Выбрать главу

– Co mówił książę? – spytał, żeby zyskać na czasie.

– Aaaaaaa… takie tam. O jakiejś rozgrywce – ale nie wypadało pytać w karty czy w kości.

„Chodzi o grę w ludzkie głowy” – pomyślał Zaan, ale głośno dodał:

– No a co z tobą ma być? Kiedy powitają cię na dworze?

– Mówił, że później. Najpierw trzeba porozmawiać z tym czy z tamtym księciem, że, no… na razie niebezpiecznie – Sirius wzruszył ramionami, robiąc światową minę. – Zresztą, wiesz jak to między nami książętami, bez ustalenia kto i co, nie idzie ruszyć do przodu.

– Nie uda się.

– Co?

– Zamiast „nie idzie” powinieneś powiedzieć „nie uda się”.

– O żesz ty – roześmiał się chłopak. – Zaraz wydam prawo, że trzeba mówić „nie idzie”!

– „Ustanowię prawo”, a nie „wydam”. „Wydać” to może donosiciel najbliższego przyjaciela albo żona męża. A zresztą… szlag z tym – Zaan zagryzł wargi pogrążony w niewesołych myślach. Nie sądził, że jest aż tak źle. Orion chciał rokować z innymi rodami, żeby oszczędzili syna? Miał wrażenie, że to z góry skazane na niepowodzenie. Tym bardziej, że gra w ludzkie głowy jest grą pozbawioną reguł oprócz jednej jedynej: „mów cokolwiek, a rób inaczej niż mówisz”. – No dobrze, a co z twoją działalnością publiczną?

– No… – Sirius zmarszczył brwi. – Mam rządzić tym, no, Biurem Handlowym. No bo w tej rozgrywce, co mówiłem, to już wszystko rozdane, a interes z tym handlem, to kiedyś był wielki, ale teraz wszystko komuś podpadło.

– Może podupadło?

– Może – zgodził się chłopak. – A żeby ich zaraza wybiła – splunął przez zęby na gruby kobierzec. – Ja bym chciał dostać jakiś korpus wojska, bym się odznaczył w bitwie albo napadł jakieś państwo i powybijał obrońców do ostatniego.

– Biuro Handlowe – powtórzył Zaan, puszczając mimo uszu słowa tamtego. – Biuro Handlowe.

Sirius spojrzał na niego podejrzliwie.

– No co tak międlisz, raz po razie? Niby o co chodzi?

– Wyjaśnię ci wszystko. Królestwo Troy ma siedmiu Wielkich Książąt – siedem rodów, z których każdy jest odpowiedzialny za jakąś część polityki państwa. Teoretycznie, tych części do władania jest też siedem: Armia Wschodu, Armia Domowa, Armia Zachodu, Stażnicy i załogi twierdz, Flota, dyplomacja oraz podatki i cła. Skarbem zajmuje się sam król. Z grubsza biorąc taki podział uniemożliwia żadnemu z rodów zdobycie nadmiernej władzy i wpływów, ale to tylko teoria, rody koligacą się albo spiskują jedne przeciwko drugim, to właściwie wojna tyle, że prowadzona bez użycia mieczy… – Zaan westchnął ciężko, przypominając sobie o czymś. – Źle powiedziałem: to wojna, którą rzadko prowadzi się przy użyciu mieczy, ale bywa i tak. Gdyby coś zawiodło i ktoś zaczął za bardzo wygrywać, jest jeszcze Rada Królewska, wbrew nazwie stojąca w opozycji do króla i ważąca losy wszystkich rodów. Rada to kapłani, a kapłani to…

– Zakon – dokończył Sirius.

– No… nie wprost. Ale blisko.

– A Zakon to już miecze.

Zaan potrząsnął głową.

– Niezmiernie rzadko się do tego posuwają, prawie nigdy. Im wystarczy tylko rozkazać komuś. Na przykład jakiemuś królowi.

– Albo knuć, ciachnąć cudzym sztyletem, dolać trutki do zupy…

Zaan uśmiechnął się niezbyt wesoło.

– Bądź pewny, że jak poczujesz sztylet w plecach, będzie to sprawka któregoś z wielkoksiążęcych rodów, a jak zupełnym przypadkiem spadniesz z konia i złamiesz nogę, która nie będzie się goić i doprowadzi do śmierci – to Zakon. Albo jeszcze lepiej, jak powódź zniszczy całe miasto – w tym ciebie.

– Eeeee… wiem ja, co o nich ludzie szepczą.

– Nie. Rada może i ciachnąć, czy raczej kazać ciachnąć. Bo Rada stoi nad królestwem Troy. Zakon stoi nad całym światem. Ich metody są światowe.

