– Dawałeś mi jasno do zrozumienia, jaką masz o mnie opinię, powinnam chyba robić wszystko, żeby ją poprawić! – wybuchnęła.
– I, oczywiście, dlatego nigdy nie wspomniałaś, że do niedawna twój brat mieszkał z tobą i płacił połowę długu hipotecznego, dzięki czemu mogłaś sobie pozwolić na takie mieszkanie. I również dlatego pozwoliłaś mi myśleć, że to mieszkanie ma tylko jedną sypialnię, podczas gdy najwyraźniej są dwie. Co znaczy…
– O ile pamiętam – przerwała mu ostro Leith – tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, nie byłeś w nastroju do wycieczki po moich nieruchomościach!
– Mogłaś mi wszystko wyjaśnić!
– Rzeczywiście, jak diabli! Bo ty miałeś ochotę słuchać wyjaśnień!
– Jakaś kobieta unieszczęśliwiała Travisa… był w twoim mieszkaniu, więc, na mój rozum, to musiałaś być ty!
– No więc dowiedziałeś się właśnie, że to nie ja.
– A ty czekałaś na ten dzień, co? – przerwał jej szorstko.
– Czekałam?
– Niech mnie piekło…! – wybuchnął. – Założę się, że nieraz miałaś ochotę roześmiać mi się w twarz!
– Jestem tylko człowiekiem! – odparła, pomijając milczeniem fakt, że częściej z jego powodu była bliska łez niż śmiechu.
Okazało się, że śledztwo dopiero się rozkręca.
– Dlaczego pozwoliłaś mi sądzić, że jesteś kochanką mojego kuzyna? – zapytał. – Dlaczego…?
– Z tego, co sobie przypominam – ucięła wrogo -chyba nie uwierzyłbyś mi, gdybym powiedziała ci coś innego! Byłeś zdecydowany myśleć o mnie jak o jakiejś… jakiejś harpii, która czyha wyłącznie na portfel Travisa!
– Nawet nie próbowałaś przekonać mnie, że jest inaczej! – rzekł oskarżająco. – Nawet nie wspomniałaś o istnieniu tej dziewczyny.
– Rosemary nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o jej związku z Travisem – stanęła w obronie przyjaciółki – a poza tym byłam święcie przekonana, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.
– Hmmm – mruknął. Potarł dłonią podbródek w zamyśleniu. Wydawało się, że coś sobie przypomniał… i nagle rozluźnił się.
– To… dla mnie także była niespodzianka – wyznał dziwnym, tęsknym tonem. – Przechodząc, zajrzałem do pokoju i zobaczyłem twoją kasztanową głowę…
– Rozpoznałeś mnie?
– Byłaś odwrócona plecami, uczesana inaczej, ale… -powiódł spojrzeniem po jej długich, lśniących lokach ten fantastyczny kolor przyciągnął moją uwagę.
Leith nie była pewna, czy przypadkiem nie woli, kiedy jest bezczelny, wściekły i agresywny. Jego łagodność wytrącała jej broń z ręki.
– Ja… też nie wiedziałam, że jesteś… Naylorem Massinghamem, moim… szefem – wyjaśniła.
– A ja nie byłem pewny, że kobieta, którą nazywają Panną Lodowatą, jest tą samą brązowowłosą pięknością, z którą kłóciłem się w sobotę rano – odparł.
Och, Naylor, nie rób tego – myślała rozdygotana Leith. Teraz jeszcze cięższą walkę musiała stoczyć w poszukiwaniu odpowiedzi.
– Cóż, kiedy już się dowiedziałeś, nie miałeś żadnych skrupułów.
– Dużo mi to pomogło! – parsknął. Miękki ton znów gdzieś się zapodział. – Tego samego wieczoru, kiedy byłem na kolacji z przyjaciółką, kogóż to ja widzę w tej samej restauracji? Mego kuzyna, otaczającego władczym ramieniem właśnie ciebie!
– Jeśli dobrze pamiętam, Travis jedynie prowadził mnie do twojego stolika.
– Ale skoro nie byłaś jego dziewczyną, dlaczego zgodziłaś się iść na kolację? – dopytywał się.
– Jeśli już chcesz wiedzieć – odparła – dlatego, że Rosemary pojechała do rodziców tydzień wcześniej i wtedy jeszcze nie wróciła. Jej rodzice są przeciwni rozwodowi, więc bała się powiedzieć im o Travisie.
– Ha! – chrząknął z niesmakiem Naylor, ale dalej naciskał: – To wciąż nie wyjaśnia, dlaczego jadłaś z nim kolację.
