Hekke stanął naprzeciw dziewczyny w klasycznej, dworskiej postawie szermierczej, z kijem przy boku, zamiast miecza, w lekkim wykroku, z prawą dłonią opuszczoną swobodnie przy udzie.
– No dobra. Spróbujmy wyobrazić sobie taką sytuację. Stoisz naprzeciw mnie i musisz mnie zabić – wszystko jedno, wyzwałem cię, wiesz, że nie ma innego wyjścia… obojętnie. Powiedz, co zrobisz.
– Nooo… Jesteś wyższy, więc wybiorę taktykę…
– Nie, nie – przerwał jej Hekke. – Mów od początku, wszystko, co będziesz robić. Opisz każdy ruch.
– Noooo… Najpierw wyjmę miecz z pochwy.
– Po co?
Dziewczyna oniemiała na moment.
– Słucham?
– Powiedziałaś, że wyjmiesz miecz. Pytam po co?
– No jak mam walczyć bez miecza?
– A kto ci powiedział, że masz walczyć?
Achaja potrząsnęła głową.
– Ty.
– Nie. Ja powiedziałem ci, że masz mnie zabić. Zabić, a nie walczyć.
– Bogowie. Jak mam cię zabić bez miecza?
Hekke wzruszył ramionami.
– Obojętnie jak. Skocz i wydłub mi oczy, wbij palce do uszu, spróbuj złamać mi kark, wyrwij tchawicę, spróbuj zagryźć. Jak będziesz wyciągać miecz, dasz przeciwnikowi szansę na wyciągnięcie swojego. Jesteś na tyle szybka, żeby wygrać ze mną? Nie sądzę – Hekke tłumaczył cierpliwie. – A wyczerpałem tylko najprostsze możliwości… Możesz się rozpłakać, klęknąć i prosić o łaskę. Jeśli zrobisz to przekonująco, przeciwnik na pewno podejdzie albo, żeby na ciebie napluć, albo, żeby kpić, albo z jakiejkolwiek innej przyczyny. Jak stanie nad tobą, będzie miał opuszczoną głowę – wtedy wstań i obiema rękami błyskawicznie walnij go od dołu w brodę… Złamiesz mu kark jak nic.
– Bogowie! Jak to będzie wyglądało, jeśli na dworze zacznę płakać, bo ktoś mnie wyzwie?
– Na jakim dworze, do zasranej śmierci??? Powiedzieliśmy se jasno, że do końca życia zostaniesz niewolnicą! Nie masz honoru, jesteś nikim. Twoje jedyne zadanie to przeżyć, a jak to osiągniesz, twoja sprawa. Wszystkie metody dobre! Lepiej, żebyś to szybko zrozumiała.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Myślałam, że będziesz mnie uczył fechtunku, a nie zabijania nogami i zębami.
– Bo będę, ale pewne podstawy są takie same w każdym rodzaju walki. Zabij! Zabij, a potem będziesz się zastanawiać, czy prawidłowo wykonałaś przejście Brasa z właściwymi przydechami. Potem sprawdzisz, czy wszyscy się z ciebie śmieją, czy uważają cię za tchórza, czy przeciwnie, za cwaną juchę… Powiem inaczej, jeśli przeżyjesz, będziesz miała możliwość zastanawiania się, czy zrobiłaś dobrze. Jeśli zginiesz, bądź pewna, że ten, co cię załatwił, nie będzie płakał… No dobra, za dużo już gadam. Nauczę cię jednej rzeczy na początek. Pokaż jak trzymasz miecz.
Dziewczyna ujęła niesamowicie ciężki kij, ujmując go mocno prawą dłonią przy usztywnionym nadgarstku.
– Do dupy – Hekke postąpił krok do przodu i wytrącił jej kij leciutkim uderzeniem swojego. Nawet nie zdołała spostrzec, jak to zrobił. Wykręcony nadgarstek pulsował bólem. – Nie tak. Podnieś rękę do oczu i patrz: masz kciuk, dwa pierwsze palce i dwa drugie. Nazywa się to kciuk, „przód” i „tył”. I przód i tył to para palców – miecz trzymasz trzema palcami, kciukiem i przodem lub tyłem, reszta tylko blokuje.
– Bogowie… Jak to? – Achaja nie mogła uwierzyć, że mistrzowie fechtunku uczyli ją źle.
– Tak to. Ujmij „rękojeść” tak: kciuk z góry, przód z dołu i tył znowu z góry.
Dziewczyna niezdarnie układała palce. Kij ciążył jej coraz bardziej, niezbyt mogła go utrzymać trzema palcami, tym bardziej, że tylna para właściwie nie brała w tym udziału, usztywniała kij swoimi grzbietami i bolała coraz bardziej.
– O widzisz. A teraz przerzut. Dwoma pierwszymi palcami podrzucasz miecz tak, żeby ostrze leciało na ciebie aż zatoczy prawie pełny łuk, jednocześnie unosząc rękę. Teraz trzymasz rękojeść dwoma tylnymi palcami, przednimi i kciukiem tylko blokujesz.
Dziewczyna wykonała przerzut. „Miecz” Błyskawicznie znalazł się w innym ułożeniu – przedtem trzymała go „z dołu”, celując w górę, teraz trzymała go „z góry”, celując w dół.
– Ale świetne – roześmiała się. – Tak można przejść każdą gardę.
