– No i widzisz, mała – gderał po drodze. – Umiesz już żyć. A rok temu byłaś jak niemowlę odstawione od piersi…
– To już rok minął?
– Aaaaa… będzie z rok. Kto by tam liczył dokładnie.
Karzeł wskoczył do ziemianki, wysypując łup na malutką szmatkę. Systematycznie strącał z dłoni nawet pojedyncze ziarenka.
– Tak, żeśmy wczoraj o tobie rozmawiali – wyznał. – Mądra jesteś, silna, talent masz… No i żeśmy doszli, że może dobrze byłoby cię nauczyć. Znaczy jak przeżyć, jak walczyć i w ogóle…
– No, żesz szlag by was! – dziewczyna równie skrupulatnie wysypała na szmatkę swoją mąkę. – Przecież nic innego od początku nie robicie, tylko mnie uczycie.
– Aaaaaa… takie tam. Jak kogo zabić kijem, jak oskardem, jak gołymi rękami, jak nogami, jak łańcuchem na nogach… To nie wystarczy – karzeł usiadł, opierając się o ścianę ziemianki. – Posłuchaj mnie uważnie. Mówiłem ci kiedyś, że Hekke to szermierz natchniony. Jeden z kilku na świecie! On mógłby cię nauczyć, jak naprawdę walczyć. Ja mógłbym ci pokazać różne sposoby. Żebyś przynajmniej mogła sama chodzić po obozie. Póki co, twój tyłek jest zbyt cenny, żeby puszczać cię samą. A to zawsze kłopot.
– Poradzę sobie!
– Gówno sobie poradzisz. Jak się rzuci pięciu, samym kijem nie poradzisz. A jak cię zjedzą w jakim kącie, boś w końcu jedyna już, która została delikatna, dobrze wykarmiona i nie łykowata, to nawet potem nie będziesz mogła usiąść i zapłakać nad swoim losem. Hmmmm… możemy cię nauczyć… ale czy chcesz?
– Pewnie!
– Nie wiesz, co mówisz. To nie będzie ani łatwe, ani przyjemne, ani nawet… – Krótki zawahał się przez chwilę. – Nigdy nie będziesz już tym samym człowiekiem.
– W sensie, że nie będę niewolnicą? Świetnie!
– Niewolnicą będziesz zawsze! Widzę, że się nie dogadamy, więc pytam w ciemno: chcesz?
– Chcę!
– No dobra, żeby potem nie było pretensji – karzeł pokiwał smętnie głową. – Pokażę ci teraz pierwszy sposób.
– Świetnie.
– Nie przerywaj! Siedź i słuchaj. Od dzisiaj nasłuchasz się wykładów, oj nasłuchasz… – Krótki splunął zamaszyście. – Pamiętaj zawsze o jednym. Żebyś nie wiem jak była dobra, w mieczu, w sztylecie, czy truciźnie… Wygrywasz nie w walce. Wygrywasz tu – wskazał na swoje zniekształcone czoło. – Wygrywasz we własnej głowie, w sobie. Nie ma sensu walczyć, jeżeli z góry nie zapewnisz sobie wygranej. Oczywiście, każdego może na ten przykład chwycić wąż, znienacka, z tyłu… trudno coś poradzić. Ale jak cię bestia nie walnie w szyję, musisz przeżyć, choćby obcinając sobie nogę. Musisz chcieć zwyciężyć. Musisz nie bać się strat. Musisz w każdej chwili być gotowa poświęcić dokładnie wszystko, co masz, razem z samą sobą, by postawić to na jedną kartę… Ale tą kartą musi być tuz! Wygrywasz jeszcze przed samą grą albo po tobie. Nie ma sensu grać, jeśli nie wiesz, czy wygrasz! Widziałaś, jak grałem w kubki z „fagasami”. Gdybym był osłem, to bym stawiał twój tyłek w uczciwą grę, ale ja nie poszedłem tam, żeby grać, ja poszedłem tam wygrać. Nie ma sensu walczyć. Jest sens tylko zwyciężyć. Nigdy nie idź z nikim walczyć. Idź go zabić! I tyle mądrości…
– Miałeś mi pokazać jeden sposób.
– No to ci pokażę. Zamierzam zagrać, ale nie grać. Ja już wygrałem. Zapewniam cię, mała, że zjem jutro dwie porcje, a nie jedną! Bo już wygrałem. Wygrałem, zanim siadłem do gry.
– Jak to możliwe?
