Выбрать главу

– Pójdę po nosze – odezwał się Paul, chcąc załagodzić sytuację. – Znajdę pana na górze, doktorze!

Pielęgniarka z naburmuszonym wyrazem twarzy zaproponowała pomoc, ale Arthur podziękował, prosząc jedynie o wyszukanie karty chorobowej Lauren i położenie jej wraz z innymi papierami na siedzeniu karetki.

– Karta zostaje tutaj, wysyła się ją pocztą. Powinien pan o tym wiedzieć. – W jej głosie pojawiło się nagłe wahanie.

– Oczywiście, że wiem – odparował natychmiast Arthur. – Chodzi mi tylko o ostatnie wyniki badań, czyli ogólny stan zdrowia pacjentki, morfologię, OB, gazometrię, hematokryt i tak dalej.

– Radzisz sobie całkiem, całkiem – zdziwiła się Lauren. – Gdzieś się tego wszystkiego nauczył?

– Oglądałem telewizję – szepnął w odpowiedzi.

Wyniki mógłby przejrzeć w pokoju, pielęgniarka zaproponowała, że pójdzie tam razem z nim. Arthur podziękował. Powinna zakończyć dyżur o wyznaczonej godzinie, a on sam da sobie radę. Jest przecież niedziela, chyba zasłużyła sobie na odpoczynek po całym dniu pracy. Właśnie zjawił się Paul z noszami, wziął przyjaciela pod rękę i prawie pociągnął korytarzem w stronę wind. Wjechali we troje na piąte piętro. Drzwi windy właśnie miały się otworzyć, kiedy Arthur zwrócił się do Lauren:

– Jak dotąd chyba całkiem nieźle nam idzie.

– Tak! – odpowiedzieli chórem Lauren i Paul.

– Do mnie mówiłeś? – Paul wolał się upewnić.

– Do was dwojga.

Szli korytarzem, kiedy z jednej z sal wybiegł spanikowany praktykant. Pędził w stronę wind, ale kiedy znalazł się obok Arthura, zatrzymał się nagle, spojrzał na jego kitel i złapał za ramię. „Jest pan lekarzem?” – zaskoczył Arthura pytaniem.

– Nie, no tak, tak, ale co się stało?

– Proszę za mną, mam problem w pięćset osiem. Boże Przenajświętszy, pojawił się pan w samą porę! Student medycyny wrócił pędem do pokoju, z którego przed chwilą wybiegł.

– I co teraz? – Arthur był bliski paniki. – Mnie o to pytasz? – spytał Paul. Widać było, że i on jest przerażony. – Nie ciebie! Lauren!

– Idziemy, nie ma wyjścia, pomogę ci – odpowiedziała. – Idziemy, nie ma wyjścia – powtórzył Arthur na głos. – Jak to, idziemy?! Nie jesteś lekarzem! Skończ z tym wariactwem, zanim kogoś uśmiercisz! – Ona nam pomoże.

– No tak, ona nam pomoże. – Paul wzniósł ręce do nieba. – Tylko dlaczego ja? Dlaczego właśnie ja?! Weszli całą trójką do pokoju 508. Stażysta stał w głowach łóżka, obok czekającej na jego polecenia pielęgniarki, i patrzył na Arthura z wyrazem przerażenia w oczach.

– Dostał arytmii serca, ma bardzo zaawansowaną cukrzycę, nie umiem sobie z tym poradzić, jestem dopiero na trzecim roku!

– No to trafił nam się lekki przypadek – mruknął Paul. Lauren szepnęła Arthurowi do ucha: – Urwij papierową taśmę wychodzącą z monitora badającego pracę serca i udawaj, że ją przeglądasz. Tylko trzymaj tak, żebym mogła ją obejrzeć. – Proszę zapalić wszystkie światła! – polecił Arthur rozkazującym tonem.

Podszedł do łóżka i jednym ruchem urwał taśmę z zapisem elektrokardiogramu.

Rozwinął ją powoli i odwrócił się, mrucząc: „Dobrze widzisz?”

– To arytmia komorowa. To nie praktykant, to kompletne zero! Arthur powtórzył słowo po słowie:

– To arytmia komorowa, a pan jest zerem! Paul wybałuszył oczy, dłonią przetarł zroszone czoło. – Widzę, że to arytmia komorowa, panie doktorze, tylko nie wiem, co mam z tym zrobić!

