czoła.

– Powiem ci to po raz ostatni, Kalle. Nic nie widzimy i nic nie słyszymy, ale jeśli przypadkiem coś zobaczymy albo usłyszymy, musimy, do diabła, o tym zameldować.

– Jezu – powtórzył mało twórczo Kristiansson.

Dwadzieścia cztery godziny później Gunvald Larsson skrupulatnie wszystko przemyślał, po czym sformułował swoje przemyślenia na piśmie w dość przystępnej formie.

O godzinie 23.10 7 marca 1968 dom przy Sköldgatan zajął się ogniem. Oficjalny adres posesji to Ringvägen 37. O godzinie 23.10 tego samego dnia i roku jeszcze niezidentyfikowana osoba powiadomiła telefonicznie jednostkę straży pożarnej Solna-Sundbyberg o pożarze posesji na Ringvägen 37. Ponieważ w Sundbybergu jest ulica o nazwie Ringvägen, wóz strażacki udał się tam. Jednocześnie rutynowo poinformowano o przypuszczalnym pożarze policję i centralę, czyli sztokholmskie centrum powiadamiania ratunkowego, aby uniknąć dublowania się akcji gaśniczych. Około godziny 23.15 policjant B. Zachrisson zadzwonił z budki telefonicznej przy Rosenlundsgatan do centrali i zgłosił pożar posesji na Ringvägen 37, nie podając nazwy gminy. Ponieważ pracownicy centrali już otrzymali wiadomości z jednostki straży pożarnej Solna-Sundbyberg, uznali, że zgłoszenie dotyczy tego samego domu, i poinformowali B. Zachrissona, że wóz strażacki wyjechał i powinien być na miejscu. (Rzeczywiście był, ale na Ringvägen 37 w Sundbybergu). O godzinie 23.21 policjant Zachrisson ponownie zaalarmował centralę, korzystając ze skrzynki alarmowej. Ponieważ tym razem, według jego relacji, powiedział: „Pali się! Pali się na Sköldgatan!” – nie zachodziła możliwość pomyłki. Strażacy wyjechali do posesji na Ringvägen 37 w Sztokholmie, czyli domu przy Sköldgatan.

To nie policjant B. Zachrisson dzwonił do straży Solna-Sundbyberg.

Wnioski: Doszło do podpalenia, które spowodował chemiczny środek łatwopalny z zapalnikiem czasowym. Jeśli dać wiarę świadectwu B. Zachrissona, mógł on zostać podrzucony do mieszkania Malma najpóźniej o godzinie 21.00. Czyli mechanizm zegarowy nastawiono na trzy godziny. W tym czasie sprawca mógł się oddalić w dowolnym kierunku. O tym, że pożar wybuchnie o godzinie 23.10, wiedziała tylko ta osoba, która podłożyła ogień (ewentualnie jeśli zachodzi podpalenie, to podpaliła). Prawdopodobnie to ona (inaczej mówiąc: podpalacz) powiadomiła jednostkę straży pożarnej w Sundbybergu.

Pytanie nr 1: Dlaczego podpalacz zadzwonił do niewłaściwej jednostki straży pożarnej? Hipotetyczna odpowiedź: Dlatego, że znajdował się wówczas na Solnej albo w Sundbybergu, i dlatego, że bardzo słabo znał Sztokholm i okolice.

Pytanie nr 2: Dlaczego podpalacz w ogóle zaalarmował straż pożarną? Hipotetyczna odpowiedź: Dlatego, że chciał zamordować Malma i nie miał powodu, by pozbawiać życia lub ranić dziesięciu innych osób przebywających w domu. W mojej opinii to aspekt istotny, przemawiający za starannym zaplanowaniem zbrodni i jej profesjonalnym charakterem.

Gunvald Larsson przeczytał to, co napisał. Po parominutowym namyśle poprawił „wiadomości” na „wiadomość” i wykreślił „policję i”. Zrobił to tak skutecznie, że pierwotną wersję udałoby się odczytać wyłącznie za pomocą technik kryminalistycznych.

– Gunvald wpadł na trop – powiedział Martin Beck.

– Jak śliwka w kompot – skwitował Kollberg.