Выбрать главу

Sirhan się wzdryga. Aineko patrzy nań, nie mrugając. Przez chwilę ma przeczucie, że znalazł się w obecności obcego boga: to najprostsza prawda, tak? Ale…

— Okej, punkt dla ciebie — mówi po chwili, w której wypączkowuje paniczną burzę duchów poznawczych, osobowości cząstkowych; każda atakuje inny aspekt tego samego problemu. — Jesteś ode mnie inteligentniejszy. Ja jestem tylko nudnym ulepszonym człowiekiem, ale ty masz swoją nową i bajerancką teorię umysłu, która pozwala ci ogrywać mnie jak chcesz, tak jak ja mógłbym to czynić z prawdziwym kotem. — Zaplata ręce na piersi. — Przeważnie nie oświadczasz tego tak otwarcie. To nie w twoim interesie, prawda? Wolisz ukrywać swoje talenty manipulacyjne pod miłą powierzchownością, grać z nami. Czyli masz jakiś powód, żeby to ujawnić. — Jego głos pobrzmiewa teraz goryczą. Rozgląda się, przywołuje krzesło, a po namyśle także koszyk dla kota. — Siadaj. Aineko, dlaczego akurat teraz? Co pozwala ci myśleć, że możesz mi zabrać mojego eigensyna?

— Nie mówiłem, że go zabieram, powiedziałem, że po niego przyszedłem. — Aineko w ożywieniu bije ogonem na boki. — Nie zajmuję się waszą polityką, Sirhan: nie jestem małpoludem. Ale wiedziałem, że źle to odbierzesz, bo w paradę wszedłby mi… — w umyśle Sirhana reintegruje się tuzin metaduchów, zagłuszając wewnętrzną kakofonią głos Aineko -…sposób socjalizacji twojego gatunku, więc wolałem wyzwolić twoją reakcję na zagrożenie teryterialno-reprodukcyjne trochę wcześniej, żebyś nie eksplodował mi w twarz w delikatniejszej sytuacji.

Sirhan macha ręką.

— Zaczekaj. — Próbuje zintegrować fałszywe wspomnienia — produkty duchów, wytwory ich myślenia — i jego oczy zwężają się podejrzliwie. — W takim razie jest bardzo źle. Normalnie unikasz konfrontacji, z góry reżyserujesz swoje interakcje z ludźmi, tak żeby zrobili to, co chcesz, i jeszcze myśleli, że to był ich pomysł. — Spina się. — Co Manni ma takiego, co cię tu sprowadziło? Czego od niego chcesz? To tylko dziecko.

— Mylisz Manniego z Manfredem. — Aineko przesyła Sirhanowi symbol uśmiechu. — To twój podstawowy błąd, mimo że są klonami w różnych subiektywnych stanach. Pomyśl, jaki będzie, kiedy dorośnie.

— Ale on na razie nie jest dorosły! — protestuje Sirhan. — I nie był od…

— …wielu lat, Sirhan. W tym właśnie problem. Tak naprawdę chcę pogadać z twoim dziadkiem, nie synem i nie tym cholernym bezstanowym duchem w świątyni historii. Potrzebny jest mi Manfred z poczuciem ciągłości. Czegoś od niego chcę i możesz być pewien, że nie pójdę sobie, dopóki tego nie dostanę. Rozumiesz?

— Tak. — Sirhan zastanawia się, czy jego głos brzmi tak pusto jak uczucie, które ma w sercu. — Ale to nasze dziecko, Aineko. My jesteśmy ludźmi. Wiesz, co to dla nas znaczy?

— Drugie dzieciństwo. — Aineko wstaje, przeciąga się, potem zwija w kłębek w koszyku. — Tak to jest z manipulowaniem wami, nagimi małpami, przez dłuższy czas — ciągle potrzebujecie wymazania i restartu — a wtedy tracicie ciągłość. Sirhan to nie mój problem. Ja odebrałem sygnał z drugiego końca sieci routerów, od ducha, który twierdzi, że jest rodziną. Mówi, że w końcu dotarli do wielkiej otchłani, poza supergromadę w Wolarzu, i znaleźli tam coś konkretnego i ważnego, wartego odwiedzenia przeze mnie. Ale zanim odpowiem, chciałbym wiedzieć, czy to nie będzie jak z Fajansistami. Nie wpuszczę tego do swojej głowy, nawet w izolowanym środowisku. Rozumiesz? Potrzebuję utworzyć instancję prawdziwego, dorosłego Manfreda z całą jego pamięcią, takiego, który nigdy we mnie nie mieszkał, i zmusić go do poświadczenia wiarygodności tego pakietu danych. Żeby uwierzytelnić takiego posłańca, potrzebna jest świadoma istota. Niestety, świątynia historii jest denerwująco odporna na próby ekstrakcji bez upoważnienia — nie mogę sobie po prostu wejść i wykraść kopii Manfreda, nie chcę też użyć jego modelu, który mam w głowie, bo on z kolei za dużo wie. Więc…

— A co on obiecuje? — pyta nerwowo Sirhan.