Sirius wzruszył ramionami.

– Bo to nie wszystko jedno? – machnął ręką. – A co to jest Biuro Handlowe?

– Kiedyś, dawno temu, pewien człowiek stworzył biuro, by służyło kupcom z Troy. Za królewskie pieniądze stworzył sieć faktorii we wszystkich krajach, gdzie znano pojęcie handlu i w ten sposób zbierał informacje.

– O cenach towarów?

– To też, tylko, że takie informacje zanim dotarły do biura, były już mocno przestarzałe. Zbierał informacje o wszystkim: o ilości plonów w danym państwie, o koniunkturze na towary, o cłach, o wielkości stad krów, owiec…

– Bogowie! Na co to wszystko?

– No na przykład: jeśli wiesz, że w kraju, z którym handlujesz wzrosło pogłowie owiec, to raczej głupio wysyłać tam wełnę, na pewno stracisz. Możesz jednak spróbować wysłać nożyce do strzyżenia zwierząt, zarobisz, a jeśli znasz wysokość ceł i koniunkturę na różne towary, możesz obliczyć cały interes, siedząc spokojnie u siebie w kantorze. Ale… kiedy twórca biura umarł, wszystko zaczęło podupadać. Tak naprawdę to nikt do końca nie rozumiał jego zamiarów.

– I niby ja mam wszystko naprawić?

– Nie. Ciebie tam wysyłają, bo to urząd pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia. Orion myśli, że tak cię ochroni, pewnie sam wyjednał to u Rady.

Sirius spojrzał na niego spod oka. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie, a potem powiedział:

– A ty jakoś dziwnie patrzyłeś, kiedy ci powiedziałem o tym biurze.

Zaan podniósł głowę. Przez chwilę patrzył prosto w oczy chłopca, potem odwrócił wzrok.

– A może ja… domyślam się, jakie naprawdę były zamiary jego twórcy.

Sirius roześmiał się głośno.

– I takim cię lubię – powiedział. – Nie ma co sobie na pusto głowy łamać – nalał wina do srebrnego kubka, a sam przytknął usta wprost do dzbanka.

Zaan podniósł kubek.

– Dobrze, pożycz mi jeden z twoich pierścieni, bo muszę coś załatwić, a sam idź spać. Jutro czeka cię wiele zajęć.

Sirius skończył pić i znowu otarł usta rękawem. Ruchem ręki powstrzymał Zaana, który już chciał powiedzieć, żeby nie robił tego przy księciu. Potem ściągnął z palca pierścień ze wspaniałym godłem rytym w rubinie.

– Ten?

– Może być.

– No to dobrej nocy – chłopak ziewnął szeroko. – Od tego gadania rzeczywiście śpica mnie naszła.

Odstawił dzbanek i powlókł się w stronę sypialni.

– Które to drzwi? – zawahał się jeszcze. – A, chyba te…

Zaan dopił swoje wino. Wstawał właśnie z zydla kiedy z sypialni dobiegł go potworny wrzask i odgłosy szamotaniny. Przerażony do granic możliwości rzucił się do drzwi, ale stanął jak wryty, kiedy ukazał się w nich wściekły Sirius trzymający za włosy zupełnie nagą dziewczynę. W drugiej ręce chłopak miał sztylet, którym godził w jej szyję. – Stój!

– Oż psiamać! – wysapał. – Widziałeś zarazę?

Zaan czuł, że oblewa go pot.

– W łożu była. Ja ją zaraz zarżnę jak prosiaka w chlewie.

– Ciiii… Stój – Zaan doskoczył do nich i z pewnym trudem uwolnił trzęsącą się dziewczynę z rąk oprawcy. – Spokojnie dziecko, spokojnie – powtarzał, patrząc w rozszerzone strachem, piękne oczy. Z trudem tylko powstrzymywał się od patrzenia w dół, gdzie również były piękne rzeczy. – Książę miał ciężkie przeżycia dzisiaj.

– Co do… – Sirius machnął sztyletem, ale nie sięgnął odepchnięty ramieniem skryby.

– Spokojnie, już, już, juuuuż… – odprowadził nagą dziewczynę z powrotem do sypialni. – Idź, połóż się, dziecko. Książę zaraz przyjdzie w lepszym nastroju.

Kiedy odwróciła się jeszcze niepewna, bezczelnie spojrzał na jej kształtne pośladki. Potem, z pewnym żalem, na powrót zamknął drzwi.

– Co jest, psiamać? – dopadł go Sirius.

Spojrzał na niego z politowaniem.

– To nałożnica.

– Jaka znowu założnica??? – chłopak mocniej ścisnął rękojeść sztyletu. – W sypialni mi się zalęgła zaraza!