Karzeł westchnął ciężko.
– Przecież ci tłumaczę… No dobra, powolutku. Jak przyjdzie Hekke, zagram z nim w kubki. Pewnie nie będzie chciał, bo wie, że jestem w tym dobry. Ale się zgodzi, z tym tylko, że to on będzie wachlował kubkami. Ja go znam, wiem, że będzie oszukiwał, jak tylko się odwrócę. I w porządku, wykorzystam to. Ja się odwrócę, a ty będziesz patrzyła – tylko nie wprost, obserwuj jego ręce spod oka. I mi powiesz, co zrobił.
– To wszystko? – spytała dziewczyna nieco rozczarowana.
– Nie bój się. Jak powiedziałem, że zjem jutro dwie porcje, to zjem, cokolwiek się nie stanie na niebie i na ziemi. Wiem to z góry.
Nie musieli czekać długo. Hekke przyniósł ich porcje, przez krótką chwilę zapanowała cisza, a potem karzeł, wylizując swoją miskę, zaczął grę.
– Coś mała ta jaszczurka…
– Ty co? Smoka chcesz znaleźć na tej pustyni?
– Eeeeeee… Zaraz smoka. Mówię, że na trzech nie starczy, żeby się najeść.
– No to już. Kopnę cię w zadek, zanim spadniesz z powrotem, my już zjemy.
– Może zagramy?
Hekke roześmiał się na głos.
– W kubki? No nie ma sprawy, stawiam dwa pierdnięcia przeciw…
– Boisz się? – przerwał mu Krótki.
– Ja? Ja ciebie??? Dobra! Ale ja wachluję!
Karzeł prychnął lekceważąco.
– W ciemno: moja porcja jaszczurki, przeciwko twojej!
Hekke zebrał ich miski, odwrócił do góry dnem i pod jedną z nich włożył podniesiony z ziemi kamyk. Podniósł jeszcze cztery inne kamyki i dwa wręczył Krótkiemu. Swoje położył przy miskach.
– To jest moja jaszczurka i moja jutrzejsza porcja. Wchodzisz?
Karzeł położył obok swoje kamyki.
– Jestem. Moja porcja jaszczurki i moja jutrzejsza porcja z przydziału.
Hekke położył dłonie na odwróconych do góry dnem miskach.
– Patrz uważnie – zaczął je przesuwać, zamieniając miejscami. Szło mu to rzeczywiście sprawnie. Po chwili jego ruchy stały się jeszcze szybsze. – Patrzysz?… – nagle podniósł dłonie. – Teraz. Który obstawiasz?
Karzeł nie wahał się ani chwili. Wskazał środkową miskę.
– Tutaj.
Jakiś grymas pojawił się na twarzy Hekkego.
– Tu?
– Tak, wskazałem środkową! – Krótki wyciągnął rękę, żeby sprawdzić, ale Hekke chwycił go za nadgarstek.
– Czekaj. Stawiam dodatkowo… – podniósł jeszcze dwa kamyki i położył je obok tych, co już były w puli – jeszcze dwie porcje!
– Nie możesz dodawać w trakcie gry.
– Mogę! Jesteś mi winny dwie porcje. Pamiętasz jak się założyliśmy?
Karzeł przygryzł wargę. Nie wahał się jednak długo.
– Dobrze – schylił się, żeby podnieść dwa kamyki dla siebie, a w tym czasie Hekke zamienił środkową miskę z tą, która leżała po prawej.
– Zamienił! – krzyknęła Achaja. – Zamienił!!!
– Co? – karzeł podniósł się błyskawicznie.
– Zamienił środkową z prawą!
– Nieprawda – bronił się Hekke. – Coś jej się przywidziało.
– Która była w środku? – spytał Krótki.
– Ta! – dziewczyna wskazała na miskę, która teraz była po prawej. – Tą wskazałeś.
– Dobra. Trzymaj ją palcem! Trzymaj, żeby znowu nie podmienił.
Karzeł spokojnie już podniósł swoje kamienie.
– Stawiam…
– Niczego nie stawiasz – przerwał mu Hekke. – Jesteś mi winny dwie porcje. Przegrasz jeszcze dwie i przez cztery dni nie będziesz jadł. Umrzesz. Gówno z takim stawianiem.
– Ja wygram.
– To się jeszcze okaże. Nie możesz stawiać swojego życia.
Krótki przygryzł wargę. Potem spojrzał na dziewczynę.