Hekke też się uśmiechnął.
– Widzisz? To jest „długie przejście” – łatwiejsze w wykonaniu, ale trochę zbyt wolne.
– Wolne? Przecież zrobiłam to błyskawicznie.
– Tak ci się tylko wydaje. Teraz „krótkie przejście”. Ujmij rękojeść odwrotnie. Strasznie nienaturalna pozycja dla palców, więc uważaj. Kciuk i pierwsza para z góry, druga para z dołu, masz?
Znowu trzymała „miecz” „od dołu” skierowany ostrzem ku górze.
– Teraz lekkie podniesienie ręki przy jednoczesnym rozluźnieniu palców i miecz sam ląduje w pozycji „z góry na dół”, ty go tylko usztywniasz palcami. Szybkie, nie?
– No, ale co z tego? Przecież tak nie mogę walczyć.
– Dlaczego?
– Prawie nie trzymam miecza, trzy wykręcone palce nie wystarczą. Każdy dureń mi go wybije przy…
– Przed chwilą trzymałaś całą dłonią, tak jak cię nauczono, a mimo to wybiłem ci miecz bez problemu.
– Ach… ty… Ty jesteś dobry w tym jak zaraza.
– Ty też będziesz dobra. Przez najbliższy rok ćwicz chwyty i siłę palców.
– Rok??? No dobra, nawet po roku nie będę w stanie odbić cudzego ciosu, trzymając miecz trzema palcami.
– A kto ci każe odbijać? – Hekke uniósł brwi. – Po co?
– To jak? Mam się nie bronić?
– Nie masz się bronić – tłumaczył cierpliwie. – Masz atakować. Posłuchaj: w całej sztuce fechtunku nie ma nawet pojęcia obrony – dziewczyna chciała zaprotestować, ale Hekke uniósł rękę. – Słuchaj: broni się gorszy przed równie złym. Zapamiętasz wreszcie, że nie chcę, żebyś szła z kimkolwiek walczyć? Masz pójść i go zabić. Od razu. Bez wywijania mieczem, jak nie przymierzając cepem! Zabijaj od razu, rękami, zębami, nogami, napluj mu w oczy, zabijaj czymkolwiek. Jak już dotkniesz miecza, to nie po to, żeby machać na wiwat. Zabij! Zabij od razu, na przykład tym samym ruchem, którym wyciągasz miecz z pochwy. Sru – chwycił swój kij i uderzył dziewczynę w szyję tak silnie, że upadła na piasek, nie mogąc zaczerpnąć tchu. – I już po przeciwniku. Nie wywijaj mieczem i sztyletem, bo prędzej obetniesz sobie uszy niż cokolwiek osiągniesz! Jeśli wyjmujesz miecz, zabij kogoś i schowaj go z powrotem!
– No, ale… – dziewczyna ciągle na klęczkach masowała sobie szyję. Kręciło się jej w głowie. – No, ale czasem…
– Jeśli tylko dopuścisz możliwość, że jednak czasem, przypadkiem, kiedyś… ktoś cię zmusi do obrony, to już po tobie. Lepiej zajmij się szorowaniem garów.
– A… jeśli spotkam mistrza?
– Mistrza pokonuje się siłą woli. Żaden z tych, co ich widziałem, nie znał jakichś strasznie wyrafinowanych chwytów, przejść czy zwodów. Oni zabijali przeciwnika zanim tamten zrozumiał, o co tak naprawdę toczy się gra. Słuchaj, do walki ludzie stają z różnym nastawieniem. Jedni sądzą, „a może mi się uda przeżyć” – nie uda się, to już trupy jeśli trafią na zawodowca. Inni myślą „pofechtujemy się, zobaczymy kto lepszy, a potem się okaże, co i jak” – to też trupy, jeszcze przed walką. I są jeszcze inni, myślą: „zabić, zabić, zabić” albo w ogóle nie myślą o niczym szczególnym, po prostu zabijają. I chodzą sobie po świecie, nie mając często pojęcia, co to jest „przejście Brasa”, co to prawidłowy przydech, ani jak właściwie przenosić ciężar z jednej nogi na drugą. Wiem, czytałaś kroniki rycerskie, a tam się aż roi od opisów: „wykonał piruet i pół zwrotu, unosząc świetlistą klingę oszukał przeciwnika, który również podniósł rękę… Ostrze w dół, półobrót, przerzut miecza do drugiej ręki i… krew zdrajcy chlusnęła na podłogę!” Bzdety!!! Bzdety!!! Kompletna bzdura! Co on baletmistrz, żeby tańczyć? Jeśli tak wyrolował przeciwnika, to kim był? Czarownikiem? Co robił przeciwnik, podczas kiedy on wykonywał te wszystkie zwroty, przerzuty, taneczne kroki? Spał? Chlał wino? Czy z pannami się zadawał? Dlaczego w tym czasie nie zabił naszego bohaterskiego rycerza?
– Może nie mógł?
– No to, co ten rycerz? Dorwał trzyletnie dziecko z mieczem i usiekł, pierwej się popisując? Spróbował by taki bohater ze mną. Przy pierwszym piruecie i drugim pląsie nie mógłby się już doliczyć dziur we własnych płucach… Kurwa mać! To występy cesarskiego baletu czy zabijanie? Możesz biegać… Jak masz dziesięciu przeciwników przeciw sobie. Ale jednego? Zabij go i już.