– Nic pan nie widzi, jest pan zerem! Co mam z tym zrobić! – Zerknął w stronę Lauren. – Spytaj, co mu już podał. – Co pan mu już podał? – Nic!

Odpowiedziała pielęgniarka. Z jej wyniosłego tonu można było bez trudu domyślić się jej opinii o praktykancie. – Panie doktorze, sytuacja zrobiła się naprawdę tragiczna! – Jest pan zerem! – powtórzył Arthur. – No, to co robimy? – Cholera jasna, to nie czas na korepetycje, stary, przepraszam, chciałem powiedzieć: doktorze! Facet zaczął już sinieć! Paul przytupywał ze zdenerwowania: – Saint – Quentin, jak nic wylądujemy w Saint – Quentin – wyszeptał.

– Proszę się uspokoić, kolego – powiedział Arthur. Zwrócił się do pielęgniarki: – Proszę mu wybaczyć, jest nowy, ale tylko on był pod ręką.

– Nefryna, trzeba mu wstrzyknąć nefrynę! – zawołała Lauren. – Dwa miligramy. Trzeba nakłuć osierdzie i tu się sprawa komplikuje, mój kochany.

– Trzeba wstrzyknąć dwa miligramy nefryny! – zdecydował Arthur.

– Najwyższy czas! Już ją przygotowałam, doktorze, czekałam tylko, aż ktoś weźmie sprawę w swoje ręce! – oznajmiła pielęgniarka.

– A potem nakłujemy osierdzie. – W głosie Arthura brzmiało ni to polecenie, ni to pytanie. – Umie pan wykonać nakłucie osierdzia? – zwrócił się do studenta.

Zanim ten zdążył odpowiedzieć, odezwała się Lauren:

– Pozwól to zrobić pielęgniarce, będzie szalała z radości. Żaden medyk nie chce im na to pozwolić.

– Nigdy tego nie robiłem – odparł student.

– Siostro, wobec tego daję pani wolną rękę.

– Nie, doktorze, proszę zaczynać. W innej sytuacji zrobiłabym to z wielką radością, ale teraz nie mamy czasu. Zaraz wszystko przygotuję i dziękuję za pańskie zaufanie, potrafię to docenić.

Odeszła w drugi koniec pokoju, by przygotować rurkę i igłę.

– Co mam teraz robić? – spytał Arthur zduszonym głosem. W oczach miał panikę.

– Wiejemy stąd – zawyrokował Paul. – Nie będziesz przebijał ani osierdzia, ani płuc, w ogóle niczego nie będziesz przebijał.

Zwijamy się stąd, i to galopem!

Lauren mówiła w pośpiechu:

– Ustawisz się przed nim i położysz dwa palce pod mostkiem.

Chyba wiesz, gdzie jest mostek! Będę cię prowadzić, jeśli trafisz nie w to miejsce. Igła ma być pod kątem piętnastu stopni, wprowadzisz ją stopniowo, ale zdecydowanym ruchem. Jeśli dobrze trafisz, pojawi się białawy płyn, a jeśli źle, pokaże się krew. Zwykle każdy debiutant ma szczęście, módl się, żeby z tobą też tak było. Bo jak się nie uda, tkwimy po uszy w gównie, i my, i ten leżący w łóżku facet.

– Nie mogę tego zrobić – wyszeptał.

– Nie masz wyjścia, ten facet też nie. Umrze, jeśli tego nie zrobisz.

– Nazwałaś mnie moim kochanym czy może mi się przyśniło?

Lauren uśmiechnęła się. „Zaczynaj, weź głęboki oddech, zanim wsuniesz igłę”. Podeszła pielęgniarka. Wszystko było przygotowane. „Chwyć za plastikową końcówkę! Trzymam za ciebie kciuki!” Zrobił, jak mu poleciła. Ustawił igłę pod wskazanym kątem. Pielęgniarka uważnie śledziła jego ruchy.

„Doskonale – szeptała Lauren. – Za bardzo pochyliłeś, teraz dobrze, wbij igłę jednym ruchem”. Igła miękko wchodziła w klatkę piersiową chorego. „Wystarczy, teraz odkręć ten mały kranik z boku rurki”. Arthur wykonał polecenie. Przez rurkę zaczął wyciekać białawy płyn. „Brawo, zrobiłeś to jak prawdziwy mistrz! – ucieszyła się. – Właśnie uratowałeś mu życie”.