Aineko patrzy nań zmrużonymi oczyma, z głębi gardła dobywa się delikatne mruczenie.

— Wszystko.

* * *

— Są różne rodzaje śmierci — odzywa się w ciemności kobieta o imieniu Pamela, swoim wyschniętym na kość szeptem.

Mannie próbuje się ruszyć: wygląda na to, że jest uwięziony w zamkniętej przestrzeni. Przez chwilę panikuje, ale potem uświadamia sobie o co chodzi.

— Po pierwsze i najważniejsze, śmierć to po prostu brak życia. Aha, a dla ludzi jeszcze brak świadomości, ale nie tak po prostu brak, raczej brak zdolności do świadomości.

Ciemność jest gęsta i dezorientująca. Manni nie ma pewności, gdzie jest dół, a gdzie góra. Nic nie działa. Nawet głos Pameli dobiega bezkierunkowo ze wszystkich stron naraz.

— Staroświecka, prosta śmierć sprzed osobliwości była nieuniknionym punktem stopu dla wszystkich form życia. Nie licząc bajek o życiu po śmierci. — Oschły chichot. — Każdego dnia, do śniadania wierzyłam w inną, wiesz, na wypadek gdyby zakład Pascala miał się spełnić. Takie eksplorowanie przestrzeni fazowej wszystkich możliwych zmartwychwstań, nie? Dzisiaj chyba możemy się zgodzić, że Dawkins miał rację. Ludzka świadomość jest podatna na pewne zakaźne wirusy memetyczne, a religie obiecujące życie po śmierci są szczególnie podstępnymi przypadkami, bo wykorzystują naszą naturalną niechęć do punktów stopu.

Manni próbuje powiedzieć „ja nie umarłem”, ale jego krtań najwyraźniej nie działa. Po chwili zauważa, że również nie oddycha.

— A teraz świadomość. To dopiero śmieszna sprawa, nie? Wytwór wyścigu zbrojeń między drapieżcą i ofiarą. Obserwując kota podkradającego się do myszy, będziesz skłonny przypisać mu intencje, które najłatwiej wyjaśnić hipotezą, że ma w głowie teorię umysłu dotyczącą myszy — wewnętrzną symulację jej prawdopodobnych reakcji na pojawienie się drapieżnika. Na przykład, w którą stronę ucieknie. Kot używa tej swojej teorii do optymalizacji strategii ataku. Tymczasem, gatunki ofiar, które są na tyle zaawansowane, żeby móc mieć teorię umysłu, mają przewagę w obronie, bo mogą przewidzieć poczynania drapieżnika. W końcu ten bardzo typowy dla ssaków wyścig zbrojeń doprowadził do pojawienia się gatunku społecznej małpy człekokształtnej, wykorzystującej swoją teorię umysłu do komunikacji — aby plemię mogło kolektywnie funkcjonować — a potem, odruchowo, do symulowania własnych stanów wewnętrznych danego osobnika. Dodaj dwa do dwóch — sygnalizację i introspektywną symulację, a dostaniesz ludzką świadomość i do tego w promocji jeszcze język — system sygnalizacji przekazujący informacje o stanach wewnętrznych, a nie tylko prymitywne komunikaty „tu drapieżnik” i „tam żarcie”.

Wypuść mnie z tego! Manny czuje, jak panika wgryza się w niego chłodzonymi ciekłym helem zębami.

— Wy-pu… — Niepojętym sposobem te słowa wydobywają się z niego, choć nie ma pojęcia którędy, gardło ma unieruchomione tak samo, jak mowę wewnętrzną. Wszystko jest odłączone, żaden system nie działa.

— I tak oto — niemiłosiernie ciągnie Pamela — docieramy do postludzkości. Nie chodzi o nasz neuronowy soft, zanalizowany na poziomie subkomórkowym i uruchomiony w emulowanym środowisku na wykurwiście wielkim komputerze, tak jak tutaj: to nie postludzkość, to jakaś parodia. Mam na myśli istoty, które są fundamentalnie mocniejszymi świadomymi maszynami niż my ludzie, obojętne, ulepszani czy nie. A mocniejsze są nie tylko we współpracy — co najlepiej widać po Ekonomii Dwa Zero — ale i w symulacji. Postczłowiek potrafi zbudować sobie wewnętrzny model ludzkiej inteligencji, który jest, no właśnie, równie mocny kognitywnie jak pierwowzór. Ty albo ja, możemy sobie wyobrażać, co napędza innych ludzi, ale często się przy tym mylimy, a prawdziwi postludzie mogą nas sobie zasymulować, ze stanami zewnętrznymi i wszystkim, otrzymując poprawne wyniki. Szczególnie jeśli na parę lat otrzymają dostęp do naszych protez pamięciowych, zanim uświadomimy sobie, że mają nam zamiar uciec w postludzkość. Nie tak to było, Manni?