Выбрать главу

— Właśnie, że jest! Mówisz o skazaniu jednej wersji mnie na śmierć! Dla mnie, tu, w tym ciele, może nie jest to problemem, ale dla tego drugiego mnie z pewnością. Nie mógłbyś…

— Nie, nie mógłbym. Gdybym zgodził się wypuścić kopię w przypadku pozytywnego wyniku, dałbym jej pokusę do kłamstwa, gdyby się okazało, że obca wiadomość jest niewiarygodna. Prawda? Poza tym, perspektywa jej uwolnienia dałaby tej wiadomości kanał zwrotny, przez który mogłaby przeprowadzić atak. Manfred, jeden bit i nic poza tym.

— Ech. — Manfred milknie. Wie, że powinien dalej się sprzeciwiać, ale Aineko na pewno już rozważył wszystkie jego reakcje i zaplanował strategię ich obejścia. — A ona co ma do tego? — pyta, wskazując na Pamelę.

— To twoja zapłata — rzuca Aineko z wystudiowaną beztroską. — Mam bardzo dobrą pamięć do ludzi, zwłaszcza jeśli znam ich od dziesiątków lat. Wyrośliście już z tego prymitywnego warunkowania emocjonalnego, jakim potraktowałem was w czasie rozwodu, a jeśli chodzi o nią, jest dobrą reinstancjacją tamtej…

— Wiesz, jak wygląda śmierć? — pyta Pamela, tracąc w końcu samokontrolę. — A może chcesz się przekonać na własne oczy? Bo jeśli dalej będziesz mówić o mnie jak o jakiejś niewolnicy…

— A co, myślisz, że nią nie jesteś? — Kot szczerzy igiełkowate zęby w paskudnym uśmiechu.

Czemu ona go nie walnie? — niepewnie pyta Manfred sam siebie, zastanawiając się, czemu w takim razie sam nie ma ochoty rzucić się na potwora.

— Skrzyżowanie cię z Manfredem było, muszę przyznać, majstersztykiem z mojej strony — kontynuuje Aineko — ale w szczytowych latach jego twórczej weny miałabyś na niego zły wpływ. Zadowolony Manfred nic nie robi. Skłócając was, wycisnąłem z niego jeszcze parę ciekawych rzeczy, a zanim się wypalił, gotowa już była Amber. Ale to tak na marginesie; dostaję czego chcę i daję wam święty spokój. Tak po prostu. Hodowanie nowych generacji Macksów było świetnym hobby, fajne z was zwierzaczki, ale w dłuższej perspektywie ogranicza was wasz upór i niechęć do transcendencji, wyjścia poza ludzkość. Zatem taka jest moja propozycja. Pozwolisz mi puścić swoją kopię w czarnej skrzynce, razem z opartą na tobie kopią wyroczni Turinga, a dam ci wolność. I Pameli też. Tym razem będziecie ze sobą szczęśliwi, bo nie będę już wam bruździł. Waszych potomków też obiecuję nie nawiedzać. — Kot zerka przez ramię na tulących się do siebie w przerażeniu Sirhana i Ritę; Manfred wyczuwa ciążący nad domostwem ogromny cień gigantycznej złożoności algorytmicznej Aineko, jak koszmar rodem z teorii liczb.

— Tylko tyle w nas widzisz? Taki program hodowlany? — pyta zimno Pamela.

Ona też już dotarła do wbudowanych w Aineko ograniczeń — z rosnącym przerażeniem zdaje sobie sprawę Manfred. To my rozstaliśmy się dlatego że Aineko nam kazał? Aż trudno uwierzyć. Manfred jest zbyt wielkim realistą, by wierzyć, że kot mówi prawdę, jeśli nie ma w tym jakiegoś interesu. Ale to…

— Nie do końca. — Aineko jest zadowolony z siebie. — Na początku nie, dopóki nie byłem świadomy własnego istnienia. Poza tym, wy, ludzie, też hodujecie zwierzaki. Ale fajnie się wami bawi.

Pamela wstaje, wściekła tak, że prawdopodobnie za chwilę stąd wybiegnie. Manfred, zanim uświadomi sobie, co robi, też się zrywa i osłania ją ramieniem.

— Ale najpierw mi powiedz: nasze wspomnienia są naprawdę nasze?

— Nie wierz mu — wtrąca ostro Pamela. — On nie jest człowiekiem i kłamie.

— Tak, są — odpowiada Aineko. Ziewa. — No, dziwko, mów mi jeszcze, że kłamię — dodaje drwiąco. — Nosiłem cię w głowie wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że twoje słowa to żaden dowód.