Leith nie była zaskoczona jego dociekliwością, ale szczerze zdziwił ją fakt, że nagle zaczął mówić, jak człowiek zazdrosny! Odsunęła jednak od siebie tę myśl.
– Poszłam z Travisem na kolację, ponieważ Rosemary prosiła, żebym się nim opiekowała, a poza tym był taki nieszczęśliwy… – wyjaśniła bezdźwięcznym głosem. – Lubię go. Lubię ich oboje – ciągnęła z determinacją. – Kiedy Travis zadzwonił, nie miałam serca mu odmówić. Wiedziałam, że musi się komuś zwierzyć. Nigdy nie przyszło mi do głowy – dodała szczerze – że ty możesz spędzać wieczór w tym samym miejscu.
– Jasne, że nie! – napadł na nią Naylor. – Więc dlaczego nie wyjaśniłaś tego przy następnym spotkaniu?
Leith doskonale pamiętała to następne spotkanie. Przyszedł do jej mieszkania i całował ją…
– Nie mogłam – usiłowała odepchnąć od siebie te wspomnienia – ponieważ wtedy Travis poprosił, żebym nikomu nie mówiła o Rosemary.
Nagle opanowały ją wyrzuty sumienia.
– Ja wiem, że to boli… jesteście przecież rodziną -wyszeptała wzruszona – ale Rosemary była naprawdę w rozpaczliwej sytuacji. Ja… po prostu nie mogłam złamać danego mu słowa.
– Oczywiście! – przerwał jej gwałtownie. – Byłaś… Nagle urwał. Znieruchomiał, jakby nieoczekiwanie zobaczył coś bardzo ważnego. Leith pozostała napięta. Nie wiedziała, o czym myśli, ale pamiętała jego niesamowitą zdolność kojarzenia faktów.
– Nie mogłaś złamać słowa danego Travisowi, – zaczął powoli – ponieważ go lubisz, tak?
– Hm… tak. Tak mi się wydaje – poddała się.
W dalszym ciągu nie wiedziała, o czym myśli Naylor. W jego wyglądzie było coś dziwnego, dziwny był także sposób, w jaki na nią patrzył, jakby nie chciał nic przeoczyć. To było nieco kłopotliwe.
– Z tego wynika – zaczął ostrożnie – że nie złamałabyś słowa danego mnie… z tego samego powodu?
Czyżby się czegoś domyślał?
– Czy mogę przyjąć, Leith, że… przynajmniej w pewnym stopniu… lubisz także i mnie? – ciągnął dalej.
– Tak… nie… oczywiście, że nie! – wyjąkała i zaraz przekonała się, że takie zaprzeczenie nie pomoże jej.
– A więc dlaczego – ciągnął uparcie – kiedy poprosiłem cię, byś nie mówiła Travisowi, że nasze obustronne zauroczenie jest farsą… dlaczego milczałaś… i dotrzymałaś słowa?
Leith usiłowała wziąć się w garść. Wreszcie, z ulgą, przypomniała sobie najważniejszy argument:
– Wiesz przecież. Stawką była moja praca. Gdybym…
– Ale – wpadł jej w słowo – złożyłaś wypowiedzenie.
– Wiem, ale… – wykręcała się, czując, że traci grunt pod nogami. – Nie mogłam mu nic powiedzieć, ponieważ z nim nie rozmawiałam.
– Jestem pewien, że decyzji o porzuceniu pracy nie podjęłaś w poniedziałek, inaczej powiedziałabyś Travisowi wszystko, gdy przyszedł rano do biura.
Mam jeden wielki bałagan w głowie – pomyślała Leith. Zapomniała o tym, że widziała Travisa w poniedziałek.
– Ale – ciągnął dalej Naylor – może miałaś ochotę powiedzieć mu o tym, że nie jesteśmy naprawdę zaręczeni, teraz, w ten weekend?
– Nie wiem, o co ci chodi -wyjąkała dzielnie Leith.
– Przyznam ci się, moja droga, że sam nie bardzo wiem, co się dzieje – wyszeptał. – Wiem tylko jedno – ciągnął – kocham Travisa jak brata, ale nigdy, przenigdy nie pozwoliłbym, żeby mi ciebie odebrał.
Leith wstrzymała oddech. Z trudem docierał do niej sens tych słów.
– Nie rozumiem… – wyszeptała.
– Jesteś bystra i inteligentna, Leith. Myślę, że rozumiesz mnie bardzo dobrze – stwierdził stanowczo.
Nadal się nie odzywała, serce biło jej zbyt mocno.
– Po tym wszystkim, co przeze mnie przeszłaś, myślę, że teraz ja powinienem coś z siebie dać… Zanim będę miał prawo oczekiwać…