Выбрать главу

– Szukamy osoby, która ewentualnie mogłaby nam pomóc w śledztwie. Jak on się nazywał?

– Alfonse Lasalle.

Ponieważ wymówiła „e” na końcu imienia i nazwiska, Skacke wyciągnął wniosek, że nie jest z francuskim za pan brat. Podobnie jak on.

– Jak to się stało, że właśnie jemu wynajęła pani pokój?

– Jak to się stało? Mówiłam już, że wynajmowałam jeden pokój. Dopóki mąż nie zachorował. Musiał być cały czas w domu, nie życzył sobie obcych ludzi, więc poprosiłam biuro wynajmu pokoi o wykreślenie nas z rejestru.

– Czyli korzystała pani z usług biura pośrednictwa. Co to za biuro?

– Svea. Mieści się na Sveavägen. Przysyłali nam lokatorów od sześćdziesiątego drugiego, kiedy się tutaj wprowadziliśmy.

Skacke wyjął notatnik i długopis. Kobieta patrzyła na niego, zaciekawiona.

– Jak wyglądał? – spytał, trzymając długopis w gotowości.

Kobieta przekrzywiła głowę i mrużąc oczy, spojrzała w sufit.

– Jak by to… Wyglądał na południowca. Ciemny, dość niski. Gęste czarne włosy, zachodzące nisko na czoło, długie na skroniach. Ciut wyższy ode mnie; ja mam metr sześćdziesiąt cztery. Duży nos, trochę zakrzywiony, i prościutkie czarne brwi. Brązowe oczy. Tęgawy, ale nie gruby.

– Ile mógł mieć lat?

– Wydaje mi się, że około trzydziestu pięciu, może czterdzieści. Trudno powiedzieć.

– Czy przypomina pani sobie coś jeszcze? Coś szczególnego?

Zastanawiała się przez chwilę i pokręciła głową.

– Nie, chyba nie. Nie mieszkał tu długo. Był uprzejmy, dobrze wychowany. Przystojny, schludny.

– A jak mówił?

– Z akcentem, jak cudzoziemcy. Dosyć zabawnie.

– Mogłaby pani dokładniej to opisać? Może coś utkwiło pani w pamięci?

– Bo ja wiem… Mówił „pyni” zamiast „pani” i „kafa”, kiedy chodziło mu o kawę. Upłynęło za dużo czasu, poza tym nie jestem dobra w naśladowaniu ludzi.

Skacke myślał nad kolejnym pytaniem. Przygryzł długopis i spojrzał na miedzianowłosą kobietę.

– Co on tu robił? Był turystą, pracował? Jak spędzał czas?

– Trudno powiedzieć. Miał mały bagaż, tylko jedną walizkę. Wychodził przed południem i wracał późnym wieczorem. Miał oczywiście swój klucz, więc nie zawsze wiedziałam, o której był z powrotem. Zachowywał się bardzo cicho, dyskretnie.

– Czy pani lokatorzy mogli korzystać z telefonu? Czy on gdzieś dzwonił?

– Raczej nie, to znaczy nie mogli, chyba że ktoś musiał. Ale Lasalle nigdzie nie telefonował.

– A nie mógł dzwonić bez pani wiedzy? Na przykład w nocy.

– W nocy na pewno nie. Mam gniazdko w przedpokoju i w sypialni i wieczorem zawsze przenoszę aparat do sypialni.

– Czy pamięta pani, o której wrócił siódmego marca? Czyli w przeddzień wyjazdu.

Pani Borg zdjęła nietwarzowe okulary, wytarła je o spódnicę i włożyła.

– W ostatni wieczór… Chyba go wtedy nie słyszałam. Zwykle kładę się o wpół do jedenastej… Nie, nie wiem, jak to było tamtej nocy.

– Proszę się zastanowić. Zadzwonię do pani. Może pani sobie coś przypomni.

– Oczywiście. Zastanowię się.

Skacke zapisał numer jej telefonu w czarnym notatniku.

– Pani Borg, wspomniała pani, że Lasalle był ostatnim lokatorem.

– Tak. Kilka dni po jego wyjeździe Josef zachorował. To znaczy mój mąż. Musiałam zrezygnować z wynajęcia pokoju następnemu chętnemu.

– Mógłbym obejrzeć ten pokój?

– Naturalnie.