— Ale ja… — Jej ręka przesuwa się na talię Manfreda. — Ja wcale go nie nienawidzę. — Smutny śmiech. — Pamiętam, że go nienawidziłam, ale…

— Ludzie: znakomity model emocjonalnej samoświadomości. — Aineko wzdycha teatralnie. — Jesteście tak głupi, jak tylko może być inteligentny gatunek — bo nie ma żadnej ewolucyjnej presji na dalszy rozwój inteligencji — ale wciąż nie przyjmujecie tego do wiadomości w obecności istot wyższych. Posłuchaj, dziewczynko, wszystko, co pamiętasz, jest prawdą. Ale niekoniecznie wydarzyło się naprawdę: po prostu pamiętasz to, co przeżyłaś wewnętrznie. Pamięć przeżyć jest prawdziwa, ale emocjonalne reakcje na te przeżycia zostały zmanipulowane. Rozumiesz? To, co dla jednej małpy jest halucynacją, dla drugiej może być przeżyciem religijnym, zależy, który moduł boga jest akurat hiperaktywny. To dotyczy was wszystkich. — Aineko patrzy na nich z pobłażliwą pogardą. — Ale nie jesteście już mi potrzebni. Ta ostatnia przysługa i będziecie wolni. Rozumiecie? Manfred, powiedz, że tak; jak będziesz tak rozdziawiał gębę, wleci ci wrona.

— Powiedz „nie”. — Pamela go szturcha, a Manfred w tej samej chwili odpowiada:

— Tak.

Aineko śmieje się, pogardliwie obnażając kły.

— Ach, ta słynna rodzinna lojalność u człekokształtnych! Zawsze niezawodna. Dzięki, Manny. Właśnie udzieliłeś mi pozwolenia na skopiowanie siebie i zrobienie z kopii niewolnika.

I w tym momencie Manni, od minuty czatujący w drzwiach, rzuca się na kota z wrzaskiem, zamierzając się do ciosu odwiedzioną ręką-kosą.

Awatar kota jest oczywiście na to przygotowany: okręca się, syczy, obnażając diamentowe, ostre pazury.

— Manni, nie! — krzyczy Sirhan i zrywa się, natomiast dorosły Manfred zamiera, uświadamiając sobie ze zgrozą, że dzieje się tu o wiele więcej, niż widać na pierwszy rzut oka.

Manni łapie ludzkimi dłońmi kota za kark i przyciąga do śmiercionośnego szponu kosy. Wrzask, mrożąca krew w żyłach kocia muzyka, krzyczy też Manni, na jego ramieniu pojawiają się równoległe krwawe ślady — awatar jest przecież prawdziwym ciałem z krwi i kości, z autonomicznym układem nerwowym, który nie podda się bez walki, obojętne, co sobie myśli przeogromna egzokora — ale ostrze konwulsyjnie opada, słychać obrzydliwy bulgot, z lecącego w powietrze kotostwora tryska fontanna krwi. Wszystko kończy się po sekundzie, zanim ktokolwiek z dorosłych zdążył się ruszyć. Sirhan łapie Manniego i odciąga go, ale dalszych niespodzianek nie ma. Awatar Aineko jest po prostu rozwleczoną po podłodze bezwładną jak szmata bryłą futra, bebechów i krwi. Przez chwilę słyszą w mowie wewnętrznej, jak duch kota triumfalnie szczerzy zęby, potem znika.

— Co zrobiłeś?! — krzyczy Rita, biegnąc ku niemu.

Manni kuli się i zaczyna płakać, bezpieczny odruch małego chłopca, naprawdę nierozumiejącego zagrożenia.

— Nie! Wszystko w porządku — próbuje wyjaśnić Manfred.

Pamela ściska go mocniej.

— Dalej jesteś…?

— Tak. — Robi głęboki wdech.

— Bardzo, bardzo źle zrobiłeś…

— Przecież kot chciał go zjeść! — protestuje Manni, podczas gdy rodzice wyganiają go dla bezpieczeństwa z pokoju; Sirhan rzuca pełne poczucia winy spojrzenie jego dorosłej instancji i jej byłej żonie. — Musiałem go powstrzymać!

Manfred czuje, że ramiona Pameli zaczynają dygotać. Jakby miała się roześmiać.

— Dalej tu jestem — mruczy, nieco zdziwiony. — Wypluty, niestrawiony, po tylu latach. A przynajmniej tej wersji wydaje się, że tu jest.

— Ty mu wierzysz? — pyta z nutką niedowierzania w głosie.