Drzwi do pokoju znajdowały się w holu, na wprost drzwi wejściowych. W pomieszczeniu o powierzchni mniej więcej trzy metry na pięć było łóżko, szafka nocna, stół, dwa krzesła, fotel, małe biurko i duża staroświecka szafa z owalnymi lustrami.

– Tuż obok jest toaleta – poinformowała pani Borg. – Mąż i ja mamy łazienkę obok sypialni.

Skacke pokiwał głową i się rozejrzał. Bezosobowy pokój, jak w hotelu trzeciej kategorii. Na stole leżał kraciasty lniany obrus, na biurku poplamiona podkładka do pisania. Ściany zdobiły dwa oleodruki i wianuszek nieśmiertelników. Podłogę przykrywał wysłużony dywan. Narzuta i zasłonki wyblakły od częstego prania.

Skacke stanął przy oknie. Wychodziło na ulicę. Widział stąd budkę telefoniczną i kosz, do którego wrzucił butelkę po piwie. Zegar przed sklepem zegarmistrzowskim wskazywał dziesięć po trzeciej. Popatrzył na swój zegarek. Dziesięć po trzeciej.

Błyskawicznie pożegnał się z panią Borg i zbiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie. W bramie coś sobie przypomniał, wsiadł do windy i wjechał na czwarte piętro. Kobieta spojrzała na niego, zdziwiona.

Nie spodziewała się, że tak szybko wróci.

– Czy posprzątała pani po ostatnim lokatorze? – spytał, zdyszany.

Uniosła brwi.

– Czy posprzątałam? Oczywiście, że…

– Odkurzanie, pucowanie mebli i tak dalej.

– Zwykle robię gruntowne porządki tuż przed pojawieniem się następnego lokatora. Wcześniej to nie ma sensu, bo czasami pokój stoi pusty przez kilka dni albo tygodni. Zmieniam pościel, opróżniam popielniczki i wietrzę. Dlaczego pan o to pyta?

– Proszę niczego nie ruszać. Musimy sprawdzić ewentualne ślady, odciski palców itepe.

Obiecała, że nie wejdzie do pokoju. Skacke pożegnał się po raz drugi, zbiegł po schodach i puścił się pędem na spóźnione spotkanie z Monicą, zaprzątnięty jedną myślą: Czyżbym w końcu miał fart?

Kiedy dotarł do restauracji, w której Monica czekała na niego od dwudziestu pięciu minut, przyznał sobie awans i tylko krok dzielił go od nominacji na szefa policji.

Na Kungsholmsgatan Gunvald Larsson zarzucił go pytaniami:

– Jak był ubrany? – A dziesięć sekund później: – Płaszcz, jesionka, palto? Garnitur? Buty? Skarpetki? Koszula? Krawat? Pomada? Zęby? Palił? Jeśli tak, to co i ile? Jak wyglądała pościel, której używał? Spał w piżamie czy w męskiej koszuli nocnej? Czy rano pił kawę? – Pół minuty później: – Dlaczego bździągwa nie zameldowała go zgodnie z procedurą? Czy obejrzała jego paszport? Czy napędziłeś jej strachu?

Skacke obrzucił go zdołowanym spojrzeniem i ruszył do wyjścia.

– Chwila moment, Dracke – powstrzymał go Gunvald Larsson.

– Tak?

– Masz załatwić odciski palców na wczoraj!

Skacke wyszedł.

– Idiota! – burknął Gunvald Larsson do zamkniętych drzwi.

W pokoju w Sundbybergu zdjęto sporo odcisków palców. Po wykluczeniu tych, które zostawiła pani Borg i Skacke, zostały trzy, w tym jeden kciuka, znakomicie zachowany dzięki pomadzie do włosów.

We wtorek dwudziestego pierwszego maja kopię odcisku kciuka wysłano do Interpolu. Cóż innego im pozostało?

Rozdział 25

W poniedziałek po wniebowstąpieniu Martin Beck zadzwonił do Malmö. Hammar stał dwa metry dalej.

– Zadzwoń do Malmö i spytaj, co słychać.

Martin Beck wcale się do tego nie palił. Ledwie usłyszał głos Månssona, przypomniał sobie, ile razy sam musiał odpowiadać na równie idiotyczne pytanie, zadawane przez przełożonych, dziennikarzy, żonę, głupawych kolegów, wścibskich znajomych. „Co słychać”?